Maciej Kmiecik: Niedawno wrócił pan z Australii. Jakie wrażenia z Antypodów?
Adam Skórnicki: Przede wszystkim była to dobra zabawa. Miałem zarówno trochę jazdy, jak i odpoczynku po sezonie z rodziną. Przy okazji poznałem korzenie żużla, tam gdzie speedway kiełkował. Bardzo mi się podobało. Zresztą cała moja rodzina również była pod wrażeniem Australii. Bardzo mile spędziliśmy czas. Zostaliśmy niesamowicie przyjęci. Słowem, fajny żużel i wspaniała rodzinna atmosfera.
Połączył pan przyjemne z pożytecznym?
- Eskapadę do Australii potraktowałem jako wakacje, podczas których miałem okazję pościgać się na żużlu. Skorzystałem z zaproszenia Jasona Lyonsa i klubu z Mildury. Mogliśmy mile spędzić czas, powspominać jak ścigaliśmy się razem. Było bardzo sympatycznie.
Jak wygląda żużel w Australii?
- Zdecydowanie inaczej niż w Polsce. Stadiony są z lat 70. ubiegłego wieku. Nie ma tam żadnych krzesełek. Każdy na stadion przychodzi ze swoim siedziskiem. Parkingi są piaszczyste. Jest chyba tylko jeden tor, gdzie parking jest asfaltowy. Warunki dość hardcorowe. Trzeba bardzo dużo serca włożyć i bardzo chcieć, żeby tam zostać żużlowcem. Jeżeli ktoś z Australijczyków wyjeżdża do Europy, robi zazwyczaj dużą karierę, właśnie z uwagi na warunki, w jakich zaczynał. To ich naprawdę hartuje. Jeśli ktoś chce uprawiać na poważnie żużel, musi stamtąd wyjechać, bo w Europie jeździ cała śmietanka. W Australii żużel nie jest tak popularny jak w Polsce czy w innych europejskich krajach. Tam bardziej pasjonują się sidecarami czy wyścigami innych dziwnych samochodów. Żużel jest dodatkiem do tego.
Po tym, co pan zobaczył w Australii, myśli pan, że jest szansa na powrót cyklu Grand Prix do ojczyzny Holdera czy Warda?
- Jest duża szansa, żeby rozegrać tam zawody dużej rangi. Czy turniej Grand Prix? Nie wiem. Myślę, że może paradoksalnie jedną z rund Speedway European Championship można by tam zorganizować (śmiech).
Na złość FIM-owi i BSI?
- Tak to niestety działa. Jeżeli ktoś robi coś, z czego nie jesteśmy zadowoleni, trzeba pokazać, że można to zrobić lepiej i inaczej.
Jak przyjął pan absurdalną decyzję FIM o zakazie startu uczestników cyklu SGP w SEC?
- Jeżeli żużel nie pasuje FIM-owi, to może na siłę nie powinniśmy się tam trzymać. Nasza dyscyplina może być naprawdę mocna, mamy gro ludzi, którzy wiedzą, jak promować speedway i z ich pomocą nie potrzebowalibyśmy Międzynarodowej Federacji Motocyklowej.
Wiele mówi się ostatnio o nowym polskim tłumiku. Pojawiają się głosy, że trochę za późno to nowe przelotowe urządzenie mogłoby być wprowadzone. Pana zdaniem można by wprowadzić je w Polsce i nie oglądać się na inne federacje i FIM?
- Oczywiście, że taką decyzję można podjąć. W Australii też nikt nie narzuca tego, na jakim tłumiku trzeba jechać. Problem jest tylko taki, że jeśli nasza federacja podejmie taką decyzję, wtedy FIM nie będzie zapraszał pewnych osób na niektóre imprezy. Trzeba mieć "jaja", żeby taką decyzję podjąć, nie oglądając się na Międzynarodową Federację Motocyklową.
[nextpage]Jeszcze odnośnie Australii, gdzie spotkał się pan z Leigh Adamsem. Jak się on czuje?
- Cały czas musi dużo ćwiczyć, żeby stan jego zdrowia się polepszał. Ma czucie w lewej nodze, może na niej stać, ale jest mu bardzo ciężko się poruszać. Niestety, nadal jest przykuty do wózka inwalidzkiego. Leigh jest bardzo zmęczony ćwiczeniami, bo trwają one trzy godziny dziennie. Sytuacja wygląda podobnie jak z Krzysztofem Cegielskim czy Andrzejem Szymański. Widzimy jednak, że Krzysiek cały czas walczy, jest naprawdę mocnym chłopakiem i powoli staje na własnych nogach, o czym się przekonaliśmy chociażby podczas Balu Tygodnika Żużlowego.
Czy jest nadzieja, że Leigh Adams też stanie na nogach?
- Nadzieja jest, ale Leigh na razie zaakceptował ten stan, jaki jest obecnie. Medycyna się rozwija i nie jest powiedziane, że kiedyś nie stanie na nogi.
Przejdźmy do naszych realiów. Zimą przez moment mówiło się, że może pan nawet nie wystartować w polskiej lidze. Ostatecznie podpisał pan kontrakt w Gnieźnie, ale czy faktycznie rozważał pan rezygnację ze startów w Polsce?
- Żeby jeździć na żużlu, trzeba mieć z tego radość. W polskim żużlu tej radości jest coraz mniej, stąd też pewnie wzięły się takie myśli. Zobaczymy, co będzie dalej. Kwestia, jak się potoczy sytuacja w klubie z Gniezna. Są tam niesamowici kibice, a także ludzie zaangażowani w utrzymanie żużla w tym mieście. Mam nadzieję, że to się uda. Ten sezon będzie dla Startu na pewno ciężki, ale myślę, że cała drużyna będzie miała satysfakcję i radość z jazdy.
Trener Dariusz Śledź mówi, że zbudował zespół w większości z zawodników niechcianych w innych klubach. Też odnosicie wrażenie, że zlepek zawodników, którzy nie pomieścili się w składach może stworzyć mieszankę wybuchową, która wypali w tym sezonie?
- Najważniejsze, że tworzymy w miarę monolit. Jesteśmy już po pierwszym zgrupowaniu. Wszyscy świetnie się dogadujemy. Nie patrzymy na to, że jesteśmy "wyjęci spod prawa". Chcemy rozpocząć ten sezon i pokazać, że każdy z nas potrafi wygrywać wyścigi.
Przypuszczam, że nie będziecie mówić o celach i planach na sezon 2014, bo tak naprawdę nie wiadomo, na co stać spadkowicza z Enea Ekstraligi?
- Każdy mecz będzie dla nas wyzwaniem i chęcią pokazania się z dobrej strony. Tak ten sezon będziemy traktować. Sytuacja nie jest wesoła i robić jakiś planów i obiecywać, że wygramy tę ligę.
A pana indywidualne plany?
- Przede wszystkim żużel ma mi sprawiać radość. Jak nie idzie zarabiać porządnych pieniędzy, to trzeba chociaż mieć z tego frajdę.
Wiek żużlowców w ostatnim czasie przedłużył się i z powodzeniem jeżdżą ponad czterdziestoletni zawodnicy. Myśli pan powoli o tym, by odstawić motocykl?
- Nie. Dopóki czuję, że mogę wygrać z każdym, nie myślę o odstawienia motocykla w kąt. Aczkolwiek powoli zdaję sobie sprawę, że to już krócej niż dłużej potrwa i jakieś tam plany zaczynam powoli snuć.
W tych planach jest m.in. bycie telewizyjnym ekspertem czy komentatorem?
- O tym raczej nie myślałem. Nie mam na tyle kwalifikacji, żeby zostać komentatorem.
Wiedza żużlowa to niezaprzeczalny atut...
- Może i tak, ale nie myślałem o sobie w tej roli. Na pewno chciałbym coś robić przy żużlu. Jeżeli przetrwa polski żużel, to przy polskim. Jeśli nie, to w innym kraju.
Brawo Skóra, oby wszyscy w Polsce mysleli tak jak Ty to Polska sprawi, Czytaj całość