Stefan Smołka: Ligowa święta wojna

Ruszają żużlowe ligi. Kibice stoją na baczność, napinając cięciwy emocji. W najwyższej lidze zwanej "ekstra" faworyci po blamażu na finiszu zeszłorocznej ligi zaczynają z debetem punktowym na koncie.

Zespół toruński bynajmniej nie przestaje być odbierany jako faworyt końcowych rozstrzygnięć. Runda finałowa daje Aniołom takie możliwości. Korzystając z braku KSM, sztucznego tworu z ideą sportu kojarzącego się słabo, Unibax wystawił skład kosmiczny. Być może to przyniesie sukces, ale na krótką metę, a potem...

Takie scenariusze były już przerabiane. Na ogół wysokie zwycięstwa u siebie, za co trzeba niemało zapłacić swoim zawodnikom, a na trybunach kibiców coraz mniej. Na wyjazdach wręcz przeciwnie, bo gwiazdy od święta ogląda się zawsze chętnie, ale zyski będą po stronie gospodarzy. Trzeba też pamiętać o starej jak świat zasadzie "bij mistrza", co wyzwala dodatkowe pokłady energii (jest też nad wyraz twórcze), więc mecze toruńczyków na wyjazdach mogą być nawet ciekawe. Dla dream teamu w efekcie krótkotrwały błysk, być może tytuł DMP, ale w sumie sezon niepozbawiony strat. Mniej kibiców, telewizje narzekające na jednostronne widowiska, odwrót części sponsorów. Tak może być, choć nikt nikomu tego nie życzy. Czy zatem wracać do KSM? Nie, nigdy więcej tego antysportowego idiotyzmu. Właśnie wolny rynek niech to reguluje, nawet jak tu i ówdzie zaboli. Rozsądku nie da się wyapelować, wyprosić, musi pójść po kieszeni. Następnym razem ten czy ów prezes (jeśli stara się widzieć dalej niż na dystans jednego roku) zastanowi się, czy warto takim kosztem być przez chwilę górą.

W Toruniu w ogóle trochę dziwnie się dzieje. Staraniem świetnego trenera-wychowawcy Jana Ząbika ma miejsce w Toruniu masowy nabór i szkolenie na przyzwoitym poziomie. Cóż kiedy wychowankowie rzadko potem przebijają się do składu. Wymogi błyskawicznego efektu na tu i teraz, nie do końca ukształtowanego młodzieńca spychają na głębokie rezerwy. Doszło do tego, że Toruń słynący szkoleniem usilnie szukał po Polsce juniora, by jego dwa, trzy punkty ratowały wynik. Znalazł się taki jeden - Oskar Fajfer, choć była chrapka na Dudka. Że przy okazji taki junior kupiony odbiera młodym miejscowym miejsce w składzie? A kogo to obchodzi? Co ciekawe prezes Karkosik zapowiedział, że odchodzi po sezonie, a powodem jest rzekomo niewłaściwe promowanie młodzieży w Polsce. Zgadzam się z tezą, ale sprowadzanie drzewa do lasu pełnego drzew to jakaś niedorzeczność.

Dużo mocniejszy fundament ma jednak Zielona Góra. Tam młodzi intensywnie szkoleni wychodzą szerzej w świat. Widać w tym klubie częściej daje się im szanse, nie bacząc na początkowe potknięcia. A w tej zabawie o to przecież chodzi, bo talenty pokroju Macieja Janowskiego, Patryka Dudka, Bartosza Zmarzlika, Pawła Przedpełskiego czy braci Pawlickich nie rodzą się na pniu. W takich warunkach ewentualna obrona tytułu przez Falubaz byłaby niespodzianką, ale i swego rodzaju nauczką dla innych na przyszłość. Wychowankowie to podstawa, jeśli klub traktowany chce być jako solidna firma nie tylko na lata koniunktury, ale i nieuniknionych kryzysów.

Przećwiczono to m.in. w Unii Leszno, której już dawno by nie było, gdyby nie wychowankowie. Tylko oni bowiem w chwilach największej próby zaciskają zęby i potrafią przez czas jakiś jechać niemal po krawędzi kosztów. Robią to dla siebie, swoich kibiców i środowisk, z których się wywodzą. Szkoda tylko, że entuzjazm ostatniego z wielkich prezesów-wizjonerów Józefa Dworakowskiego został zduszony przez dziwne decyzje komisaryczno-sędziowskie, ewidentnie krzywdzące klub z Leszna. Proszę mi pokazać drugi klub w Polsce, który potrafi jechać w meczu ekstraligowym czterema swoimi wychowankami (bracia Pawliccy, Damian Baliński i Tobiasz Musielak) i wygrywać mecze. A przypomnę, że na dodatek najbardziej utytułowany dziś wychowanek Unii Krzysztof Kasprzak lideruje rywalom - Stali Gorzów. Są jeszcze inni leszczynianie brylujący w ligach, choćby Adam Skórnicki, Norbert Kościuch czy Mariusz Fierlej.

Stal Gorzów ma przepiękne tradycje, dobrze radzącego sobie trenera, ale trudno powiedzieć, czy to jest skład na strefę medalową. Niels Kristian Iversen to kandydat na IMŚ, ustabilizował swoją klasę na poziomie arcymistrzowskim. Krzysztof Kasprzak wciąż ma drzemiący potencjał, by stać się liderem w skali kraju. Jeśli Bartosz Zmarzlik utrzyma wysokie loty, a jeszcze dołączy do niego inny dobrze zapowiadający się wychowanek, rówieśnik Adrian Cyfer, to wygiąć taką Stal będzie trudno wszystkim. W sumie spore możliwości, ale mało pewności.

Zagadką jest Włókniarz na dziś, bo przyszłość pod Jasną Górą rysuje się w jaśniejszych kolorach za sprawą szerokiej ławy juniorów, własnych wychowanków. Klub, z którego wyszedł Sławek Drabik nie może dołować. Trójka bardzo solidnych i zdolnych do błyskotliwych szarż żużlowców, Grzegorz Walasek, Grigorij Łaguta i Rune Holta, daje gwarancję walki do końca w każdych zawodach. Od młodzieży (i nieobliczalnego Rafała Szombierskiego) zależy reszta.

Unia z Tarnowa na papierze wydaje się mocniejsza od włókniarzy. Łaguta na Łagutę, Hancock na Holtę, Kołodziej na Walaska, Buczek na Szuminę. Młodzież to loteria. W tym sezonie jeszcze Unia Tarnów może być ciut lepsza w tym aspekcie, ale za rok... Role się odwrócą. Kibice ponadto zastanawiają się kto z trenerów będzie górą, Żyto w Częstochowie, czy Cieślak w Tarnowie. Myśl taktyczna, rutyna i dorobek Marka Cieślaka chcąc nie chcąc stawiana być musi dużo wyżej.

[nextpage]

Wrocław i Gdańsk to w najwyższej lidze miasta największe, ale wśród faworytów rozgrywek raczej ich nie widać. Wrocław zaskakuje in plus już któryś sezon z kolei. Rozważna polityka kadrowa i stabilność finansowa to są mocne atuty. Ostatnimi czasy doszedł czynnik owocnego szkolenia, czego przez dziesięciolecia we Wrocławiu nie było. Wrócił Maciej Janowski, wciąż młody, lecz już dojrzały. Jest IMŚJ oraz mistrzem świata z zespołem narodowym (DPŚ 2013), a jednak to go nie odmieniło, pozostał skromnym chłopakiem. Z Janowskim Sparta powinna być mocniejsza, ponieważ nikt ważny nie ubył, a po młodzieży można oczekiwać progresji.

Beniaminek z Gdańska w końcu skompletował skład niezły, choć oparty głównie o zagraniczny zaciąg. Ciężka praca Stanisława Chomskiego z wychowankami Wybrzeża jeszcze nie zaprocentowała, choć jest to tylko kwestią czasu. Żenujący był wielotygodniowy spektakl związany z kontraktem utalentowanego Krystiana Pieszczka, co na proces kształtowania jego sportowej osobowości na pewno wpłynie negatywnie. Przez takie przeciąganie liny zmarnowało się już wiele talentów. Jest to przy okazji kolejny dowód na szkodliwość sztucznie utrzymywanego od lat zapisu o konieczności w składzie drużyny ligowej dwóch zawodników młodzieżowych. Każdy zespół musi mieć dwóch juniorów w składzie (mieć w składzie - nie szkolić), przez co wypacza się cały sens pierwotnej idei i dochodzi do różnych szopek z tym związanych, a niejeden młody (jego opiekun) stawia warunki godne mistrza świata. Wyrzucić w diabły ten przeżytek, przez co może mniej będzie dla Polaków laurów młodzieżowych, za to więcej w kategorii seniorów, bo zahartowany w ciężkim boju o byt młody zawodnik lepiej radził sobie będzie w konkurencji światowej. Wszystko co sztuczne - do kosza. Zachęty do szkolenia, owszem, ale nie nakazy do posiadania. Temat rzeka.

Druga z kolei liga to od tego sezonu "Nice Polska Liga Żużlowa". To i tak brzmi lepiej niż "pierwsza", bo jak można coś co jest ewidentnie drugie nazywać pierwszym, ale zostawmy to...

Prezesi najgłośniejsi na SportoweFakty.pl już ustalili kolejność. Wygląda ona mniej więcej tak. Pierwsza czwórka to Stal Rzeszów, GKM Grudziądz, Polonia Bydgoszcz i Orzeł Łódź. Do walki może się ew. włączyć Daugavpils. Takie typy... No cóż, widać te typy tak mają.

Chylę czoła przed Rzeszowem, bo tam nie zaniedbuje się szkolenia i jest to proces ciągły. Podobnie w ostatnich latach dzieje się w Bydgoszczy, a Jacka Woźniaka dziś można śmiało stawiać wśród trenerów (instruktorów i wychowawców - nie menedżerów, bo to odrębna kategoria) najlepszych w Polsce. To głównie sprawia, że bydgoską Polonię widzę dziś wyżej niż Stal z Rzeszowa. Atutem Grudziądza jest szalenie wyrównany skład, ale stanowiący zlepek dość przypadkowych osobowości. To może, ale wcale nie musi przynieść efektu. Życzmy im jak najlepiej, bo w Grudziądzu pukają i pukają do bram ekstraligi już od kilku lat.

Lokomotywa z Daugavpils może u siebie rozjechać niejeden team zbyt bojaźliwy, ale w ścisłej czołówce zaplecza ekstraligi raczej ich nie widzę.

Gdy chodzi o Łódź, to mam tu uczucia mieszane. Jest tam prezes, który wie czego chce, jest trener, który już z niejednego pieca jadł i niejeden piec przeżył. Orzeł nigdy dotąd nie latał zbyt wysoko, ale ma aspiracje i to jest dobry początek. Nakupiono tam przed tym sezonem zawodników jak myszy i niektórzy z nich pokazali już nieraz, że sporo potrafią. Czy uskrzydleni prezesowskim (hojnym) słowem wyzwolą całą swą moc? I czy tej mocy wystarczy? Zobaczymy. Start Gniezno wydaje się mieć potencjał zbliżony do Łodzi, natomiast Lublin w tym roku jakby jednak nieco słabszy.

Na koniec Rybnik. Beniaminek PLŻ ma tę przewagę, że nic nie musi. To jeden z powodów, że ROW może być czarnym koniem tegorocznych rozgrywek. Dobra organizacja, rozsądny, twardo stąpający po ziemi prezes i jego pełna pasji ekipa, niebacząca na własne profity. Ogromnie ważna jest wyrazista pomoc miasta. Widoczną w wypowiedziach zazdrość niektórych prezesów rywali można skwitować krótko i żartobliwie (bo nie o licytowanie się tu chodzi). Chcesz mieć podobne wsparcie władz samorządowych swojego miasta dla sportu żużlowego? To proste. Wystarczy tylko wychować sobie takich żużlowców, którzy przez dziesięciolecia rozsławią miasto 12 tytułami drużynowych mistrzostw Polski, zdobędą ponadto 9 tytułów IMP, 8 złotych tytułów MŚ (z zespołem narodowym) seniorów, o medalach podlejszych barw nie wspominając. W działaniach klubu na dziś można dostrzec i rysy (casus Michała Mitki), ale to wymaga odrębnego opisania. Na błędach też można się uczyć, dużo lepiej jednak - na cudzych.

Trzecia z kolei liga, czyli 2. PLŻ wcale nie jest taka słaba, jak by się mogło niektórym wydawać. Udowodniły to zeszłoroczne rozgrywki. Ostrów, Rawicz oraz Piła to są wylęgarnie żużlowej młodzieży, stąd też i rokowania tam nie mogą być złe. Jest oczywiście dylemat, co z dalszym losem młodzieży w warunkach najniższej ligi, gdzie spotkań mało, ludzi na stadionach niewiele, a ze sponsorami krucho. To jest problem, ale karuzela się kręci. Mocny skład wydaje się mieć Wanda Kraków, a w Krośnie Tomasz i Marcin Rempałowie i coraz szlachetniejszy niczym wino Mariusz Fierlej mogą odesłać innych faworytów z kwitkiem. Niestety w Opolu, gdzie wychował się pierwszy Polak indywidualny mistrz świata Jerzy Szczakiel wciąż nie potrafią wyjść na prostą. Szkoda mi ofiarnych działaczy tego ambitnego klubu.

Dla wszystkich liga 2014 niech będzie sezonem odbicia ku lepszemu.

Stefan Smołka

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: