W biegu siódmym treningu punktowanego Grupy Azoty Unii Tarnów ze swoją imienniczką z Leszna doszło do groźnie wyglądającej kolizji, w której uczestniczyli Nicki Pedersen, Janusz Kołodziej i Mateusz Borowicz. Bardziej doświadczony z duetu jeźdźców Jaskółek wstał co prawda o własnych siłach, ale nie był w stanie kontynuować zawodów. Indywidualny mistrz Polski pojechał na badania do miejscowego szpitala, które nie wykazały jednak poważniejszych obrażeń.
Reperkusje z tych wydarzeń dały jednak znać o sobie w niedzielne popołudnie. Kołodziej mimo sporej ilości siniaków postanowił nie zawieść oczekiwań fanów i przybył do Grodu Kraka. Wyjechał do swojej pierwszej gonitwy. Prowadził w niej od startu. Na trzecim okrążeniu wyraźnie słabnącego 29-latka wyprzedził kolega klubowy Krzysztof Buczkowski. Na mecie natomiast tylko o długość opony okazał się lepszy od Pawła Miesiąca. - Janusz miał kilka dni temu groźny wypadek. Był bardzo potłuczony, na szczęście nic sobie nie połamał. Czasem jednak takie potłuczenia są gorsze niż złamanie. Nie czuł się super i świetnie, ale na tyle w jego mniemaniu dobrze, aby spróbować. Liczył, że może tor będzie bardziej równy i uda mu się przejechać cztery okrążenia – tłumaczył swojego podopiecznego menadżer Krzysztof Cegielski.
- W tej jednej gonitwie wygrał start, ale już po dwóch kółkach brakowało mu oddechu i siły w organizmie, bo tor był naprawdę wymagający. Nie było więc sensu ryzykować być może czegoś gorszego więc odpuścił i ma teraz kilka dni, aby się rehabilitować, poćwiczyć, przyjąć trochę zabiegów fizjoterapeutycznych, które go przede wszystkim wzmocnią - dodał.
Kolejna przerwa w startach Kołodzieja nie będzie raczej długa. W weekend podopiecznych Marka Cieślaka czeka kontrolny dwumecz z PGE Marmą Rzeszów. Prawdopodobnie już z Kołodziejem w składzie. - Na pewno nic na siłę, ale powinien wrócić na sparingi z ekipą z Podkarpacia w pełni zdrowy. Podkreślam jednak, że Janusz czuł się na tyle dobrze żeby wsiąść w niedzielnych zmaganiach na motocykl. Sprawdził, że nie jest dobrze, nie forsowaliśmy więc zdrowia. Ta rehabilitacja, która zostanie wdrożona od poniedziałku powinna pozwolić Januszowi na spokojne wznowienie treningów pod koniec tygodnia. Żal tylko tego, że jest to pierwsza eliminacja do Grand Prix. Janusz liczył, że zajdzie daleko w tych eliminacjach. Powiedzieliśmy sobie jednak, że jeśli ma się znaleźć w tym cyklu to może jeszcze to udowodnić wiele razy i we wszelaki sposób - powiedział przyjaciel.
Finał Złotego Kasku będzie miał miejsce 18 maja, a gospodarzem turnieju będzie Tarnów. To również miało spore znaczenie dlaczego reprezentant Polski zdecydował się spróbować rywalizacji w Krakowie. - To była jedna z tych najważniejszych przesłanek, bo doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że do ostatecznych rozstrzygnięć w tej imprezie dojdzie na domowym owalu Janusza. Dlatego mimo tych urazów przyjechaliśmy tutaj po awans. Odległa data tego turnieju stwarzała nadzieje, że Janusz z tymi dolegliwościami już by sobie poradził - wyjaśnił "Cegła".
Były zawodnik spróbował dla nas przeanalizować zajście o którym wspominaliśmy już we wstępie. - Tu nie ma co dzielić wersji i kogoś bronić czy atakować. Nicki Pedersen widząc, że Borowicz go atakuje, zajechał mu drogę i Matusz siłą rzeczy w niego uderzył. Nie chcę jednak w żadnym razie obwiniać ani jednego ani drugiego, ale Pedersen nie powinien zwłaszcza na treningu zajeżdżać tak niedoświadczonego zawodnika. Możemy teraz gdybać, że jakby był to ktoś inny to tego zderzenia by uniknął. Nicki musi mieć świadomość, że nie powinien tak robić i tyle. Należy o tym mówić głośno i wyraźnie - wyraził swoją opinię.
W żaden sposób nie m Czytaj całość
Wyimaginowana kontuzja Kołodzieja to też fakt???