Spojrzenie z Zachodu (9): Golloba kres?

Jedni go kochają, drudzy wręcz nie znoszą. Nikt jednak w środowisku żużlowym przez ostatnie lata nie pozostawał obojętny zarówno na jego jazdę, jak i osobowość. Bo Tomasz Gollob budzi skrajne emocje.

W tym artykule dowiesz się o:

Dziś jednak stary mistrz powoli odchodzi. Obawiam się jednak, że w stylu niegodnym wielkiego asa torów żużlowych a ligowego średniaka.

Ostatni mecz w Zielonej Górze uświadomił mi, że odejście najlepszego polskiego żużlowca w historii może nastąpić już niebawem. A może ten proces "odchodzenia" trwa już od pewnego czasu? Rezygnacja z uczestnictwa w cyklu Grand Prix była pierwszym krokiem i sygnałem, który wysłał przecież sam zawodnik. Gollob jest coraz słabszy i... żal mi na to patrzeć. Nie potrafię także przejść do porządku dziennego nad gwizdami, które pod adresem Golloba wciąż są wysyłane nie tylko zresztą w Zielonej Górze. Gdy słyszę głupią przyśpiewkę kibiców Falubazu o farmie, którą miał Gollob, i te wycie "iiijjjaaaiijjaaaoooo" zakończone soczystym słowem na literkę "ch", zastanawiam się czasami, czy to przez jego "grzechy" i arogancję, której przez lata nie ukrywał, czy może przez to, że w ostatnich latach bronił barw klubu z Gorzowa.
[ad=rectangle]
W Zielonej Górze pierwsza oznaka - jak dobrze pamiętam - mało sympatycznych relacji nastąpiła w 1992 roku. Podczas finału indywidualnych mistrzostw Polski miejscowi mają swojego bohatera - Jarosława Szymkowiaka. Pamiętam, jak cały stadion był za "Szymkiem", a ja trzymam kciuki właśnie za Gollobem, bo już wtedy imponowała mi jego waleczność, dynamika i serducho. Pamiętacie? Już wtedy świat był przeciwko niemu, a zdobył pierwsze złoto IMP. Później było w naszej, polskiej normie. Golloba w Zielonej Górze wygwizdywano tak, jak na większości polskich stadionów. Za to, że był tym niesfornym aroganckim Gollobem i chyba za to, że właściwie on nie dał się lubić. Prawdziwa eskalacja nienawiści nastąpiła wówczas, gdy "Chudy" wzmocnił lokalnego rywala - Stal Gorzów. Ówczesny kapitan "Staleczki" wpasował się trochę w derbowy klimat i zielonogórsko-gorzowską "napinkę". Choć bydgoszczanin z krwi i kości, podczas meczów derbowych dla zielonogórzan był tym złym - gorzowiakiem - który raz ostro pojechał z Patrykiem Dudkiem (w Gorzowie), innym razem z Piotrem Protasiewiczem (słynna "dźwignia" na torze w Zielonej Górze). Wcześniej jego bezsensowna prowokacja na pierwszym łuku w postaci kłaniania się kibicom na zielonogórskiej trybunie K. A uszkodzenie kamery jednemu z zielonogórskich operatorów podczas przechadzki po torze?

Tomasz Gollob do Zielonej Góry także miał stosunek negatywny, bo przecież dwukrotnie - w 2010 i w 2012 roku - nie pojawiał się na finałach indywidualnych mistrzostw Polski. Ot, taki przywilej mistrza, choć powody ówczesnej rezygnacji - jak pamiętamy - były różnie argumentowane.

W minioną niedzielę jednak, patrząc na jego męczarnie w Zielonej Górze i mizerny dorobek punktowy, uświadomiłem sobie, że coś się bezpowrotnie kończy. Gollob zdobył trzy punkty, zaliczył dwie zerówki. Nie było już tej agresji, zadziorności, pazura. Zamiast walecznego zawodnika zauważyłem bezradnego, miotającego się po torze słabeusza, który kompletnie nie wiedział, w jaki sposób zareagować na swoją niemoc. Publika szalała, a ja jakoś nie mogłem się przyzwyczaić, wpisując do programu Gollobowe zera. A przecież to nie pierwszy taki "wyczyn" mistrza. W Gdańsku podczas ligowej inauguracji także szału nie było. Czy "Chudy" będzie zatem punktował tylko na toruńskiej Motoarenie? Wszystko na razie na to wskazuje. Wobec tego cisną się na usta kluczowe pytania: Czy jest tak, że na innych torach mu się nie chce? Czy już nie próbuje ryzykować? Już odcina kupony? To chyba do niego niepodobne...

Gollob - czy to się komuś podoba, czy nie - to najlepszy polski zawodnik. Do jego sukcesów nikt z polskich żużlowców nie może się nawet zbliżyć. Tym bardziej dziwię się, że chce rozdrabniać swoją markę i nazwisko na drobne. Jeśli ma coś jeszcze do udowodnienia, to niech jeździ tak, jak przyzwyczaił do tego nas wszystkich przez ponad 20 lat . Jeśli nie - może warto, by wziął sobie do serca wyśpiewane przez wokalistę Perfektu Grzegorza Markowskiego słowa "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym". Chciałbym jednak, by ten Gollob którego znamy, nie schodził ze sceny. Jeszcze nie teraz...

Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód/Program Pierwszy Polskiego Radia.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: