Orzeł Łódź pokonał na własnym torze jednego z faworytów Nice Polskiej Ligi Żużlowej 58:32. Część ekspertów przewidywała, że łodzianie mają w tym meczu szanse na zwycięstwo, ale nikt nie spodziewał się tak wysokiej wygranej. - Miałem wrażenie, że bez względu na to, kto jechał w białym kasku, to albo miał problem z maszyną, albo z płynną jazdą. Zdobyliśmy dzięki temu kilka frajerskich punktów. GKM był wczoraj naprawdę słaby. Tylko pan Ułamek pokazał klasę - podsumował ten mecz Witold Skrzydlewski.
Prezes Orła spodziewał się, że jego drużyna przegra trzy pierwsze spotkania. W starciu z GKM-em stawiał swój zespół na straconej pozycji. Jego zawodnicy nie po raz pierwszy sprawili jednak niespodziankę. - Jestem bardzo zaskoczony jazdą GKM-u. W naszej lidze ich i PGE Marmę uważałem do tej pory za pewniaków. Tymczasem na razie notują same wpadki. Jeśli przegrają następny mecz, to pewnie będzie można mówić o błędach. Wydaje mi się jednak, że mamy dopiero początek. Spodziewam się, że zespół się ogarnie i zacznie kroczyć od zwycięstwa do zwycięstwa - podkreśla Skrzydlewski.
W zespole z Łodzi zadebiutował Maksym Drabik. Działacze Orła i trener Lech Kędziora są bardzo zadowoleni z jego postawy i chcą, żeby ten żużlowiec startował w ich zespole na zasadach gościa również w kolejnych meczach. - Nie mamy nawet na razie innego wyjścia niż ten zawodnik. Decyduje oczywiście trener. Inna sprawa, że wczoraj młody Drabik był gwiazdą. Walczył i zdobył pięć punktów. Należy przy tym pamiętać, że to było jego pierwsze ligowe ściganie. Podszedłem do niego przed meczem i powiedziałem mu, że nie będę mieć pretensji jak walnie "olimpiadę". Mówiłem mu, że najważniejsze jest zdrowie i szczęśliwe zakończenie jazdy. Jemu brakuje doświadczenia i w związku z tym nie chciałem na nim wywierać presji. Poradził sobie jednak naprawdę świetnie - zakończył Skrzydlewski.