Pierwszy sukces od lat
Sezon 2013 po raz pierwszy od wielu lat dał kibicom czarnego sportu na Wyspach Brytyjskich wiele pozytywnych emocji. Reprezentant Wielkiej Brytanii nie był w cyklu Grand Prix dostarczycielem punktów, lecz jego wiodącą postacią. Tai Woffinden mimo dwóch kontuzji obojczyka zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, a dumni Wyspiarze po raz pierwszy od 13 lat mogli świętować sukces swojego rodaka na arenie międzynarodowej. Po raz ostatni powody do radości mieli w 2000 roku, kiedy to po mistrzostwo świata sięgnął Mark Loram.
Sukces "Woffy'ego" niewiele jednak zmienił w postrzeganiu żużla przez promotorów zarządzających klubami w lidze angielskiej. Nadal Elite League nie jest ligą, która przyciąga największe gwiazdy światowego żużla. W nadchodzącym sezonie w lidze angielskiej będzie startować tylko sześciu stałych uczestników cyklu Grand Prix. W gronie tym są Woffinden i Chris Harris, dla których EL jest ligą macierzystą i trudno sobie wyobrazić, że mieliby oni nie brać udziału w rozgrywkach swojego kraju. Jak się jednak okazuje, blisko było by "Tajski" nie przedłużył kontraktu z Wolverhampton Wolves i zrezygnował z jazdy na Wyspach. - Terminarz zawodów w Wielkiej Brytanii został rozszerzony i nie było dla mnie proste, aby nadal jeździć w Elite League - powiedział mistrz świata po podpisaniu umowy z Wilkami.
Rozbudowany kalendarz rozgrywek na Wyspach Brytyjskich jest jednym z powodów, dla których najlepsi zawodnicy globu rezygnują ze startu w Elite League. Jest to tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem brytyjski żużel zmaga się z wieloma problemami w wielu płaszczyznach. Prowadzenie klubu żużlowego nie jest łatwym kawałkiem chleba. W Wielkiej Brytanii działacze nie mogą liczyć na wielotysięczne wsparcie finansowe od władz miasta. Wręcz przeciwnie, zamiast pomocy często są im rzucane kłody pod nogi. Jednym z powodów likwidacji żużla w kolejnych ośrodkach jest nie tylko brak środków finansowych, ale również i problemy ze stadionami.
W ostatnich miesiącach walkę o powrót żużla stoczyli kibice Oxford Cheetachs. Ich zaangażowanie sprawiło, że na terenie stadionu nie powstanie osiedle mieszkaniowe. Decyzją rady miasta obiekt ten nadal będzie przeznaczony do celów sportowo-rekreacyjnych. Z podobnym problemem muszą zmagać się fani w Reading, gdzie stadion został wyburzony, a szansa na powrót czarnego sportu jest obecnie niewielka. Wielu kibiców z rozrzewnieniem wspomina żużlowe zawody na legendarnym stadionie Odsal w Bradford. Nie jest wykluczone, że w przyszłym roku motocykle ponownie zawarczą na tym obiekcie.
Mistrz nie przystąpił do rozgrywek
Drużyna Bradford Dukes po raz ostatni w rozgrywkach ligowych występowała w 1997 roku. Wówczas jeźdźcy Książąt sięgnęli po swoje jedyne mistrzostwo Elite League. Ciężko to sobie wyobrazić, ale w kolejnym roku ekipie z Bradford nie dane było obronić mistrzowskiego tytułu. Powód był prozaiczny. W planach rozwoju legendarnego stadionu nie był przewidziany żużel. Postawiono na rugby, lecz wizje architektów i właścicieli stadionu nigdy nie zostały zrealizowane. To jeden w promyków nadziei na rozwój angielskiego żużla. Nowe tory budowane są w Norwich i Bristolu. W tym drugim mieście były rozegrane jedne z pierwszych w historii zawody żużlowe w Wielkiej Brytanii. - W Wielkiej Brytanii ciężko jest doprowadzić do ponownego zbudowania toru żużlowego w miastach, w których wcześniej on był. Głównym powodem jest hałas jaki generuje ten sport. Jeśli dochodzi już do budowy nowego toru, to jest on tworzony poza miastem - powiedział w rozmowie z naszym portalem Bert Harkins, były reprezentant Szkocji, który brał udział w finale Drużynowych Mistrzostw Świata.
Harkins w czasie swojej kariery startował w barwach Edinburgh Monarchs, Coatbridge Monarchs, Wembley Lions, Sheffield Tigers, Wimbledon Dons i Milton Keynes Knights. Czterech z tych klubów nie ma już na żużlowej mapie Wielkiej Brytanii i co więcej, nie są czynione żadne starania, by ponownie te drużyny wystartowały w lidze. - Są spore trudności z uzyskaniem terenu na stadion żużlowy. Tak jak mówiłem, ludzie mieszkający nieopodal narzekają na hałas i wzmożony ruch. Do tego rady miast w Wielkiej Brytanii nie wspierają żużla tak, jak w Polsce - przyznał Harkins. Przed laty Londyn był kolebką żużla. Z tego miasta wywodziło się wiele żużlowych klubów, jak choćby wyżej wspomniane zespoły Wembley Lions i Wimbledon Dons. Oprócz tego w lidze rywalizowały zespoły Hackney Hawks i White City Rebels. To właśnie stadion Wembley nazywany był świątynią żużla. Rozgrywano na nim finały Indywidualnych Mistrzostw Świata, a zmagania najlepszych żużlowców przyciągały na trybuny komplet kibiców. Od lat na Wembley nie ma miejsca dla toru żużlowego, a i sam czarny sport zniknął ze stolicy Wielkiej Brytanii. Najbliżej stolicy Wielkiej Brytanii położony jest Thurrock, gdzie swoje mecze rozgrywa zespół The Lakeside Hammers. To ponad 40 kilometrów jazdy samochodem.
Na przestrzeni lat liczba drużyn rywalizujących w najwyższej lidze brytyjskiej zmieniała się. W tym roku o medale Drużynowych Mistrzostw Wielkiej Brytanii rywalizować będzie 10 drużyn. Biorąc pod uwagę obecną kondycję angielskiego żużla trudno sobie wyobrazić, że w 1978 roku o mistrzostwo walczyło 19 zespołów. Aż dziewięć z nich nie występuje już w żadnej lidze. W gronie tym znajdują się: Hull Vikings, Wimbledon Dons, Cradley Heath Heathens, Exeter Falcons, Bristol Bulldogs, Halifax Dukes, Reading Racers, White City Rebels i Hackney Hawks.
Liczba drużyn w ligach angielskich na przestrzeni lat:
Rok | Liczba drużyn |
---|---|
1946 | 12 |
1954 | 24 |
1964 | 25 |
1974 | 36 |
1984 | 32 |
1994 | 28 |
2004 | 38 |
2014 | 32 |
W ostatnich latach działaczom udało się doprowadzić do reaktywacji dwóch ośrodków żużlowych. Do rywalizacji przystąpiły zespoły Leicester Lions i Kent Kings, które swoje mecze rozgrywa w Sittingbourne. Z kolei Lwy po trzech latach od powrotu do żużla będą występować w najwyższej klasie rozgrywkowej. W National League startuje ekipa Cradley Heathes, lecz jej domowym torem jest Wolverhampton.
Na drugim biegunie jest zdecydowanie więcej zespołów. Przez kilka sezonów próbowano przywrócić żużel w Weymouth, lecz ostatecznie starania działaczy spaliły na panewce. Decyzją władz klubu w tym sezonie w National League nie wystąpi zespół Isle of Wight Islanders, w którym swoje pierwsze kroki na europejskich torach stawiał Chris Holder. Z powodu śmierci promotora już kilka lat temu żużlowe motocykle zamilkły w Newport.
[nextpage]Finansowe priorytety
Najlepsi żużlowcy świata często nie jeżdżą na Wyspach Brytyjskich z powodu napiętego terminarza. Starty w lidze angielskiej to kolejne minimum 30 imprez do odjechania. Jeśli dodamy do tego 12 turniejów Grand Prix, co najmniej 14 meczów w polskiej lidze i drugie tyle w Szwecji, to mamy już imponującą liczbę 70 zawodów. Do tego dochodzą turnieje indywidualne, mistrzostwa krajów, a w przypadku juniorów także imprezy młodzieżowe. Start w tak dużej liczbie imprez generuje ogromne koszty, a zarobki w Wielkiej Brytanii obecnie nie należą do najwyższych. - Anglicy jakby przegrali tę rywalizację sportową, a zwłaszcza finansową ze Szwecją i Polską. Część zawodników zaczęła jeździć w tych dwóch ligach i przez to rozgrywki w Anglii straciły sporo na swojej atrakcyjności - przyznał Jacek Gajewski.
I to właśnie kwestie finansowe są kolejnym powodem, dla którego angielski speedway stracił na popularności. - Pamiętam jeszcze lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, gdzie polscy zawodnicy mocno walczyli o to, żeby jeździć w lidze brytyjskiej. Przede wszystkim ze względów finansowych, bo zarobki w porównaniu z polską ligą, czy jakimikolwiek innymi rozgrywkami ligowymi były bardzo atrakcyjne - stwierdził Gajewski. - Dwadzieścia lat temu liga brytyjska była bardzo atrakcyjna dla zawodników, a później gdy coraz mocniejsze zaczęły się robić ligi w Polsce i Szwecji, to część zawodników stwierdziła, że niekoniecznie muszą jeździć w Anglii skoro mogą mieć kilkanaście meczów w Polsce plus drugie tyle w Szwecji za o wiele większe pieniądze. Anglia przestała im się opłacać - dodał ekspert naszego portalu.
Wydaje się, że problemem może być logistyka. Jak wygląda tydzień żużlowca startującego w ligach w Anglii, Szwecji i Polsce, a do tego rywalizującego w cyklu Grand Prix? Niedziela - mecz w Polsce, poniedziałek - spotkanie w Anglii, wtorek - kolejka w Szwecji, środa i czwartek - ewentualne mecze na Wyspach, piątek - trening przed Grand Prix, sobota - turniej Grand Prix, niedziela - mecz w Polsce. Wielokrotnie w przeszłości zdarzały się przypadki, że zawodnicy startowali kilkanaście dni z rzędu. To wiązało się z zatrudnieniem dodatkowych mechaników, zakupem większej liczby silników, częstszymi remontami sprzętu. Na taki krok mogą pozwolić sobie tylko najlepsi. W dodatku zdecydowanie większą część ich budżetu stanowią zarobki uzyskane w polskiej lidze.
Żużlowcy, którzy zarabiają mniej pieniędzy często nie mogą sobie pozwolić na starty w lidze brytyjskiej. - Jeżdżąc w Anglii trzeba się tam przeprowadzić i dolatywać tutaj na mecze, a ja tego nie chcę. Chcę mieszkać w Polsce i nigdzie się nie wybieram - mówił po zakończeniu minionego sezonu Mirosław Jabłoński, który wystąpił w zaledwie dwóch ligowych meczach Włókniarza Częstochowa. Jednak dla wielu zawodników starty w Elite League czy Premier League są szansą na rozwój. - Jeśli startujesz na Wyspach i masz dobrze poukładaną logistykę i o nic się nie musisz martwić, to uwierz mi że zmęczenia się nie odczuwa. Ja na Wyspy zawsze jechałem z przyjemnością i celem poprawy swoich umiejętności - tłumaczył Grzegorz Zengota.
Tylko sześciu z Grand Prix
W nadchodzącym sezonie spośród uczestników elitarnego cyklu Grand Prix na starty w Wielkiej Brytanii zdecydowali się Tai Woffinden, Chris Harris, Darcy Ward, Niels Kristian Iversen, Kenneth Bjerre i Matej Zagar. Rok temu w Elite Leauge ścigali się również Chris Holder, Greg Hancock, Fredrik Lindgren, Krzysztof Kasprzak i Martin Smolinski. Każdy z jeźdźców elity miał choćby najmniejszy kontakt z ligą brytyjską. Odwrotna tendencja była na początku ubiegłego stulecia. Wówczas niemal wszyscy zawodnicy z Grand Prix ścigali się na Wyspach. - To były czasy, gdzie właściwie każdy chciał startować w Wielkiej Brytanii. O ile się nie mylę, to spośród wszystkich zawodników z Grand Prix tylko Rune Holta nie startował w Wielkiej Brytanii. Ostatnie lata były takimi, w których na palcach jednej ręki można było policzyć zawodników z cyklu Grand Prix jeżdżących w Anglii. Dla niektórych z nich było to zło konieczne. To jest największym wyznacznikiem tego gdzie była liga angielska wtedy, a gdzie jest teraz - powiedział Krzysztof Cegielski, który w latach 2002-2003 był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix.
Przed laty liga brytyjska dla żużlowców była priorytetem. Ze zrozumiałych względów rywalizowało w niej wielu mistrzów świata. O tym jak słaba jest obecnie pozycja angielskiego żużla świadczyć może fakt, że dwa lata temu jedynym Indywidualnym Mistrzem Świata, który ścigał się na Wyspach był Gary Havelock. - Żużel nie wytrzymał konkurencji innych dyscyplin, zwłaszcza piłki nożnej. Wiemy jaki jest poziom rozgrywek ligowych na Wyspach jeśli chodzi o piłkę. Wydaje mi się, że w pewnym momencie ludzie, którzy żużlem zarządzali jakby trochę zostali w dawnych czasach i nie dostrzegali pewnych problemów, z którymi trzeba się zmierzyć - stwierdził Gajewski.
Kolejnym problemem angielskiego żużla są zmiany w regulaminie. Od kilku lat promotorzy ustalają coraz bardziej restrykcyjny limit KSM. Paradoksalnie żeby zbudować silny zespół musi być on pozbawiony gwiazd światowego formatu. Zawodnicy pokroju Nickiego Pedersena nie mogą startować w Anglii z powodu zbyt wysokiej średniej KSM. - Niestety bez gwiazd światowego formatu ciężko stworzyć silną ligę. Wiem, że niektórzy chcieliby stworzyć nowe gwiazdy i mówią o tym otwarcie, ale nowe gwiazdy rodzą się wtedy, kiedy wygrywają ze starymi gwiazdami. Jeśli tych starych gwiazd nie ma, to zainteresowanie liga spada. Frekwencja na stadionach w Anglii jest zawstydzająca i lepiej nie przytaczać tych wyników. Z przykrością się na to patrzy - przyznał Cegielski.[nextpage]Lokalne gwiazdy
W składach drużyn rywalizujących w Elite League można znaleźć nazwiska żużlowców, którzy w Anglii radzą sobie bardzo dobrze, a w lidze polskiej czy szwedzkiej ich wyniki są dużo słabsze. W minionym sezonie bohaterem mistrzowskiego Poole Pirates był Josh Grajczonek, który zupełnie nie radził sobie w II lidze polskiej. Nieco lepiej było w przypadku Dakoty Northa. - Na początku tego wieku zaczęto psuć tą ligę obniżając KSM, wprowadzając limity zawodników z Grand Prix. Dzisiaj doszliśmy do poziomu ligi, która czasami nie przypomina nawet II ligi polskiej. Zawodnicy, którzy są gwiazdami w składach drużyn ligi brytyjskiej nie mają klubu w polskiej II lidze, a nawet jeśli mają to niekoniecznie sobie radzą. To jest duży problem. W każdej drużynie angielskiej można znaleźć zawodnika, który tam jest bardzo ważną postacią, a gdzie indziej, nie tylko w polskiej lidze, ale również i szwedzkiej zupełnie nie funkcjonuje. To świadczy o tym jaki tam jest poziom - powiedział "Cegła".
Jakie są szanse na rozwój brytyjskiego żużla? Przede wszystkim promotorzy sami muszą chcieć rozwoju tej dyscypliny sportu. - Mam wrażenie, że ludziom zarządzającym całym angielskim speedwayem nie zależy na poprawie sytuacji, a wręcz robią wszystko poprzez swoje działania, żeby ta sytuacja się nie zmieniła. Szkoda, bo angielskim fanom należy się speedway na najwyższym poziomie - ocenił Zengota, który w ubiegłym sezonie reprezentował barwy Coventry Bees.
Podobnego zdania jest Jacek Gajewski, który zwraca uwagę na zmiany regulaminu w lidze angielskiej mające na celu regulowanie kwestii finansowych. Brak gwiazd sprawia, że utrzymanie drużyny jest zdecydowanie tańsze. - Żużel w Wielkiej Brytanii znalazł się w głębokim kryzysie, a i sami Anglicy zaczęli dość mocno się ograniczać i zbijali górny limit KSM dla drużyn. Po prostu dla najlepszych zawodników nie było już miejsca. To było takie świadome działanie żeby wyrównać silę drużyn, a do tego jest taniej. Podejrzewam, że było kilka klubów, które byłoby stać na to by zatrudniać bardzo dobrych zawodników, ale wówczas zdominowałyby one ligę. Żeby tak nie było, to poczyniono takie radykalne ruchy, które miały na celu ograniczenie siły drużyn. To w naturalny sposób wpłynęło na to, że ta liga jest mniej atrakcyjna - przyznał Gajewski.
Promotorzy nie chcą zmian?
Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego wiele zależy od mentalności promotorów. Jeśli chcą, by brytyjska liga znów była najlepszą na świecie, to muszą pozwolić na powrót zawodników z najwyższej półki. - Promotorzy muszą zmienić swoją mentalność. Mam wrażenie, że ich podejście do całej tej dyscypliny sprawia, że to oni są najważniejsi i są gwiazdami. Reszta, czyli zawodnicy, to taki dodatek do całej ich pracy. Oni funkcjonują na takich zasadach, aby wyjść na swoje i zarobić. Wydaje mi się, że im słabsi zawodnicy tam jeżdżą, tym więcej zarabiają promotorzy. I oni robią wszystko, by wielkich nazwisk tam nie było. Ani płatności nie są tam zachęcające, ani reguły gry. Zasady, które stwarzają tylko powodują, że gwiazdy muszą odchodzić z klubów i rezygnować z jazdy w lidze angielskiej. Promotorzy muszą po prostu się otworzyć z powrotem na żużlowców z najwyższej półki. Przede wszystkim chodzi o ograniczenia. To jest najważniejsze żeby ponownie kibice zainteresowali się tymi rozgrywkami - ocenił były uczestnik cyklu Grand Prix i ekspert naszego portalu.
Kolejną szansą na rozwój angielskiego żużla jest szkolenie młodzieży. Przed obecnym sezonem promotorzy zdecydowali, że rezerwowymi w ekipach Elite League będą zawodnicy, którzy ścigać się będą również w National League. Mają oni rywalizować głównie w biegach między sobą. W dodatku nie będą to tylko juniorzy. - Jest coraz mniej dobrych zawodników angielskich. Jest promyk nadziei w postaci Woffindena. Jeżeli żużel w Anglii ma się odrodzić, to na pewno dobrym ambasadorem i człowiekiem, który może pociągnąć dyscyplinę jest Woffinden. Trzeba zacząć od szkolenia młodzieży. Najlepszym działaniem byłoby to, żeby mocno wykorzystać Woffindena i promować całą dyscyplinę. To jest dobry przykład dla młodzieży, ze można odnieść sukces w speedwayu i zarobić na tym dobre pieniądze. Może on będzie taką lokomotywą, która pociągnie ten sport w Wielkiej Brytanii do przodu - stwierdził Gajewski.
Największym żużlowym wydarzeniem na Wyspach Brytyjskich jest Grand Prix Wielkiej Brytanii. Wówczas na stadionie w Cardiff zasiada ponad 40 tysięcy kibiców, którzy mogą oglądać najlepszych zawodników świata. - Grand Prix w Cardiff jest naszym świętem żużla. Na trybunach zasiada ponad 40 tysięcy kibiców, a oprócz zawodów w Cardiff jest wówczas wiele innych atrakcji. Kibice, nawet jeśli zupełnie nie są związani z żużlem, tworzą wspaniałą atmosferę - powiedział Bert Harkins. Jak widać na tym przykładzie gwiazdy żużla potrafią przyciągnąć na trybuny rzeszę kibiców i to na stadionie położonym w stolicy Walii.
W obliczu wielu problemów, jakie dotyczą angielskiego żużla ciężko wymienić ten jeden najważniejszy. Promotorzy na Wyspach Brytyjskich muszą zmierzyć się z niechęcią ludzi mieszkających obok stadionu. Kilka lat temu zagrożone było istnienie żużla w Birmingham. Sport ten przetrwał tylko z powodu zmiany tłumików, które obniżyły głośność o kilka decybeli. Wina leży również po stronie działaczy. Najlepsi zawodnicy z pewnością byliby magnesem dla kibiców, a co za tym idzie żużlem zainteresowaliby się sponsorzy.
Czy w przyszłości liga angielska nawiąże do dawnych lat i ponownie będzie priorytetem dla żużlowców? Zachęcamy do dyskusji w komentarzach.
"Oni funkcjonują na takich zasadach, aby wyjść na swoje i zarobić. Wydaje mi się, że im słabsi zawodnicy tam jeżdżą, tym więcej zarabiają promotorzy. I A co mają brać milionowe długi, żeby zatrudniać gwiazdeczki? O to chodzi, żeby wychodzić na swoje.
Ja tam angielską ligę zawsze lubiłem. Zawsze jakieś nowe twarze. No i zwykle zawodnicy młodzi, którzy chcą się pokazać, walczą.
A u nas ciągle te same nazwiska od wielu wielu lat. Ileż można.
Jeszcze apropos przykładów Grajczonka i Northa mających podkreślić dominację ligi polskiej nad angielską. Przecież to zupełnie inny świat. Jakoś przytoczony także Grzesiu Zengota czy chociażby Maciej Janowski lepszych wyników niż w polskiej Ekstralidze nie kręcą. Czytaj całość