Marek Cieślak całą swoją zawodniczą karierę spędził w barwach Włókniarza Częstochowa. Rozpoczęła się ona w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. - Żużel był wtedy sportem sztandarowym w Częstochowie. Jakiś czas mieszkałem u dziadków. Żużel bez przerwy przewijał się w domu. Później byłem starszy i pociągnęło mnie to - powiedział były zawodnik Lwów o początkach swojej kariery.
Obecny trener Unii Tarnów opowiedział również o zdobyciu mistrzowskiego tytułu z Włókniarzem. Sukces ten miał miejsce w 1974 roku. Decydującym był wyjazdowy mecz ze Stalą Gorzów, który Lwy wygrały. - Ten mecz w Gorzowie był meczem decydującym. Pomogła nam pogoda. Stal była wtedy bardzo mocna. To były czasy Edwarda Jancarza i Zenona Plecha. Myśmy ten mecz wygrali, prowadziliśmy całe zawody. Wykorzystaliśmy regulamin, wtedy jak się zawodnika wstawiało bieg po biegu, to były cztery minuty przerwy, a jak jechał trzy biegi pod rząd to było osiem minut. Czarne chmury szły nad kominem, a na stadionie w Gorzowie jak chmury idą od strony komina to będzie lało. Po dziewięciu biegach był potop. Pani sędzina Nadolna była wywożona traktorem ze stadionu, bo tyle wody było na torze - przyznał Cieślak.
Rok później w Częstochowie rozegrano finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Zdecydowanym faworytem tych zawodów był właśnie Cieślak, który musiał zadowolić się drugim miejscem. - Wtedy się cieszyłem ze srebrnego medalu, ale dzisiaj wiem, że nie miałem się z czego cieszyć. W Częstochowie było dużo imprez, które ja wygrywałem. W tym jednym turnieju lepszy był Edward Jancarz, ale pomógł mu klubowy kolega, Zenon Plech. Szkoda, bo później jak jeździłem w Anglii, to nie mogłem startować w mistrzostwach Polski - powiedział były trener Lwów.
{"id":"","title":""}
Źródło: CzewaTV
być na Stadionie Śląskim w 1974 na meczu Śląska Św. z Włókniarzem,kiedy to częstochowianie przypieczętowali i świętowali swój Czytaj całość