Nie zamierzam oglądać meczów z trybun - rozmowa z Marcinem Jędrzejewskim, żużlowcem Polonii Bydgoszcz

Po czterech latach startów na najniższym froncie [tag=6267]Marcin Jędrzejewski[/tag] wraca do I ligi. Będzie ponownie reprezentował macierzysty klub z Bydgoszczy. Jego zdaniem Polonię stać na pierwszą czwórkę.

Oliwer Kubus: Po pięciu latach przerwy wracasz do macierzystego klubu…

Marcin Jędrzejewski: Chciałem w końcu wyrwać się z II ligi. W poprzednich latach też się o to starałem, było blisko, ale za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Bydgoszcz traktuję jak dom. Tam się wychowałem, znam tor i otoczenie. Wiadomo, u siebie jak to u siebie - zawsze jest łatwiej. Najważniejsze, że doszliśmy do porozumienia.

Od początku okna transferowego byłeś wiązany z Polonią, lecz na temat spraw kontraktowych długo nie chciałeś się wypowiadać. Bałeś się zapeszyć czy przebierałeś w ofertach i nie potrafiłeś się zdecydować?

- Wychodzę z założenia, że lepiej dmuchać na zimne. I gdy nie ma podpisu, to wolę niczego nie ogłaszać, bo ktoś może w ostatniej chwili zmienić zdanie i z kontraktu wychodzą nici. Miałem jeszcze jedną propozycję z I ligi, jednak Polonię traktowałem priorytetowo. II liga była wyjściem awaryjnym. Dopóki umowa nie leżała na stole, to pozostawałem z drugoligowymi działaczami na łączach, ale gdy stało się jasne, że wracam do Bydgoszczy, to zadzwoniłem do nich i podziękowałem za zainteresowanie.

O skład w Polonii będzie rywalizowało przynajmniej sześciu seniorów. Dla jednego zabraknie miejsca. Jesteś pewny swego?

- Chyba żaden zawodnik nie podpisuje kontraktu z myślą, że będzie siedział na ławie. Skład do słabych nie należy, ale nie zamierzam oglądać meczów z trybun. Bardzo solidnie przygotowuję się do sezonu. Jeżeli aura pozwoli, na pewno dużo czasu spędzę na crossie. Skupiam się na ćwiczeniach wytrzymałościowych, a jednocześnie dogrywam sprawy sprzętowe. Będę korzystał z usług dwóch tunerów: Witka Gromowskiego z Bydgoszczy i Ryszarda Kowalskiego z Cierpic pod Toruniem. Nie będzie problemu, by w razie czego silniki modyfikować i wprowadzać w nim poprawki. Takiego komfortu w Opolu nie posiadałem, głównie ze względu na spore odległości dzielące miasta.

Większość bydgoskich kibiców przyjęła wiadomość o twoim powrocie z entuzjazmem. Pojawiały się jednak głosy sceptyczne. Bo skoro miałeś trudności drugiej lidze, to w pierwszej sobie możesz sobie nie poradzić.

- Jeszcze nie urodził się taki, co by wszystkim dogodził. To naturalne, że znajdą się osoby, które będą we mnie wątpić. Mają do tego prawo, ale postaram się im udowodnić, że byli w błędzie. Przy odpowiednim przygotowaniu kondycyjnym i sprzętowym nie powinienem mieć problemów. Do minionego sezonu nie ma sensu wracać. Borykałem się z kłopotami sprzętowymi, silniki wybuchały, jednak kiedy w końcówce zakupiłem nowy sprzęt, to zacząłem punktować na zadowalającym poziomie.

Dobrej jeździe nie sprzyjała także sytuacja finansowa Kolejarza Opole. Po meczu w Krakowie stwierdziłeś, że gdyby nie pomoc żony, to w tym spotkaniu byś nie wystartował.

- Robiło się już gorąco. Bo gdy zawodnik nie dostaje wypłat za ileś meczów z rzędu, to trudno mu poczynić inwestycje, a to, wiadomo, przekłada się na wynik. Pieniędzy spod poduszki nie wyciągniemy. Żona wsparła mnie w tym niełatwym momencie i chwała jej za to.

Takiej małżonki tylko pozazdrościć.

- 26 lat jej szukałem (śmiech).

Marcin Jędrzejewski jeszcze w plastronie Kolejarza. W następnym sezonie będzie reprezentował barwy macierzystej Polonii
Marcin Jędrzejewski jeszcze w plastronie Kolejarza. W następnym sezonie będzie reprezentował barwy macierzystej Polonii

Wracając jednak do spraw sprzętowych. Nowe silniki nie gwarantują sukcesu. Przy ich doborze trzeba mieć sporo szczęścia?

- To jest loteria. Duża loteria. Zdarza się przecież, że gdy młody zawodnik trafi ze sprzętem, to potrafi wygrać z każdym. Wystarczy, że się steru trzyma. Ale często spotyka się też sytuacje odwrotne, kiedy kupuje się wiele silników i żaden nie jedzie. Trzeba wyciągać wnioski i liczyć na szczęście.

Będziesz miło wspominał twoją drugą przygodę z Kolejarzem?

- Na pewno nie był to tak dobry sezon, jak 2011. Nie chcę jednak narzekać, gdyż poza finansami wszystko było OK. Gdybyśmy jeszcze otrzymywali pieniądze na czas, to nie mielibyśmy powodów do niezadowolenia. Podpisując w Opolu umowę z panem Jurkiem Drozdem, byłem praktycznie pewien, że prędzej czy później doczekam się zaległości. Nadal uznaję prezesa za osobę, która dotrzymuje danego słowa, nie gwarantuje pieniędzy tylko na papierze, ale w końcu płaci je zawodnikom. Mimo wszystko jest to konkretny gość. Przestałem do niego wydzwaniać, bo i tak nie odbierał moich telefonów, lecz wierzę, że o mnie nie zapomniał.

Choć nie byłeś najskuteczniejszym jeźdźcem opolskiego klubu, to na liście wierzycieli z 67 tysiącami złotych figurujesz na pierwszym miejscu…

- Zadecydowała o tym głównie końcówka sezonu, kiedy zacząłem notować lepsze wyniki. Nie mam porównania do pozostałych chłopaków, bo nie interesuje mnie ich stan konta. Skupiam się wyłącznie na własnym podwórku i najważniejsze, że wiem, ile mi klub zalega pieniędzy.

Cztery ostatnie sezony spędziłeś w najniższej klasie. Kiedy w 2010 roku podpisywałeś umowę z Orłem Łódź, robiłeś krok w tył, by następnie zrobić dwa do przodu?

- Taki miałem zamiar, jednak wyszło, jak wyszło. Przed odejściem do Łodzi kolega powiedział mi, że jeśli pójdę do II ligi, to będzie mi się trudno z niej wydostać. I miał rację. II liga to wbrew pozorom wysoki poziom. Od pozostałych klas różni się głównie finansami, ale umiejętnościami na pewno nie. Zdarzali się menedżerowie zawodników ekstraligowych, którzy mówili mi "pf, co to jest druga liga? Puszczasz sprzęgło i wygrywasz, taki to poziom”. Jak się potem okazało, ich żużlowcy startujący jako goście w tej lidze mieli niemałe problemy. Może Szymek Woźniak temu przeczy, aczkolwiek jemu też zdarzały się wpadki. Nikt tam nie zamyka gazu, nie odpuszcza, przez co kibice oglądają ciekawe zawody, nierzadko ciekawsze niż w ekstralidze. Czego brakuje, to tylko lepszego sprzętu. Przy większych nakładach finansowych druga liga doszlusowałaby poziomem do pierwszej.

Zawodnicy zwracają też uwagę na specyfikę drugoligowych torów.

- Są one bardziej wymagające. Nie oszukujmy się, nie są to „stoliki”, na niektórych trzeba skakać jak na crossie. W każdym razie te cztery sezony były ciekawym doświadczeniem. Teraz nie ma sensu gdybać, zastanawiać się, co by było, gdybym w pewnym momencie dokonał innego wyboru. Trzeba skupić się na tym, by wszystko nadrobić.

Przed tobą drugi w karierze sezon w I lidze. O co powalczysz z Polonią?

- Składu nie mamy złego. Jest młody i przez to może być nieobliczalny, ale jeśli pojedziemy na przyzwoitym poziomie, to jesteśmy w stanie do pierwszej czwórki awansować. Z bardziej odważnymi wnioskami musimy się wstrzymać do kwietnia. Na razie najważniejsze dla działaczy jest wyprowadzenie klubu na prostą.

Od twojego odejścia z Bydgoszczy wiele się zmieniło. Przede wszystkim u sterów są nowi ludzie. Miałeś ich okazję wcześniej poznać?

- Znam się bardzo dobrze z Andrzejem Polkowskim, z którym współpracowałem praktycznie przez całą karierę. Myślę, że ma on na tyle wszystko poukładane, że w kontrakcie nie ma żadnych wirtualnych zapisów. Prowadziliśmy konkretne rozmowy. Powiedziano mi: "możesz dostać tyle i tyle, bo więcej nie mamy, a nie będziemy pisać na kartce wygórowanych sum, których i tak byś później nie otrzymał". To moim zdaniem bardzo rozsądne podejście. Każdy, kto by podpisał taki kontrakt, wiedziałby, że obiecane pieniądze dostanie. Warunki nie są złe, trzeba tylko siadać na motor i zapieprzać.

W środowisku jesteś znany jako "Siopek". Skąd wziął się ten pseudonim?

- Gdy byłem mały i do naszego domu przychodził mężczyzna, to zamiast "chłop" mówiłem na niego "siop". I tym sposobem sam nim dziś zostałem.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: