Był telefon od prezesa z Grudziądza - rozmowa z Hubertem Łęgowikiem, zawodnikiem Włókniarza Częstochowa

Hubert Łęgowik nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji na temat przynależności klubowej w sezonie 2014. Póki co, wychowanka Włókniarza obowiązuje kontrakt z macierzystym klubem z Częstochowy.

Kamil Tecław: Hubert, za tobą sezon 2013. Jak ogólnie oceniłbyś swoje występy w tym roku?

Hubert Łęgowik: Sezon pod względem zawodów indywidualnych uważam za udany. Awansowałem przecież do wszystkich finałów do których mogłem awansować. M.in. znalazłem się w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów, gdzie zająłem 10. miejsce. Na pewno wynik byłby lepszy, gdybym dzień wcześniej nie nabawił się kontuzji podczas finału Ligi Juniorów w Gorzowie. Podczas finału w Guestrow zmagałem się z silnym bólem. Po każdym z biegów chłodziłem sobie rękę na wiele sposobów, a po ostatnim biegu ta ręka bolała mnie na tyle, że ciężko było ją podnieść. Od tamtej kontuzji sezon powinien się dla mnie skończyć - tak zalecali mi lekarze.

Wziąłeś udział w dziesięciu spotkaniach Dospel Włókniarza Częstochowa. Z tych występów nie możesz być chyba do końca zadowolony?

- Niestety, ale nie wszystko w tym sezonie szło po mojej myśli. Być może przed zawodami byłem za bardzo zdenerwowany, ale szybkością motocykli również znacznie odbiegałem od wielu zawodników.

Znacznie lepiej wiodło ci się w barwach GKM-u Grudziądz, gdzie startowałeś jako gość. Jak ocenisz swoje starty na pierwszoligowym froncie?

- W GKM-ie startowało mi się bardzo dobrze. Geometria tamtejszego toru nie jest łatwa, jednak po jednym treningu mniej więcej wiedziałem jak jechać. Podczas mojego debiutu w grudziądzkim klubie, gdy mierzyliśmy się z Lokomotivem Daugavpils zdobyłem 6 punktów w 3 startach. Niestety, później nie udało mi się zdobywać dużych ilości punktów. Bardzo się jednak cieszę z wyniku, jaki osiągnąłem w meczu przeciwko Orłowi Łódź. Wtedy pasowało mi wszystko. Mogę sobie tylko życzyć jak najwięcej takich występów.

Wiele mówi się o tym, że prowadzisz zaawansowane rozmowy z grudziądzkim klubem na temat kontraktu. Jak się do tego odniesiesz?

- Faktycznie, był telefon od prezesa klubu z Grudziądza. Najpierw jednak Włókniarz musiałby ustalić pewne rzeczy z grudziądzkim klubem, a dopiero później ja mógłbym prowadzić ewentualne rozmowy i nie dotyczy to tylko GKM-u, lecz wszystkich klubów.

Optujesz bardziej za startami w Ekstralidze, czy patrzysz mocniej w kierunku I ligi?

- Wszędzie jest tak naprawdę ciężko o punkty. Nie ma chłopców do bicia i każdy chce zdobywać jak najwięcej oczek.

Kiedy możemy się spodziewać twojej ostatecznej decyzji na temat przynależności klubowej?

- Okres transferowy trwa do 15 grudnia, więc jest jeszcze sporo czasu do ostatecznej decyzji. Wiem, że Włókniarz chce, abym reprezentował biało-zielone barwy, ale pojawiają się też oferty z innych klubów. Myślę, że jednak wszystko niedługo się wyjaśni.

Hubert Łęgowik rozważy każdą opcję pod kątem przyszłego sezonu
Hubert Łęgowik rozważy każdą opcję pod kątem przyszłego sezonu

Wspominałeś na samym początku naszej rozmowy o finale IMEJ, ale w innych zmaganiach młodzieżowych także radziłeś sobie całkiem nieźle. Ogólnie sezon w gronie juniorskim możesz chyba uznać za udany?

- Moim zdaniem ten sezon był dla mnie dobry. Początek miałem jednak zdecydowanie lepszy od końcówki. Było to spowodowane tym, że przed sezonem miałem wszystko poukładane, a w połowie kilka rzeczy zaczęło się sypać, niekoniecznie z mojej winy.

Czego nauczył Cię tegoroczny sezon i jakie wnioski wyciągniesz na przyszłość?

- W tym sezonie poznałem więcej torów, na których nie miałem wcześniej okazji startować. Głównie szukałem na nich przełożeń, bo ciężko jest trafić z nimi na tor, gdzie jeździło się raz lub dwa w życiu. Myślę, że zacząłem jeździć lepiej technicznie i dobrze czułem się na motocyklu. W pewniej części sezonu miałem problem z wygrywaniem startów, ale później doszliśmy wraz z teamem do czynnika, który w motocyklach negatywnie wpływał na moment startowy.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: