Marcin Jędrzejewski: W Rybniku wszystko zależy od startu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Marcin Jędrzejewski po czterech latach przerwy wrócił do macierzystego zespołu. Ten był bardzo udany, ale prawdziwy efekt poznamy dopiero po kilku spotkaniach.

Marcin Jędrzejewski ostatni raz w barwach bydgoskiego klubu startował w 2009 roku. Później przez jeden sezon jeździł w Orle Łódź, a potem dwukrotnie w Kolejarzu Opole oraz Victorii Piła. Teraz po różnych przygodach mógł wreszcie wrócić do macierzystego zespołu i zaprezentować się przed swoją dawną publicznością w potyczce przeciwko łotewskiemu Lokomotiwowi Daugavpils.

- Powoli to wszystko zaczyna wyglądać zdecydowanie lepiej. Bo powiedzmy sobie szczerze, że podczas pierwszego meczu towarzyskiego w tym roku z Unibaksem Toruń jazda z mojej strony to była po prostu żenada. Potem przez cztery dni razem wspólnie z całym zespołem szukaliśmy odpowiedzi na nasze problemy i przyniosło to spodziewany efekt - cieszył się Jędrzejewski. Teraz bydgoszczan czeka bardzo trudny sprawdzian w Rybniku. Od tego spotkania może bardzo wiele zależeć w kontekście celów stawianych przed spadkowiczem z ENEA Ekstraligi. Po wysokim zwycięstwie nad Lokomotivem Daugavpils apetyty nad Brdą są na pewno znacznie większe, bo sięgają awansu do fazy play-off. - Nawet jeśli wysoko prowadzimy, to trzeba mocno bić się o każdy punkt. Zawsze jedziemy po to, aby powalczyć. Tak samo było w niedzielę, kiedy pokazaliśmy niezłą walkę z Lokomotivem i podobnie będzie w Rybniku - ocenił Jędrzejewski. - To będzie ciężko spotkanie, bo większość chłopaków nie miała okazji tam startować przed przebudową miejscowego obiektu. Ja miałem w zeszłym roku dwukrotnie szansę zapoznać się z tamtą nawierzchnią i to nie jest na pewno łatwy tor. Zdecydowanie zmniejszono łuki i bardzo wiele zależy od startu. Jeśli dobrze się rozegra ten moment, to później żaden rywal nie jest w stanie ci zagrozić. Wystarczy dobrać odpowiednią ścieżkę i jechać do przodu - podsumował Jędrzejewski.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: