W Indywidualnych Mistrzostwach Europy jeździ się za darmo - rozmowa z Adrianem Miedzińskim, żużlowcem Unibaksu Toruń

Adrian Miedziński na pewno zawiódł oczekiwania toruńskich fanów podczas niedzielnego pierwszego meczu finałowego Speedway Ekstraligi w Lesznie. W czterech startach zdobył bowiem zaledwie jedno oczko. Mimo tego, na wysokości zadania stanęli jego koledzy i torunianie odnieśli niezwykle cenne wyjazdowe zwycięstwo. Spotkanie z Unią było pierwszym od dawna tak nieudanym występem Miedziaka. Potwierdza to tylko, że kończący się sezon jest dla niego udany i może być z niego zadowolony.

Jarosław Handke: Jak oceniasz swój występ w meczu Unia – Unibax? Wynik drużyny na pewno cieszy, indywidualna zdobycz punktowa już mniej…

Adrian Miedziński: Najważniejsze jest zwycięstwo drużyny, a co do mojego występu to mogę powiedzieć, że była to po prostu klapa. Szczerze mówiąc, to w Lesznie zawsze miałem jakieś problemy. Teraz pojechałem w czterech biegach, z czego w jednym z nich zostałem wykluczony. Trzy pozostałe odjechałem na trzech różnych motocyklach, co nie jest dobre dla zawodnika. Nie umiem wytłumaczyć swojej kiepskiej dyspozycji. Musimy wygrać w Toruniu i chcę w rewanżu zaprezentować się jak najlepiej oraz wyciągnąć wnioski z meczu w Lesznie i w przyszłym roku powrócić na ten stadion i pojechać lepiej. Na razie jednak nie mam jakiejś złotej recepty na ten tor, zawsze się tutaj męczę.

W biegu szóstym upadłeś na wejściu w pierwszy wiraż, po czym zostałeś wykluczony przez sędziego z powtórki wyścigu. Zdaniem wielu obserwatorów, sędzia mógł, a nawet powinien podjąć inną decyzję. Jak się zapatrujesz na tę sytuację?

- Sędzia podjął taką decyzję, a nie inną. Na pewno był tam jakiś kontakt, jednak nie na tyle, bym nie opanował motocykla. Byłem na straconej pozycji po przegranym starcie. Co do tego kontaktu, to deflektorem dotknął mnie Jarek Hampel. Na pewno nie było to jednak zamierzone. Powinienem się był utrzymać na motocyklu. Sędzią mógł mnie wykluczyć, ale nie musiał tego uczynić. Nie ma co wracać do tej sytuacji.

Bieżący sezon jest dla ciebie udany. Jak oceniasz swoje tegoroczne starty w Polsce i zagranicą?

- Na pewno nie jest źle. Chciałem szczególnie dobrze pojechać w końcówce sezonu i jeżeli zdobędziemy drużynowo złoty medal mistrzostw Polski, to uznam ją za udaną. Zadowolony jestem także z ligi szwedzkiej.

Myślałeś o podpisaniu kontraktu na Wyspach Brytyjskich?

- Na razie nie jestem w stanie nic na ten temat powiedzieć, nie wiem jak to się ułoży. Będę o tym myślał już po sezonie. Na razie nie miałem jeszcze okazji do takich przemyśleń.

Czy planujesz podtrzymanie, a może nawet zwiększenie częstotliwości swych startów poprzez starty w eliminacjach różnych imprez, np. cyklu Grand Prix?

- Wystartuję w eliminacjach wszystkich poważniejszych imprez, oprócz indywidualnych mistrzostw Europy.

Mówisz, że wyrzucasz z kalendarza startów eliminacje do IME. Masz związane z tymi rozgrywkami w tym roku niemiłe wspomnienia…

- Tak, poza tym zawody te nie mają żadnej rangi, w Indywidualnych Mistrzostwach Europy jeździ się za darmo. Jest to praktycznie tylko okazja do potrenowania. Ja na pewno w takich zawodach już nie wystartuję. Nie zamierzam udzielać rad kolegom, czy mają się ścigać w mistrzostwach Europy, czy nie. To jest kwestia indywidualna każdego zawodnika.

Rok 2008 jest drugim, w którym startujesz jako senior. Jak się czujesz jadąc spod numerów 1-5? Czy kolejny planujesz spędzić również w zespole, można już chyba powiedzieć, drużynowych mistrzów Polski 2008?

- Obecny sezon jest dla mnie po prostu normalnym sezonem. Nie czuję się gorszy od innych zawodników. Wszystko polega na tym, aby dogadać się ze sprzętem i nie mylić się, jak to miało miejsce choćby podczas meczu w Lesznie. Co do drugiego pytania, to nie można jeszcze powiedzieć, że jesteśmy mistrzami Polski. Mamy co prawda osiem punktów zaliczki, ale przed nami jeszcze rewanż. W Toruniu mam jeszcze ważny kontrakt na sezon 2009.

Komentarze (0)