Kamil Tecław: Za nami inauguracja Nice Polskiej Ligi Żużlowej. Dość niespodziewanie ulegliście na własnym torze skazywanej na pożarcie drużynie z Gniezna. Co zadecydowało o porażce w pierwszym spotkaniu sezonu 2014?
Sebastian Ułamek: Oczekiwania i ambicje były zupełnie inne. Inauguracja sezonu na własnym torze miała się zakończyć z korzyścią dla nas, a wszystko poukładało się kompletnie nie po naszej myśli. Ciężko się tłumaczyć po takiej przegranej. Spadł deszcz, a on zawsze najbardziej płata figla gospodarzom. Goście z kolei mogą to wykorzystać i tak właśnie się stało.
Lepszej postawy spodziewałaś się pewnie też po sobie. Z tych sześciu punktów nie możesz być zadowolony...
- Oczywiście zabrakło moich punktów, bo powinienem mieć ich na koncie dwanaście, a nie dziewięć licząc bonusy. Tym bardziej, że w kilku biegach skupiałem się na holowaniu juniora i to odzwierciedla moją postawę.
Bardziej brakowało szybkiego wyjścia spod taśmy, czy prędkości na dystansie?
- Nie czułem się na tyle szybki, żeby walczyć na dystansie np. z Bjarne Pedersenem. Dlatego skupiałem się na obronie remisu i nie chciałem zostawiać z tyłu młodszych kolegów. Po opadach deszczu od początku szukaliśmy recepty. Nie było jednak prędkości w motocyklu, więc współpracowałem z juniorem, żeby uratować chociaż te 3-3.
Pozostali koledzy również nie zachwycili. Na miarę oczekiwań spisał się chyba tylko Andriej Karpow.
- Nie ma co roztrząsać dalej tego spotkania, bo ewidentnie zabrakło moich punktów. Moglibyśmy debatować i wgłębiać się w szczegóły, ale wyniku nic nie zmieni. Miałem za sobą naprawdę udane treningi w piątek i sobotę. Przygotowywałem się najlepiej jak mogłem i wszystko wyglądało naprawdę fajnie. Tak jak mówiłem wcześniej - nie ma co się tłumaczyć, bo nie powinienem się pogubić. Moja postawa miała wyglądać zupełnie inaczej.
Liga nie zwalnia jednak tempa i już w Lany Poniedziałek udacie się do Łodzi, powalczyć nieoczekiwanie o pierwsze punkty w tym roku. Pozbieracie się?
- Mam dużo do myślenia przed następnym meczem i muszę to jakoś wszystko odmienić. W niedzielę zabrakło tak naprawdę wszystkiego, bo zarówno na starcie, jak i na dystansie byłem po prostu za wolny.
Wyjazdowa potyczka z Orłem zapowiada się bardzo ciekawie. Podopieczni Lecha Kędziory będą chcieli poprawić swoją słabą dyspozycję z pierwszej kolejki, a wy zmazać plamę po nieudanej inauguracji. Jakie są twoim zdaniem szanse na zwycięstwo?
- Do Łodzi na pewno pojedziemy zmotywowani, bo zależy nam na dobrym wyniku. Po rozmowach z trenerem i działaczami z optymizmem podejdziemy do kolejnego spotkania. W niedzielę nie powinno się to wszystko wydarzyć. Wygrana powinna być po naszej stronie i mamy tydzień na przemyślenia. Przez najbliższy czas będziemy się maksymalnie "pompować", aby wywieźć punkty z Łodzi. Odbić dwa "oczka" z inauguracji i zmazać plamę z niedzielnego spotkania. Pierwsza kolejka pokazała, że wszystko jest możliwe i nic nie jest jeszcze stracone.
Pokazała także, że inauguracyjne mecze rządzą się swoimi prawami i dobra dyspozycja z treningów punktowanych nie zawsze ma przełożenie na ligę.
- To jest początek sezonu. Podczas jakiś treningowych jazd i treningów punktowanych wszystko fajnie wygląda, a mecze ligowe weryfikują wszystko. W Toruniu panował wielki optymizm, bo po test-meczach wszystko prezentowało się okazale. Przyszło jednak co do czego i jednak i dream-team poległ w Gdańsku. Trzeba wziąć się do pracy i jechać na maksa w kolejnych spotkaniach.
Czułeś się pewnie przed tym pierwszym meczem, czy jednak jakieś obawy się pojawiały?
- Moje nastroje treningowe były wręcz świetne. Czułem się mega pozytywnie, a niedzielny mecz mnie boleśnie zweryfikował. Popełniłem błędy, doszły opady deszczu i w konsekwencji pogubiłem się na własnym torze, a to nie powinno mieć miejsca.