Bohaterowie drugiego planu: Dariusz Łapa - od Andreasa do Andreasa

Pochodzi z Bydgoszczy, jego ojciec przez wiele lat był mechanikiem w tamtejszej Polonii. Nic więc dziwnego, że sam zaczął pracować w żużlu i zajmuje się przygotowaniem motocykli.

13 maja 2012 roku. Wrocław. W meczu ekstraligi miejscowy Betard Sparta Wrocław rywalizuje z PGE Marmą Rzeszów. W trzecim wyścigu dochodzi do upadku Anglika Lee Richardsona, który reprezentuje barwy rzeszowskiej drużyny. Anglik na wyjściu z pierwszego łuku zahacza o motocykle dwóch rywali i uderza z impetem w bandę. Pierwszy przy nim jest Dariusz Łapa, mechanik Richardsona, który później razem ze swoim pracodawcą jedzie karetką do wrocławskiego szpitala, gdzie Lee umiera na stole operacyjnym w skutek wielonarządowego obrażenia klatki piersiowej, pękniętego płuca oraz wykrwawienia. - Po tym zdarzeniu wiele myślałem o tym, by odejść z tego sportu - przyznaje Łapa.

Żużel od dzieciństwa

Bydgoszcz, 26 lat wcześniej. Siedmioletni Darek, jak niemal wszyscy jego rówieśnicy w tym mieście, kibicuje miejscowej Polonii, po cichu myśli, by w przyszłości zostać żużlowcem. Ojciec Darka, Zygfryd Łapa już w latach 70-tych rozpoczął pracę mechanika w bydgoskim klubie, przygotowuje silniki dla zawodników, dzięki czemu Darek może podglądać zawodników w parku maszyn. - To z powodu pracy taty wszystko się zaczęło. Pamiętam, że od małego interesowały mnie motocykle i żużel. oczywiście chodziłem na mecze, z kolegami zbieraliśmy pamiątki związane z tym sportem oraz naklejki. Wakacje, wszelaki czas wolny, wagary spędzałem na stadionie. W tym wieku zacząłem kojarzyć gdzie jest przednie koło, gdzie tylne, a gdzie kierownica - wspomina Łapa, który jednak nie spełnia swoich marzeń o byciu żużlowcem. Na jednym z treningów jest świadkiem poważnego upadku swojego kolegi, zapowiadającego się na niezłego juniora Macieja Głoda, który doznał złamania nogi. - Gdy to zobaczyłem, to stwierdziłem, że ja chyba jednak wolę stać z drugiej strony bandy i wypychać motocykle na tor. Nie dla mnie ściganie się na żużlu, nie nadaję się do tego - mówi.

Popyt na mechaników

W latach 70-tych oraz 80-tych klubowi mechanicy odpowiadali za przygotowanie silników. Tym też zajmował się ojciec Darka. - Był tunerem, jak byśmy to teraz nazwali. Natomiast przygotowaniem motocykla zajmowali się sami zawodnicy - tłumaczy Łapa. Na początku lat 90-tych technologia zaczęła iść do przodu, zmieniało się też podejście zawodników, którzy zaczęli tworzyć profesjonalne teamy. W Bydgoszczy było to tym bardziej widoczne, bowiem w Polonii jeździli tacy zawodnicy, jak Tomasz Gollob czy Piotr Protasiewicz. - Ojciec miał problemy z nadążaniem za nowinkami, które przychodziły z zachodu, dodatkowo żużlowcy więcej uwagi zaczęli przykładać do takich rzeczy jak rama, przygotowanie i logistyka. W pewnym momencie było większe zapotrzebowanie na mechaników do obsługi ram, pełniących też funkcję kierowców niż samych tunerów - mówi Łapa.

W połowie lat 90-tych Zygfryd Łapa przygotowywał sprzęt dla młodzieżowców Polonii. - Wtedy też zacząłem jeździć jako pomocnik Michała Robackiego na pierwsze zawody młodzieżowe - wspomina Łapa. Później pojawiła się szansa pracy w teamie Piotra Protasiewicza. - Zaczęliśmy zimą przygotowywać sprzęt do sezonu, ale patrząc z perspektywy czasu, ja wtedy nie byłem jeszcze gotowy na pracę w tak profesjonalnym teamie i nie wyszło. Dodatkowo byłem wtedy w klasie maturalnej, więc nie mogłem poświęcać pracy tyle czasu, ile bym chciał. Jednak Piotr otworzył mi oczy na duży żużel - przyznaje Łapa.

- Andreas był moim pierwszym profesjonalnym zawodnikiem, z którym związałem się na dłużej, to była głęboka woda - mówi Dariusz Łapa (z lewej)
- Andreas był moim pierwszym profesjonalnym zawodnikiem, z którym związałem się na dłużej, to była głęboka woda - mówi Dariusz Łapa (z lewej)

Przeprowadzka pod Jasną Górę

Po nieudanej próbie współpracy z Protasiewiczem, Łapa postanowił zrobić sobie przerwę od żużla. - Był plan, żeby pójść na studia, ale pewnego dnia mój kolega Mirek Duda zaproponował mi pracę u Andreasa Jonssona - mówi Darek.
Długo się nie zastanawiając wsiadł w pociąg i pojechał do Częstochowy. Przez dwa sezony był mechanikiem szwedzkiego zawodnika, z którym w 2003 roku zdobył Drużynowe Mistrzostwo Polski. - Andreas był moim pierwszym profesjonalnym zawodnikiem, z którym związałem się na dłużej, to była głęboka woda - przyznaje Łapa.

[nextpage]

W Częstochowie poznał prezesa tamtejszego klubu Mariana Maślankę, za którego namową na stałe przeniósł się pod Jasną Górę, a w kolejnych dwóch sezonach zaczął współpracę z Grzegorzem Walaskiem. - Dwa lata z Grześkiem były świetne, to prawdziwy profesjonalista. Bardzo fajnie to wspominam, zdobyliśmy indywidualne mistrzostwo Polski, Drużynowy Puchar Świata, dobrze układała nam się współpraca z duńskim tunerem Flemingiem Graversenem i to przyniosło znakomite wyniki. A przecież Grzegorz był po ciężkiej kontuzji i w klubie długo zastanawiali się, czy na niego postawić. Jednak prezes Maślanka dał mu szansę, a on odwdzięczył się wynikami - mówi Łapa.

Czas nie leczy ran

Po dwóch latach Walasek pożegnał się z Częstochową i odszedł do Zielonej Góry, a Łapa rozpoczął współpracę z Lee Richardsonem, którego poznał jeszcze w czasach, gdy pracował z Andreasem Jonssonem . - Obaj ścigali się w Szwecji w jednym klubie i często się spotykaliśmy - tłumaczy Łapa. - Przyznam szczerze, że to nie był mój ulubiony typ żużlowca, nigdy nie był moim faworytem. Ale zaczęliśmy współpracę i po kilku latach przerodziła się ona w coś bardziej osobistego i prywatnego. Traktowałem go jak brata, którego nigdy nie miałem, a on też uważał mnie za członka rodziny. W parku maszyn był moim szefem, ale przede wszystkim byliśmy przyjaciółmi - mówi Darek, który z Anglikiem pracował przez prawie siedem lat, do tego feralnego upadku we Wrocławiu. - Było to kilka wspaniałych lat i szkoda, że tak to się skończyło. Od tego zdarzenia minęło trochę czasu, ale on chyba działa na niekorzyść, bo coraz gorzej mi się na ten temat rozmawia. Czas chyba jednak nie leczy ran - zastanawia się Łapa.

Powrót do Andreasa

Po śmierci Richardsona Darek długo zastanawiał się nad tym, co chce dalej robić w życiu. - Oczywiście było wiele myśli o tym, czy to wszystko ma sens. Tym bardziej, jak przypominałem sobie, jak ciężko Lee pracował w zimie przed tym feralnym sezonem 2012. Po słabszym poprzednim roku w Rzeszowie był bardzo zdeterminowany, by pokazać, że stać go na dobre wyniki. W okresie przygotowawczym mocno pracował nad sprawnością fizyczną, a także zainwestował duże pieniądze w sprzęt. Robił wszystko, by zmazać plamę z poprzedniego sezonu - mówi. - Dużo myślałem o tym, czy dać sobie z tym spokój. Ale też wiedziałem, że Lee nie chciałby żebym odszedł od żużla, bo to jest moja pasja, coś co lubię - dodaje.

W tym okresie dużo czasu spędzał na rozmowach z kolegami, z którymi rozpoczynał pracę w żużlu. - Mirek Duda, Wojtek Malak czy Darek Sajdak dzwonili do mnie i praktycznie w każdej rozmowie przewijał się temat tego, jaki mam pomysł na dalsze życie i czy wrócę do żużla. Kiedyś zadzwonił Mirek i spytał czy szukam nowej pracy. Odpowiedziałem, że tak i za niedługo zadzwonił Andreas z konkretną ofertą. 17 lipca byłem z nim w boksie podczas zawodów żużlowych - mówi Łapa i dodaje: Myślę, że Lee chciałby żebym pracował właśnie z Andreasem, bo jak już wspomniałem, dobrze się znali. Dla mnie rozpoczęcie pracy z AJ'em też było o tyle łatwiejsze, bo znałem go już wcześniej, znałem ludzi z którymi miałem zacząć współpracę, a dodatkowo Andreas miał warsztat w Bydgoszczy, gdzie mieszkają moi rodzice. Duży wpływ na to miał Mirek. Dla mnie bardzo ważne jest to, z kim współpracuję, a z nim znałem się od dzieciaka. 

Będzie zwycięstwo w Grand Prix?

Dariusz Łapa przeżył ciężkie chwile w 2012 roku we Wrocławiu, ale żużel to także przyjemne momenty. - Kontuzje zawodników i defekty to chyba najgorsze chwile w pracy mechanika, ale na szczęście są też powody do radości. Na pewno do takich przyjemnych chwil należały mistrzostwo Polski z Włókniarzem Częstochowa, tytuł indywidualnego mistrza Polski i zdobyte we Wrocławiu złoto Drużynowego Pucharu Świata z Grześkiem Walaskiem. Jeśli chodzi o Lee, to miał znakomity sezon w 2009 roku, gdy bardzo dobrze jeździł w lidze, a w barażu Drużynowego Pucharu Świata w Lesznie zdobył aż 17 punktów. W tym samym roku był bardzo bliski powrotu do cyklu Grand Prix, ale kompletnie nie wyszedł nam start w Grand Prix Challenge - wspomina Łapa, który dodaje też, że jego marzeniem na nadchodzący sezon jest pierwsza wygrana w Grand Prix Andreasa Jonssona. - Poprzedni rok AJ miał ciężki. Doznał kilku kontuzji, których leczenie bardzo długo trwało i nie mógł w pełni zaprezentować swoich umiejętności. Liczę, że w tym sezonie będzie lepiej i wreszcie stanie na najwyższym stopniu podium w Grand Prix.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: