Nikt nie może mieć wątpliwości komu tym razem należał się tron DMP. Zespół z grodu Kopernika okazał się najbardziej profesjonalną, wyrównaną drużyną, a cały sztab ludzi na co dzień dbał o każdy szczegół, by dopiąć upragnionego celu. Nie zabrakło pieniędzy, ale nade wszystko nikomu nie zabrakło ambicji, woli walki, wiary i determinacji, ale także kompetencji. Od prezesa klubu i jego oddanych działaczy poczynając, poprzez trenera, a na zawodnikach, głównych aktorach niezapomnianych spektakli i wreszcie kibicach, kończąc. Imiennie mówimy o prezesie Wojciechu Stępniewskim, Jacku Gajewskim oraz o dzielnych żużlowcach. Z "zaciężnych", ściągniętych z innych krajów dla zasilenia składu personalnego kadry zawodniczej na rok 2008, byli to: doświadczony Ryan Sullivan i młody Chris Holder z dalekiej Australii oraz Hans Andersen z Danii - na pozór skromna trójka solidnych jeźdźców, natomiast ze składu krajowego w składzie Unibaxu najsolidniej punktowali: Wiesław Jaguś, Robert Kościecha, Adrian Miedziński. Karol Ząbik i Damian Celmer pozostają wielką nadzieją klubu. Bardzo wyrównany, ale bojowy skład mieli mistrzowie Polski. Niski ukłon!
Toruński żużel w wydaniu ligowym jest najmłodszy wiekiem w polskiej żużlowej elicie, nie ma jeszcze lat pięćdziesięciu. Do piernikowego miasta, tak jak do wszystkich liczących się żużlowych miast w Polsce, czarny sport przyszedł wraz z wyzwoleniem, choć motory warczały także już na długo przed wojną. Tuż po wojnie, w roku 1946 zawiązała się sekcja, ale drużyna TKM Toruń nie była zgłoszona do rozgrywek PZM, a w roku 1951 sprzęt i ludzi przekazano do Gwardii Bydgoszcz, w ramach odgórnej dyrektywy socjalistycznych władz, co zresztą skutecznie "położyło" kilka prężnych ośrodków żużlowych w Polsce. Otóż mianowicie w głowach stalinowskich prominentów pojawił się wówczas pomysł, iż w ligach będą się ścigać nie tyle kluby, co zrzeszenia branżowe (górnicza ZS "Górnik", metalurgiczna "Stal", milicyjna "Gwardia' i wojskowa CWKS "Legia"). Pewnie przyjdzie jeszcze nieraz uczciwie rozliczyć się z tym niechcianym płodem czasów komuny. Początki ligowe w Toruniu sięgają więc roku 1959, kiedy to w III lidze wystąpił zespół Ligi Przyjaciół Żołnierza, szybko awansując do II ligi. Od 1962 roku pojawiła się Stal (Stal-Apator) Toruń, od 1980 już tylko Apatorem zwana. Toruń, od 1976 roku, kiedy to awansował do ekstraklasy żużlowej, doczekał się trzykrotnego mistrzostwa Polski, w latach 1986, 1990 i 2001.
W Toruniu już od czasów Kopernika, urodzonego w tym mieście w 1473 roku, ceni się jakość. A przecież, co by nie powiedzieć, już i wcześniej (XIII wiek), w burzliwej historii nadwiślańskiego grodu, dominowała perfekcja. Możemy się droczyć, ale solidność i funkcjonalność budowli Krzyżaków - założycieli starego miasta, też o czymś zaświadcza. W tym miejscu nie tylko znają się na obrotach sfer niebieskich ("De revolutionibus orbium coelestium"), bo urodził się tam ten, co "wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię". Nie tylko świetnie ma się tu szkolnictwo i nauka (wielkie centrum akademickie), przemysł, handel, ale i… sport. A konkretnie nasz ukochany żużel.
Toruń słynie ze szkolenia żużlowej młodzieży, z wyraźnym nastawieniem na jakość. Liczne jest grono wychowanków klubu znad Wisły i Drwęcy. Tak to bywa, gdy w jednym miejscu i czasie ręce sobie podadzą talent i praca. Co ciekawe żużlowcy i kibice żużlowi tego miasta nigdy nie zaznali goryczy degradacji z najwyższej klasy rozgrywkowej (do której nawiasem mówiąc awansowali decyzją administracyjną, a nie awansem sportowym, po przegranych barażach, w roku 1975). Mimo to fakt pozostaje faktem: Toruń dziś pozostaje jedynym ośrodkiem sportu żużlowego w Polsce, który nigdy nie spadł z najwyższej ligi. Do niedawna takimi klubami były jeszcze: Polonia Bydgoszcz - lokalny pomorski rywal, najdłużej utrzymujący status pierwszoligowca, oraz nie zawsze wystarczająco doceniona Stal Gorzów.
Sukces jak wiadomo tworzą ludzie. Pierwszymi po wojnie (z powodu skromnych zasobów źródłowych zastrzegam sobie prawo do omylności) byli m.in.: Gryzakowski, Bajewski, Alfons Zakrzewski, Jerzy Jeżewski, Gwizdalski, Mielnik, Wierzchowski, Wołoszyn, Sochacki, Jerzy Zalewski, Tadeusz Jaworski, Roman Cheładze, Bogdan Kowalski, Jan Ząbik. Jednym z najsławniejszych spośród dawnych motocyklistów, urodzonych i wychowanych w Toruniu, ścigających się po czarnym żużlowym torze był Zbigniew Raniszewski, który co prawda w pełni rozwinął skrzydła pod sztandarem Gwardii Bydgoszcz. Ten znakomity zawodnik, medalista IMP, zginął tragicznie, gdy jako reprezentant Polski, z orłem na wypiętej piersi, roztrzaskał się o betonowe trybuny wiedeńskiego stadionu, w kwietniu 1956 roku. Stało się to w przeddzień jego 29 urodzin. Cały Toruń i pół Bydgoszczy, w milczącym kondukcie pogrzebowym żegnało żużlowego idola Pomorza lat pięćdziesiątych. Drugim takim, nie bójmy się tego słowa – wielkim żużlowcem z Torunia był Marian Rose, drużynowy mistrz świata w barwach biało-czerwonych z 1966, wicemistrz Polski z tego samego roku, po które to laury zawodnik Stali Toruń sięgał, będąc żużlowcem drugoligowego średniaka. Analogie do "Skóry" Skórnickiego - miłościwie nam panującego mistrza Polski – nasuwają się same. Otóż ten, jak i jeszcze sporo innych, przykłady (co chętnie w razie potrzeby przytoczę) pokazują, że nie tyle towarzystwo, lecz klasa sportowca decyduje o jego sukcesach. Rose niestety także zginął, także wiosną, też w kwietniu, tyle że 14 lat później, w 1970 roku. Stało się to w Rzeszowie w pierwszym biegu ligowego meczu. Tak to bywa, gdy wrodzony instynkt walki góruje nad wyrachowaniem i rozsądkiem. Stadionowi w Toruniu nadano imię Mariana Rose (tak jak w Lesznie Smoczyka). Odtąd Anioły były już tylko różowe (die Rose po niemiecku znaczy róża).
Autorami późniejszych dni chwały w postaci drużynowych mistrzostw Polski byli w głównej mierze, oprócz wspomnianego wcześniej, także znakomitego trenera - Jana Ząbika: Żaba, Miasto, Woźnica, Miedź i Śnieg, następcy Plewy – Janusza Plewińskiego, to znaczy: Wojciech Żabiałowicz, Eugeniusz Miastkowski, Jan Woźnicki, Stanisław Miedziński, Grzegorz Śniegowski). To było w 1986 roku, kiedy to błysnął w końcówce sezonu młodziutki Krzysztof Kuczwalski. Na trzy kolejne lata Toruń oddał prymat - nomen omen - Unii Leszno, by w 1990 roku znów triumfować zdecydowanie przed ROW Rybnik. Autorami sukcesu byli: wciąż solidni i klubowi bezprzykładnie oddani: W. Żabiałowicz, E. Miastkowski, Stefan Tietz i K. Kuczwalski. Doszła do tego jeszcze czwórka znakomitych młodych żużlowców: Jacek Krzyżaniak, którego ojciec Bogdan był pośród pionierów toruńskiej potęgi, Mirosław Kowalik, Robert Sawina i Piotr Baron. A do tego pierwszy obcokrajowiec w składzie drużyny - Christer Karlsson. Czy ktokolwiek miał wtedy szanse konkurować z Toruniem? Musiały minąć długie lata, by w 2001 roku toruńska maszyneria znów zazębiła perfekcyjnie, a najlepszymi Aniołami byli wtedy Tony Rickardsson, Andreas Jonsson – zdradzający później niestety anielski klub dla Bydgoszczy, co się szczególnie trudno w tym miejscu wybacza; dalej Mirosław Kowalik, Tomasz Chrzanowski, Wiesław Jaguś i Robert Kościecha. Dwaj ostatni pozostali do dziś wierni klubowi. Chwała im za to. Opłacała się wierność (wierność zawsze popłaca) barwom klubowym, więc oto dziś, wraz z kolegami, fetują zasłużenie mistrzostwo najsilniejszej ligi świata.
Można sobie szukać ojców zwycięstwa, których będzie, jak zwykle wielu. Ale… pomostem, który połączył oporne ogniwa jest niewątpliwie Jan Ząbik, najpierw zawodnik, przeżywający również ciężkie chwile w trakcie swojej bogatej kariery, trener - wybitny, jeśli nie najlepszy w Polsce, wreszcie ojciec swego utalentowanego syna Karola. Odsunąć syna od składu – mistrza świata juniorów, dla dobra drużyny - to nie jest łatwa decyzja. Zdrowie Karola i zrównoważony rozwój jego kariery winny mieć i, Chwała Bogu, mają u mądrego ojca priorytet. Wyniki drużyny mówią same za siebie. A Karol… bez obaw jeszcze pokaże klasę!
Za rok mamy jubileusz pięćdziesięciolecia ligowego bytu klubu żużlowego z Torunia, a miasto wzbogaci się o nowy przepiękny stadion żużlowy. Wypada uczcić to kolejnym mistrzostwem Polski.
Stefan Smołka