Do szkółki żużlowej Włókniarza Częstochowa Jordan Jurczyński trafił w 2000 roku. Miał wówczas 18 lat, a już rok później zdał egzamin na licencję "Ż". W rodzinie Jurczyńskiego były żużlowe tradycje, lecz to nie one były głównym powodem zainteresowania się tym sportem. Warto dodać, że Jordan nie jest spokrewniony z Andrzejem Jurczyńskim, który był jednym z najlepszych zawodników w historii Włókniarza, a w 2003 roku zdobył poprowadził swój macierzysty klub do tytułu Drużynowego Mistrza Polski.
W rodzinie Jordana na żużlu ścigał się Tomasz Jurczyński, który na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku reprezentował barwy Lwów. 31-letni obecnie Jordan Jurczyński przyznaje, że tak późno trafił do szkółki, bowiem wcześniej zgody nie wyrazili na to rodzice. - Mój kolega, Adam Pietraszko, zaczął wcześniej jeździć na żużlu. Po prostu przyjechałem na trening zobaczyć jak to wygląda i wciągnąłem się w to. Chciałem spróbować swoich sił. Zapisałbym się wcześniej do szkółki, ale rodzice nie chcieli mnie puścić, dlatego tak późno zacząłem. Wcześniej kontakt z żużlem miało dwóch moich wujków. Jednym z nich był Tomasz Jurczyński, który dość dobrze jeździł w barwach Włókniarza - powiedział Jurczyński.
Przez całą swoją karierę Jordan Jurczyński wystąpił w zaledwie pięciu spotkaniach ligowych Włókniarza Częstochowa. Po sezonie 2003, który był dla niego ostatnim w gronie juniorów trafił do klubu z Łodzi. W najniższej klasie rozgrywkowej częstochowianin odnalazł się znakomicie i był jednym z liderów swojej drużyny. W 2005 roku Jurczyński, jako jeden z najlepszych jeźdźców II ligi, wystąpił w finale Złotego Kasku. Na swoim koncie zgromadził 7 punktów i zajął 10. miejsce. To jego największy indywidualny sukces w karierze.
Sam zawodnik nie ukrywa, że chciał częściej jeździć w podstawowym składzie swojego macierzystego klubu. - Solidnie przepracowałem zimę, a zawsze lubiłem ostro potrenować. Kupiłem wtedy jeden silnik od Sławka Drabika i strasznie mi pasował. Był bardzo szybki ze startu i za bardzo w nim zębatek nie zmieniałem. Trzeba się było trochę pomęczyć, bo tory w II lidze były bardziej wymagające niż w Ekstralidze. Chciałem też udowodnić Włókniarzowi, że warto inwestować w swoich chłopaków, a nie brać ich z innych klubów zawodników i ładować w nich pieniądze, a ten zawodnik i tak nie utożsamia się z tym klubem. Zawsze chciałem jeździć we Włókniarzu i oddałbym serce na torze, by jechać dla tych kibiców. Nie było mi to dane, przykro mi bardzo. Ja chciałem, ale sytuacja w klubie była taka, jaka była - przyznał Jurczyński.
Po sezonie 2006 Jordan Jurczyński zakończył karierę. Powodem były prześladujące go kontuzje. Uraz ręki na rok wyeliminował Jurczyńskiego z jazd. Były żużlowiec nie ukrywa, że żałuje wówczas podjętej decyzji i gdyby mógł cofnąć czas, to po wyleczeniu kontuzji wróciłby na tor. - Żałuję, że w taki sposób zakończyłem karierę. Było w tym dużo mojej winy. Nie po takich kontuzjach żużlowcy wracają na tor i dobrze jeżdżą, a ja rok czasu nie siedziałem na motocyklu. Dochodzą do tego sprawy prowadzenia się, towarzystwo. Wiadomo, człowiek młody, głupi. Gdybym mógł cofnąć czas, to dałbym z siebie wszystko, aby dalej jeździć. Dużo było czynników, które przyczyniły się do tego, że nie jeżdżę. Po prostu nie dojrzałem do takiego poziomu żeby dalej startować - powiedział były zawodnik klubów z Częstochowy, Łodzi i Gniezna.
Po zakończeniu kariery Jurczyński pozostał przy żużlu. Był mechanikiem między innymi Kennetha Bjerre i Hansa Andersena. W 2012 roku współpracował z Lee Richardsonem. Jurczyński był obecny podczas ostatniego w karierze meczu nieżyjącego już Brytyjczyka. - Pamiętam to jak dzisiaj. Aż mi ciarki przechodzą. Wiadomo jak zakończył się pierwszy wyścig Lee. Huk był potężny, zapamiętam to do końca życia. Nie spotkałem się z żużlowcem, który miałby taki charakter jak on - wspominał Jurczyński.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Źródło: CzewaTV
{"id":"","title":""}
Trzymaj się Chłopaku :-)