Podobnie jak pozostali uczestnicy SGP, Martin Smolinski ma już za sobą skrupulatne przygotowania żużlowego ekwipunku do lotniczego transportu do Nowej Zelandii.
Warunki, jakie trzeba było spełnić, nie należały do łatwych. Każdy zawodnik otrzymał do dyspozycji skrzynię o wymiarach 220-80-120 centymetrów, w której musiał pomieścić wszystko, co jest niezbędne do udziału w zawodach. Waga całości nie mogła przekroczyć 450 kilogramów. Następnie takim bagażem zajęła się firma Impeco Sport & Event, która w dziedzinie logistyki od lat współpracuje nie tylko z BSI, ale także z organizatorami MotoGP, WRC czy piłkarskiej Ligi Mistrzów.
Ponieważ motocykle w transporcie lotniczym określane są jako "materiały niebezpieczne", musiały być przed spakowaniem opróżnione z wszelkich płynów, takich jak metanol oraz oleje silnikowe i sprzęgłowe. Niedozwolone było także pakowanie pojemników z płynami czy łańcuchowym spray'em. Wszystkie te rzeczy zawodnicy będą musieli zakupić na miejscu zawodów.
Przepisy celne Nowej Zelandii są bardzo rygorystyczne, zwłaszcza w zakresie ekologii. - Przed zamknięciem skrzyni, motocykle musiały wyglądać jak nowe - powiedział Smolinski. - Jeżeli coś byłoby nie tak jak chcą celni urzędnicy, zawodnicy ryzykowaliby tym, że motocykle mogłyby trafić na kwarantannę, a ta trwa zazwyczaj kilka dni - dodał.
Bezpośrednio po zawodach na stadionie Western Springs w Auckland, identycznie spakowany sprzęt wyruszy w drogę powrotną do Europy. Zawodnicy będą go odbierać w amsterdamskim porcie lotniczym.