Stadion w Świętochłowicach czyli popularna "Skałka" ma miejsce w ich sercach i tak już pewnie pozostanie na zawsze. 1 dzień czerwca 1979 roku to ważna data w dziejach sportu na Śląsku, wówczas to w Świętochłowicach otwarto duży stadion przy ośrodku sportu i rekreacji zwanym "Skałką" . Wcześniej istniało już ty tutaj kąpielisko, które służyło mieszkańcom nie tylko Świętochłowic, ale także okolicznych miast. Stadion robił imponujące wrażenie, miał duże trybuny (ponad 25 tysięcy miejsc, był to więc jeden z największych obiektów żużlowych w kraju), okazałą wieżę z funkcjonalnymi pomieszczeniami, na tamte czasy obiekt był naprawdę nowoczesny. Z trybun, co podkreślali obserwatorzy, był znakomity widok zarówno na boisko, jak na okalający je tor żużlowy. Z powstania stadionu najbardziej cieszyli się chyba właśnie żużlowcy Śląska Świętochłowice oraz ich kibice. Stary tor "na Hasioku" zamknięto kilka lat wcześniej i zawodnicy byłego drużynowego wicemistrza kraju przez kilka sezonów swoje mecze w roli gospodarza rozgrywali bądź na Stadionie Śląskim w Chorzowie bądź na zaadaptowanym dla potrzeb speedwaya stadionie w pobliskiej Rudzie Śląskiej. Teraz wracali do siebie.
[ad=rectangle]
Uroczyste otwarcie nowego obiektu nastąpiło, jak wspomniałem, 1 czerwca 1979 roku. Zgodnie z duchem tamtych czasów gośćmi honorowymi otwarcia były władze partyjne regionu, którym przedstawiciele młodzieży złożyli meldunek o "zrealizowaniu czynów 35 lecia PRL". W artykule "Skałka już służy" katowicki "Sport" pisał: - W niedzielę 3 bm na tym obiekcie zaprezentują się żużlowcy. Im to najbardziej potrzebny był ten obiekt, ponieważ od kilku lat zmuszeni byli korzystać ze stadionów zaprzyjaźnionych miast. Stadion otrzymał już licencję na rozgrywanie imprez żużlowych, zawodnicy przeprowadzili pierwsze treningi i bardzo sobie chwalą tor. Tor, uściślijmy za prasą długości 378 metrów, którego pierwszym rekordzistą został zawodnik Śląska Jerzy Kochman, wykręcając na nim czas 74,9 sekundy. Premierowymi zawodami był czwórmecz o Puchar Polski z udziałem żużlowców Kolejarza Opole, ROW Rybnik, Sparty Wrocław i oczywiście miejscowego Śląska. Dla porządku dodajmy, że te zawody wygrali opolanie - 32 punkty przed gospodarzami, którzy uzbierali o jeden punkt mniej. Najlepszymi na torze byli zdobywcy kompletu 12 punktów, wspomniany Jerzy Kochman oraz Erwin Brabański. Zawody oglądało 10 tysięcy kibiców, zaciekawionych zapewne, jak wygląda speedway na nowym obiekcie.
Tak przedstawiły się początki żużla na "Skałce", która na kolejne ćwierć wieku stała się ważnym miejscem na mapie krajowego sportu żużlowego, bo przecież obok meczów ligowych Śląska rozgrywano tutaj także inne imprezy mistrzowskie i towarzyskie, chociażby finał Brązowego Kasku w 1981 roku oraz dziesięć lat później jeden z finałów Srebrnego Kasku. "Skałka" stała się szybko ulubionym obiektem dla wielu zawodników, nie tylko tych wywodzących się ze Świętochłowic. Na przykład dla Sławomira Troniny, który zaczynał swoją sportową przygodę w łódzkiej Gwardii, akurat wtedy kiedy stadion oddano do użytku: - Tak się jakoś składa, że niemal zawsze dobrze mi się tutaj jeździło. Po prostu polubiłem ten dosyć długi, ale techniczny tor i z reguły uzyskiwałem na nim niezłe rezultaty. Chociaż różnie bywało. Pamiętam dramatyczny baraż Śląsk Świętochłowice - Unia Tarnów w 1986 roku, kiedy to gospodarze przygotowali straszną kopę. Było tak mokro, że opowiadaliśmy potem żarty o górnikach, którzy dzwonili z kopalni, aby na Skałce przestali już lać wodę, bo im pokład zalewa! Moim zdaniem ten stadion był chyba najlepszym w Polsce dla żużla, bo ułożenie trybun względem toru powodowało, że zawodnicy byli doskonale widocznie przez kibiców, niemal w zasięgu ręki. Strasznie szkoda, że nie ma tam już żużla - wspomina.
Temat żużla na "Skałce" skończył się praktycznie wraz z upadkiem ligowej drużyny w Świętochłowicach, chociaż i po nim motocykle żużlowe jeszcze próbowały "warczeć". Kiedy kilka lat temu realizując reportaż na potrzeby telewizji zawitałem tam z kamerą zastałem obiekt, na którym infrastruktura żużlowa była już mocno podniszczona, miało się wrażenie, że stadion "śpi", ale wysiłkiem dobrej woli można go w miarę szybko przebudzić. Tak się jednak nie stało, nad czym mocno ubolewa cytowany w tym artykule Erwin Brabański, mocno przed laty zaangażowany w reaktywację speedwaya w tym miejscu: - Chodziłem po urzędach, pytałem prosiłem. Z reguły wyglądało to jednak tak, że jak zbliżały się jakieś wybory to wraz z nimi pojawiały się także duże obietnice niektórych kandydatów, że wesprą projekt, pomogą. Niestety, jak to u nas często bywa, na obietnicach się kończyło, bo kandydaci po wyborach zapominali co obiecali - Brabański nie kryje goryczy.
Czy ćwierćwiecze żużla w tym miejscu to już wyłącznie czas przeszły dokonany? W końcu jak to mawiają "nadzieja umiera ostatnia", więc może kiedyś...
Robert Noga