Robert Noga - Moje Boje: Diabelska alternatywa

Jak chyba wszyscy ludzie, którzy kochają żużel kibicuję Startowi Gniezno i jego największym wierzycielom, aby znaleźli złoty środek i porozumieli się w kwestii długów jakie klub ma wobec nich.

W tym artykule dowiesz się o:

Bo zniknięcie tak zasłużonego klubu byłoby wielką stratą. Tak to bowiem jest, że zamknąć coś jest łatwo, ale odbudować znacznie trudniej. Rozumiem władze klubu, które robią teraz wszystko aby klub przetrwał. Ale rozumiem też żużlowców. Dla zawodników to alternatywa iście diabelska. Proszę sobie oto wyobrazić, że pracujesz drogi kibicu w jakiejś fabryce, zarabiasz bardzo dobrze, tyle, że teoretycznie, bo firma ci nie płaci. W końcu oddajesz sprawę pod sąd, bo co masz zrobić, a tutaj się okazuje, że twój pracodawca jest w zasadzie bankrutem i masz dwa wyjścia. Albo zgodzisz się, że z tych uczciwie zarobionych pieniędzy dostaniesz tylko część i to w iluś tam ratach rozłożonych na wiele miesięcy, a jak ci się nie podoba, to firma padnie na pysk i zobaczysz swoją kasę jak zeszłoroczny śnieg. Przykra konieczność i jakby nie patrzeć postawienie zawodników pod ścianą. Życie w kapitalizmie ot co.

Abstrahując od sytuacji, w której znalazł się "Start", któremu życzę jak najlepiej i który próbuje zgodnie z prawem wyjść na prostą i z twarzą, kilka zdań chcę poświęcić działaniom bynajmniej nie fair klubów wobec zawodników, wobec których miały długi. Wieloletnia obserwacja potyczek na linii zawodnicy-kluby pozwala na kilka wniosków. Pomysłowość działaczy robiących przy speedwayu była w tym względzie wręcz nieposkromiona. Jak się dało wyrolować, a nie widzieli innego wyjścia, to często rolowali. Oto więc kilka przykładów, którym nadałem nazwy własne, z góry informuję, że za ewentualne kopiowanie nie chcę żadnych tantiem. Najłatwiej szło z zawodnikami, którzy nieopacznie podpisali z niesolidnymi klubami (o czym przekonywali się oczywiście post fatum) kontrakty dłuższe niż jeden sezon. Tutaj nie płacący prezesi stosowali metodę "na niewolnika". Jeżeli zawodnik chciał odejść wcześniej, bo miał serdecznie dość realiów, w jakich przyszło mu startować, zgodę na wcześniejsze i bezproblemowe rozwiązanie kontraktu uzależniano od rezygnacji z wszelkich lub przynajmniej częściowych zaległości. Czyli bądź miły i nie podskakuj, to i my pójdziemy ci na rękę.. Inna metoda, to tak zwany sposób "na kruczka w kontrakcie". Otóż szukali w kontrakcie rozmaitych haczyków i potem dowolnie interpretując pokazywali żużlowcowi wała.

Ot, konkretny przykład. Zagraniczny zawodnik wali przez pół Europy do Polski na mecz ligowy. Przylatuje dzień wcześniej, jest zwarty i gotowy, a tutaj nagle następuje katastrofa prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Meczu nie ma bo żałoba i wszystko odwołane. Nasz bohater idzie do kasy po odbiór zwrotu pieniędzy za przylot i osłupiały słyszy od prezesa, że żaden zwrot mu się nie należy, bo w kontrakcie stoi jak byk, że może na niego liczyć jak mecz będzie odwołany z powodu opadów deszczu. Ale ani słowa nie ma tam o zwrocie kosztów w przypadku braku meczu na skutek katastrofy samolotu. Więc niech się zawodnik buja. Nie wierzycie? Wasza sprawa. Była jeszcze metoda "na haka", stanowiąca twórcze rozwinięcie interpretacji kontraktu po swojemu. Długi wobec żużlowca działacze starali się zbić waląc mu gigantyczną karę za czyn podpadający np. pod "słabszą postawę na torze" lub "narażanie na szwank dobrego wizerunku klubu". Sposób ten jest twórczo kopiowany i rozwijany przez innych. Była jeszcze inna, bardzo wyrafinowana metoda na "czarny PR". Za pośrednictwem usłużnych mediów roszczenia zawodnika wynikające z kontraktu przedstawiano się jako "wygórowane żądania" i przylepiano w środowisku łatkę gościa, dla którego nie liczy się drużyna, sportowy wynik i kibice, ale tylko i wyłącznie kasa. Media produkowały stosowne teksty, a sfrustrowani internauci nie znający kulisów sprawy produkowali memy z zawodnikiem, który w miejsce oczu miał monety euro.

I pozostawało pytanie: pęknie, czy nie pęknie? Z reguły nie pękał, ale smród pozostawał na długo.

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: