Michał Wachowski: W listopadzie wspominał pan, że będzie przygotowany do sezonu jak nigdy dotąd. Czy efekty pracy są już widoczne?
Dawid Stachyra: Na razie ciężko powiedzieć, ponieważ na te przygotowania składa się parę rzeczy. Wiele zależeć będzie na pewno od treningów, które odbędę wiosną na torze. Nie ukrywam, że jestem zadowolony z mojej bazy sprzętowej, która się rozbudowuje. Oprócz tego pozostaje mi czekać na efekty współpracy z psychologiem. Zdaję sobie sprawę, że nie będzie ich widać już po paru tygodniach.
Czy rozpoczęcie współpracy z psychologiem było pana samodzielną decyzją, czy też ktoś pana do tego namówił?
- Można powiedzieć, że do tej decyzji dojrzałem samemu. Uważam, że będzie to dobry krok. Taka współpraca na pewno w niczym nie przeszkodzi, a na pewno może mi pomóc. Wydaje mi się, że w polskim sporcie jest to już coraz bardziej popularne. Może w nieco innych dyscyplinach niż żużel, ale myślę, że mimo wszystko warto tego spróbować.
Czy zastanawiał się pan nad tym w jakim kierunku zmierza pańska kariera? Mimo awansu z Wybrzeżem, pozostał pan przecież w I lidze.
- Można powiedzieć, że co drugi sezon mam wystrzałowy. Czegoś mi jednak brakuje, by ustabilizować formę i często pojawiają się jakieś problemy. Chciałbym wyeliminować te słabsze sezony i w przeciągu dwóch lat powalczyć o to, by znaleźć angaż w Ekstralidze. To coś, do czego teraz dążę.
Czy celem na najbliższy sezon jest przekroczenie średniej biegowej 2,0? Mogłaby ona pozwolić na znalezienie zatrudnienia w Ekstralidze.
- Nie ukrywam, że po zakończeniu ostatniego sezonu miałem dużo możliwości i być może była nawet szansa, bym trafił do Ekstraligi. Rozmowy potoczyły się jednak tak, a nie inaczej. Nie wszystko zależało ode mnie i skończyło się na tym, że pozostałem w I lidze. Liczę, że dzięki dobrej postawie w 2014 roku, znów będę mógł atakować wyższą klasę rozgrywek.
Czy nie ma pan wrażenia, że obecny regulamin Ekstraligi w zdecydowany sposób zmniejsza szansę na angaż w czołowych klubach? Ze względu na brak KSM-u, wielu solidnych zawodników musiało szukać zatrudnienia w I lidze.
- Na pewno tak jest. Pierwszą kwestią jest brak KSM-u, który pozwala drużynom budować najmocniejsze składy. Do tego dochodzi też zmniejszenie liczby drużyn. Automatycznie tych pozycji dla seniorów jest mniej i uważam, że nie wpływa to korzystnie na rozwój tej dyscypliny. Nie powinno być tak, że przepisy niemalże co roku się zmieniają. Nie jest to komfortowe ani dla zawodników, ani dla samych klubów.
Z drugiej strony, czy na zmianach w Ekstralidze nie skorzystała czasem I liga? Poziom, w porównaniu do poprzedniego sezonu, wydaje się być mocniejszy.
- I liga jest jakby nie patrzeć zapleczem Ekstraligi i poziom rozgrywek powinien być wyrównany. Wielu solidnych zawodników, podobnie jak ja, stara się przebić do najwyższej klasy rozgrywek i na pewno jest to swego rodzaju wyzwanie. Każdy będzie chciał przejechać dobry sezon, zostać zauważonym, by później w składzie ekstraligowej drużyny się znaleźć.
Na co, patrząc na skład, stać drużynę z Rybnika?
- Nie ma sensu za bardzo się podpalać i myślę, że walka o awans do pierwszej czwórki jest celem, który możemy przed sobą stawiać. Skład jest ciekawy, choć nie ma co ukrywać, że jest to mieszanka wybuchowa. Z jednej strony są doświadczeni zawodnicy, a z drugiej młodzi. Nie wiadomo też jak niektórzy poradzą sobie z przeskokiem z II do I ligi. Wiele oczekiwać będzie się na pewno po mnie, Chrisie Harrisie oraz Michale Szczepaniaku.
Prezes Mrozek nie wyobraża sobie, by ROW Rybnik miał problemy z utrzymaniem. Czy w ten sposób nie wywiera na was nieświadomie dodatkowej presji?
- W sporcie, podobnie jak w każdej innej dziedzinie życia, zawsze się do czegoś dąży i tę presję się odczuwa. To, że prezes mocno wierzy w drużynę jest dobre, bo w innym przypadku kontraktów z takimi zawodnikami jak Harris czy ja by nie zawarł. Nie pozostaje nam teraz nic innego, jak za kredyt zaufania odwdzięczyć się na torze.
Opuścił pan niestabilne finansowo Wybrzeże Gdańsk na rzecz klubu z Rybnika, który jako jeden z pierwszych otrzymał licencję na starty w I lidze. Różnica jest zauważalna?
- Powiem szczerze, że ze swojej strony jestem rybnickim klubem pozytywnie zaskoczony. Rozmowy z prezesem Mrozkiem od samego początku były bardzo klarowne. Rybnik jest prowadzony w sposób poukładany i także dla nas, zawodników, ta sytuacja jest bardzo komfortowa. Całe miasto zasługuje na dobry wynik sportowy klubu i tak jak powiedziałem, zrobimy wszystko, by awansować do pierwszej czwórki. Później może zdarzyć się wszystko.
Będzie miał pan okazje do startów przeciwko klubowi z Rzeszowa. Czy te mecze wyzwolą u pana szczególne emocje?
- Spędziłem sporo lat zarówno w Rzeszowie, jak i Lublinie, dlatego trudno przechodzić obok takich meczów obojętnie. Jeżdżą tam koledzy, z którymi dawniej występowałem w jednej drużynie. Niektórzy do dziś mieszkają w tym samym mieście. Nie jest to jednak coś, co by mnie stresowało i z czym nie mógłbym sobie poradzić.