I to w czasach, kiedy speedway w Europie miał swój złoty okres, a światowe finały gromadziły na trybunach po sto tysięcy ludzi, w tym rodziny królewskie. Cofnijmy się zatem do złotych lat 50-60-tych minionego wieku. Zapraszam Was na pierwszą część spotkania z Ove Fundinem, patronem Drużynowego Pucharu Świata.
Malmoe 15 dzień września 1961 roku. Historyczny finał Indywidualnych Mistrzostw Świata. Historyczny, bo pierwszy poza legendarnym londyńskim Wembley. Po zawodach, ku radości miejscowych kibiców, na podium stają sami reprezentanci Szwecji. Ove Fundin, Bjoern Knutsson i Goete Nordin. Nazajutrz jedna z gazet da genialny tytuł do relacji z tych zawodów "Wieczór trzech króli". Największym, najwybitniejszym z nich jest Fundin, to w końcu on wygrał tamte zawody. Był wówczas u szczytu sławy, miał 28 lat sporo osiągnięć za sobą, wiele jeszcze przed. Czy wspominał wtedy, stojąc po raz trzeci na najwyższym stopniu podium światowego championatu, swój pierwszy finał sprzed siedmiu lat? Finał, w którym zajął "zaszczytne" ostatnie miejsce, ciułając "drobne" dwa punkty? - Z pierwszego finału pamiętam przede wszystkim paniczny strach. Nie wiedziałem wtedy nawet, jak ustawić motocykl. Bez wątpienia - byłem beznadziejny - przyzna po latach. Ale w tamtej ocenie będzie z pewnością dla siebie zbyt surowy. W końcu kiedy po raz pierwszy wkradł się do grona szesnastu najlepszych na świecie zawodników miał dopiero 21 lat, a żużel uprawiał od lat... trzech! Wcześniej bawił się w motocross. Wspólnie z kolegami z rodzinnego Tranas, małego szwedzkiego miasteczka, zbudował tor do motocrossu, w czym pomógł im miejscowy klub motorowy.
I nie wiadomo jeszcze ile czasu rudy nastolatek tłukł by się po tym crossowym torze, gdyby nie ojciec wielu sportowych karier - pan przypadek. Otóż pewnego dnia na te crossowe harce trafił przedstawiciel klubu żużlowego z Linkoping. Zobaczył Fundina, spodobał mu się i zaproponował próbne testy na torze żużlowym. Pojechał wraz z ojcem. Jego jazda musiała z pewnością zrobić wrażenie na gospodarzach, skoro już po jednym treningu zaproponowali mu udział w meczu, który miał się odbyć za kilka dni. Pojechał jako rezerwowy, ale dane było mu wystąpić w tamtym meczu i nawet zdobyć kilka punktów.
Jak wspominał po wielu latach: -Wydawało mi się, że żużel jest zdecydowanie prostszy niż motocross. To mi pasowało - nigdy nie byłem zbyt silny fizycznie, aby uprawiać motocross. Starty w zespole Filbyterny nie pozwoliły mu się jednak utrzymać z żużla, szwedzkie kluby płaciły wtedy symbolicznie, Fundin pracował u ojca w warsztacie z branży skórzanej. Przełomowym wydarzeniem, które sprawiło, że Fundin stał się profesjonalnym zawodnikiem był wyjazd jego klubowej drużyny na serie spotkań do Wielkiej Brytanii. To przecież tam właśnie i wtedy i przez najbliższe kilkadziesiąt lat biło serce żużlowego świata. Szwedzi potykali się z angielskimi teamami, które wówczas nie należały do najsilniejszych w swoim kraju, ale jazda naszego bohatera, który okazał się liderem swojej drużyny, zrobiła spore wrażenie na kibicach w Exeter, Swindon, Oksfordzie, Plymouth i wszędzie tam, gdzie startował. Już po swoim debiucie w finale IMŚ w 1954 roku zdobył angaż w lidze angielskiej, w zespole Norwich. Na miejsce, gdzie miał sportowo spędzić wiele kolejnych sezonów przyjechał pociągiem wraz z motocyklem. Cóż, uroki epoki. Promotorzy Norwich mieli jednak nosa. Ove już debiucie zdobył 13 punktów, a potem zaczęła się jego błyskawiczna droga w żużlowy kosmos. Rok po debiucie, w swoim drugim finale IMŚ na Wembley był już szósty, a w 1956 roku, w myśl przysłowia "do trzech razy sztuka" zdobył swój premierowy mistrzowski tytuł. Po zaledwie niespełna pięciu latach uprawiania tego sportu!
Na początku niewiele wskazywało na to, że tytuł po raz pierwszy powędruje w ręce szwedzkiego rudzielca. W pierwszy biegu przegrał z mistrzem z roku poprzedniego Peterem Cravenem oraz Ronnie Moorem. Potem jednak pojechał kapitalnie, wygrywając wszystko i zdobywając swój pierwszy tytuł. Podobno kilka fanek Norwich zemdlało z wrażenia. Co ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia, jedną z recept na sukces był pomysł mechanika Fundina, żeby każdy bieg jechać na innej oponie! Dziś to "odkrycie" może wzbudzić jedynie uśmiechy. Ciekawostką może być fakt, że puchar za zdobycie mistrzostwa, który otrzymał Ove wynajęła sieć szwedzkich sklepów i eksponowała go później na wystawach. Fundin otrzymał także spory deputat... papierosów od fabryki - sponsora zawodów. A, że sam nie palił, uciechę miał mechanik. Dla wielu ówczesnych komentatorów wygrana Fundina w finale w 1956 roku, pamiętnym i dla nas, bo to właśnie w tamtym sezonie biało-czerwoni, jeszcze bez powodzenia zadebiutowali w mistrzostwach świata, stanowiła pewien przełom w dziejach światowego żużla. Pojawiły się bowiem komentarze, że w związku z pierwszym mistrzostwem świata wywalczonym przez Szweda należy się zastanowić nad złamaniem monopolu Wembley na organizację finałów IMŚ i powierzeniem ich także Skandynawom.
Sam Ove komentował, że chciałby walczyć o tytuł w swoim kraju. Marzenie się spełniło po pięciu latach w 1961 roku, kiedy to stanął na podium w otoczeniu swoich rodaków. Był to dla niego już trzeci tytuł, drugi wywalczył bowiem sezon wcześniej. Rok 1961 przyniósł mu jeszcze jedną chwałę - tytuł najlepszego sportowca swojego kraju. Był u szczytu sportowej sławy. (c.d.n)
Robert Noga