Maciej Kmiecik: W zeszłym roku przedwcześnie zakończyłeś zgrupowanie kadry w Zakopanem. Chyba nie masz stąd zbyt dobrych wspomnień?
Piotr Pawlicki: Rzeczywiście, przed rokiem zaliczyłem tutaj niefortunny upadek podczas jazdy na desce snowboardowej na stoku. Musiałem od razu opuścić obóz kadry i udałem się na rehabilitację do Hiszpanii.
Po takim wypadku ostrożniej jeździsz teraz na stoku?
- Nie utkwiło mi to jakoś szczególnie w pamięci. Czasami bywa tak, że nawet po upadku na żużlu jeździ mi się lepiej niż przed. Jeżdżę na desce snowboardowej cały czas tak samo, ale oczywiście pojawia się gdzieś tam myśl, że jestem przecież na zawodowym kontrakcie żużlowca i trzeba uważać. Nie robię więc na stoku żadnych głupot.
Obóz kadry ma za zadanie pomóc wam się przygotować do sezonu, a jednocześnie pełni funkcję integracyjną. Momentami można odnieść wrażenie, że po treningach ledwo chodzicie. Naprawdę jest tak ciężko?
- Treningi są wyczerpujące. Na pewno nam się przydadzą. Ciężko ćwiczymy zarówno na hali, ale i na świeżym powietrzu. Bieg po górach dał nam się we znaki. Mocno narzekałem, kiedy wbiegaliśmy na szczyt. Miałem nawet chwilę zwątpienia i chciałem zawrócić. Zmotywował nas jednak trener Marek Cieślak, który podążał z nami i dawał radę.
Czyli trener pokazując, że sam jest w dobrej kondycji motywuje was, młodych chłopaków?
- Oczywiście. Trener jest bardzo wytrzymały. Zmotywował nas i daliśmy radę wejść, może nie na sam szczyt, ale zrobiliśmy 10 kilometrów. Nie był to cały czas bieg, ale czasami marszobieg. Najważniejsze jednak, że wszyscy wytrzymaliśmy. Treningi są naprawdę ciężkie i urozmaicone, a obóz pełni zarówno rolę przygotowawczą jak i integracyjną. Ta praca na pewno zaprocentuje w sezonie, a integracja wpływa na atmosferę w kadrze. Naprawdę świetnie dogadujemy się z kolegami. Obóz jest doskonałą okazją do lepszego poznania się. Bardzo pozytywnie odbieram zgrupowania kadry.
Jak zamierzasz spędzić te ostatnie kilka tygodni przygotowań przed sezonem?
-Będziemy rozważać ewentualny wyjazd na cross do Hiszpanii. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Mam nadal treningi indywidualne oraz w klubie. Bardzo istotne są przygotowania indywidualne, bo trenuję dokładnie pod kątem moich potrzeb. Muszę wzmocnić mięśnie lewego barku, z którym miałem w przeszłości problemy. W ten sposó będę przygotowywał się prawdopodobnie do połowy, a może nawet do końca lutego. Tych treningów jeszcze trochę zostało, więc trzeba się pomęczyć.
W zeszłym sezonie prześladowała Cię dwójka – drugi w IMŚJ, srebrny medal w DMŚJ. Pewnie chciałbyś zamienić to wszystko na złoty kolor, czy może wziąłbyś jednak w ciemno powtórkę sukcesów sprzed roku?
- Z jednej strony nie chciałbym powtórki tych wyników, bo mam ambicję zwyciężać, a nie tylko być drugim. Gdyby jednak powtórzyły się te rezultaty z 2013 roku też byłbym zadowolony. Cele mam, ale nie chcę się jakoś szczególnie "spinać" na te wyniki. Im więcej się o tym mówi i myśli, tym czasami wychodzi gorzej, a presja paraliżuje. Wiadomo, że marzę o tytule mistrza świata juniorów zarówno indywidualnie, jak i w drużynie, bo brakuje mi w kolekcji złotych medali. Mam nadzieję, że ten rok będzie należał do polskich żużlowców i sięgniemy zarówno po tytuł mistrzowski wśród seniorów i juniorów. Taki cel nam przyświeca i chcemy walczyć wszędzie o najwyższe cele.
Porozmawiajmy o Enea Ekstralidze, gdzie do waszego zespołu dołączył Nicki Pedersen. Czy to będzie lider, którego wam do tej pory brakowało? Patrząc na średnie z poprzedniego sezonu, próżno szukać zawodnika Fogo Unii Leszno w czołowej dwudziestce...
- Nicki Pedersen może być liderem, którego nam brakowało. Sezon pokaże, czy będzie on pełnił taką rolę. To jest trzykrotny mistrz świata, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Nicki Pedersen to zawodnik, który powinien nam pomóc w osiąganiu dobrych wyników. Jest w stanie pociągnąć nasz zespół, choć osobiście wolałbym sam być liderem Unii. Zresztą, byłem już nim w sezonie 2013. W każdym meczu robiłem swoje punkty, zanotowałem najlepszą średnią. Może nie zawsze było idealnie, bo zdarzały się też gorsze wyniki. Za każdym razem jednak dawałem z siebie 110 procent. Absolutnie czuję się na siłach pełnić rolę lidera leszczyńskiej Unii i niekoniecznie musi nim być trzykrotny mistrz świata.
Jesteś jeszcze juniorem, ale coraz młodsi zawodnicy pukają do bram Grand Prix. W tym sezonie spróbujesz znów powalczyć o dostanie się do tego elitarnego cyklu?
-W zeszłym roku nie czułem się jeszcze na siłach startować w Grand Prix. Nie udało się wywalczyć awansu, ale w tym sezonie znów wystartuję w eliminacjach i ewentualny awans sprawiłby mi ogromną radość i satysfakcję. Po sezonie 2013 jestem dojrzalszym zawodnikiem. Czuję, że mógłbym już ścigać się z najlepszymi na świecie. Wiadomo jednak, że Grand Prix to jest zupełnie inna bajka. Tam jest już walka na "żyletki" i nikt nie odpuszcza. Starty w Grand Prix to moje marzenie i będę dążył do tego, żeby ono się zrealizowało, choć sito eliminacji do cyklu jest niezwykle gęste i trudno załapać się do trójki, która z Grand Prix Challenge otrzymuje przepustki do cyklu.
tak mysle.wszystko bedzie zalezec jki bedzie miał sprzet.BO TO JEST TAK ZE silniki robi ktos inny a kto inny jest w parkingu.z własn Czytaj całość