Michał Gałęzewski: Objął pan funkcję pierwszego trenera w niesprzyjających okolicznościach. Jest w panu choć odrobina optymizmu?
Piotr Szymko: Nie zawahałem się ani przez chwilę. To jest mój klub i zawsze nim był. Z Gdańskiem jestem związany od urodzenia, a z Wybrzeżem od ponad 30 lat, gdy zaczynałem tu jeździć. Kiedy rozpoczynałem pracę trenerską marzyłem o tym, by poprowadzić kiedyś Wybrzeże, jednak nie myślałem, że stanie się to w takich okolicznościach. Jesteśmy w trakcie sezonu, a skład nie jest najsilniejszy. Problemy finansowe też nie wpływają na atmosferę w drużynie. Zmiany są po to, by coś poprawić. Po rozmowie z prezesem Zdunkiem nie zastanawiałem się długo. Wraz z pracownikami klubu chcemy poprawić sytuację.
[ad=rectangle]
Przychodzi pan tuż przed meczem z Betardem Spartą. Wrocławianie są w tabeli tuż za Renault Zdunek Wybrzeżem. Wszystko wskazuje na to, że może to być główny rywal do utrzymania...
- Tak to wygląda, chociaż wrocławianie mają bardzo dobry zespół. Przed sezonem upatrywałem ich w pierwszej czwórce, ale w sporcie nie wszystko da się przewidzieć. Trzeba walczyć. Jedna i druga drużyna musi podejść do tego meczu w pełni zmobilizowana. Będziemy mieli jeden trening i spotkanie z zawodnikami. Z częścią z nich spotkałem się w poniedziałek podczas pożegnania Stanisława Chomskiego. Czasu jest rzeczywiście mało, ale należy się sprężać i robić swoje, żeby efekty były widoczne jak najszybciej. To zupełnie inna sytuacja niż w kwestii szkolenia, które trwa długo. Pole do manewru nie jest wielkie, ale postaramy się poprawić atmosferę wśród chłopaków i poprawić wynik.
[b]
Myślicie o sprowadzeniu dodatkowego seniora?[/b]
- Rozmowy są, ale ci zawodnicy, którzy są w składzie nie prezentują takiego poziomu, na jaki ich stać. Szczególnie nie tego się spodziewaliśmy po Lindgrenie, czy Madsenie. Leon poza dwoma pierwszymi meczami nie błyszczy. To nie miała być druga linia, tylko lider. Tutaj trzeba szukać rezerw. Dodatkowo nie bardzo jest kim się wzmocnić. Taki ruch dużo by kosztował. Najpierw trzeba myśleć o zabezpieczeniu obecnych zawodników, by uniemożliwić jakiekolwiek wymówki. Dosprzętowienie obecnych zawodników dałoby lepiej niż ściągnięcie seniora. Żaden Polak, który nie jeździł dotąd w lidze nie zmieniłby diametralnie oblicza zespołu.
Rozmawiał pan ze Stanisławem Chomskim odnośnie pierwszej drużyny?
- Tak, oczywiście. Na co dzień tutaj byłem od kilku lat i rozmawialiśmy na temat wszystkich aspektów występujących w sporcie żużlowym. Mówiąc szczerze wiele się nauczyłem od Stasia. Mieliśmy wspólny język i przykro mi, że tak się stało. Jego powody są dla mnie zrozumiałe. W Toruniu na pewno złapie trochę oddechu i luzu. Zrobił w Gdańsku kawał dobrej roboty. Mamy pięciu równych juniorów oraz Krystiana Pieszczka i to daje nadzieję na przyszłość.
Dużo powiedziano na temat wydarzeń w parku maszyn po meczu z Fogo Unią Leszno...
- Nie byłem wtedy obecny w parku maszyn, ale słyszałem o tych wydarzeniach. Całą sprawą zajmie się zarząd klubu wraz z prawnikiem. Stosowne oświadczenie zostanie wydane jak tylko zakończą się rozmowy. Z tego co słyszałem, nie ma się czym chwalić.
[b]
W Gdańsku obecnie nie ma pieniędzy, sprzętu, uznanych nazwisk... Uda się zbudować atmosferę w takich warunkach?[/b]
- Myślę, że tak będzie i głęboko wierzę w to, że zbudujemy nową atmosferę. Będziemy dążyć do tego, by dojechać sezon do końca i utrzymać się w ENEA Ekstralidze. Nie będzie to łatwe dla mnie, zawodników i zarządu. Udawało się jednak wychodzić obronną ręką z poważniejszych sytuacji. Nie ma co załamywać rąk, skoro większość sezonu przed nami. Należy pracować i dawać z siebie wszystko. Niezależnie od ostatecznego wyniku jak zarząd, zawodnicy i ja damy z siebie wszystko, nie będziemy mieli sobie nic do zarzucenia. W przeciwnym razie wszelkie wysiłki nie mają sensu. Ja jestem przekonany, że wspólnie podejmiemy walkę i uda się osiągnąć sukces.
W kuluarach mówi się o tym, że po sytuacji w parku maszyn może dojść nawet do zawieszeń. Jak pan do tego podchodzi? Przy obecnej kadrze jazda bez jakiegokolwiek zawodnika spowodowałaby, że szanse na zwycięstwa byłyby jeszcze mniejsze.
- To prawda. Zespół nie jest na tyle silny, by można było sobie pozwolić na osłabienia. Trzeba zbadać całe zajście. Oczywiście nie można pewnych zachowań za wszelką cenę tolerować. Jeśli stały się naganne rzeczy, trzeba odpowiednie osoby ukarać. Liczę jednak na to, że zostaną ukarane osoby towarzyszące zawodnikom, a nie sami zawodnicy. Zazwyczaj są to osoby starsze i powinny być bardziej rozsądne. Muszą zdać sobie sprawę, że poprzez swoje zachowanie nie pomagają, a mogą zrobić krzywdę.
Dla trenera Chomskiego niezwykle ważne było to, aby wszyscy zawodnicy pojawiali się na treningach. Jak pan zapatruje się na tę sytuację?
- To jest podstawa. Renat Gafurow od początku brał udział w treningach i w sparingach. Spisywał się bardzo dobrze, więc popieram że nie powinien być zastępowany tylko dlatego, bo ktoś ma bardziej uznane nazwisko. Postawa potencjalnych liderów w ostatnim meczu mówiła samo za siebie. Liczę, że każdy kto nie ma w dany dzień zawodów, będzie brał udział w zajęciach.
[nextpage]
Jak pan widzi kwestię przygotowania toru? Będą go przygotowywać te same osoby?
- Tak, mamy doświadczonych toromistrzów - Adama i Henryka. Wstępnie ustaliliśmy jaki tor będzie na czwartkowym treningu. To dobrzy fachowcy, którzy robią to od wielu lat i nie ma sensu wprowadzać jakichkolwiek zmian.
[b]
Często w wielu dyscyplinach mimo spadku z ligi, udaje się zbudować podstawy na kolejne sezony. W Wybrzeżu też jest to możliwe?[/b]
- Trudno powiedzieć, bo tak naprawdę podstawy były przez kilka lat budowane przez trenera Chomskiego, a jednak nie bardzo sprzyjało szczęście. Po awansie zawsze był spadek. Wiele rzeczy się na to składa i nie mnie to oceniać. Wybrzeże nie dysponuje takimi środkami jak inne kluby, przez co kadra jest szczuplejsza i nie ma takiej siły rażenia. Ja wierzę w możliwości tych zawodników i wierzę w utrzymanie.
Rozmawiał już pan z Tadeuszem Zdunkiem odnośnie kwestii organizacyjnych, by pana nowi podopieczni wiedzieli na czym stoją?
- Ja o tym nie rozmawiałem, ale prezes rozmawiał z zawodnikami i powiedział jaka jest sytuacja w klubie. Z każdym dniem sytuacja powinna się poprawiać. Zawodnicy zdeklarowali, że jadą dalej. Wszyscy mają być gotowi i mają wypełniać warunki kontraktu - jedni na torze, inni poprzez organizowanie środków, by płacić za dobrze wykonaną pracę.
Jak pan zamierza łączyć rolę trenera pierwszej drużyny z pracą na minitorze?
- Nie będzie to łatwe. Oprócz pracy na małym torze miałem dotychczas kilka innych zajęć. Od stycznia pracowałem w szpitalu, pracowałem jako taksówkarz oraz pomagałem Marcinowi Wawrzyniakowi. Będę musiał z niektórych zajęć zrezygnować. Na pewno nie zostawię Marcina, który prawdopodobnie będzie też gościnnie jeździł na naszych treningach oraz będę z nim w kontakcie telefonicznym. Nie będę obecny podczas jego meczów ligowych, ale ma dobrego trenera - Grzegorza Dzikowskiego i w wielu kwestiach się zgadzamy. Wspólne treningi i rozmowy telefoniczne muszą wystarczyć na tym etapie.
[b]
W ostatnich zawodach miniżużlowych pojawili się w drużynie nowi chłopcy. Jak więc widać szkolenie najmłodszych nie wygląda najgorzej? [/b]
- Przybyło jeszcze dwóch kolejnych, którzy przeszli badania lekarskie i wkrótce zaczną treningi. Zwłaszcza w klasie 50 cc jest wielu chłopaków. Wszyscy liczą się w tych rozgrywkach w Polsce. Jeden z nich po dwóch treningach wygrał zawody i jest współliderem klasyfikacji wraz z naszym klubowym liderem Bartoszem Tyburskim. Najbliższe zawody mamy w sobotę i w niedzielę w Częstochowie. Będę tam z chłopakami, bo sobotnie zawody są popołudniu, a niedzielne rano. Z Częstochowy pojadę prosto do Wrocławia na mecz ligowy. Będę tam odpowiednio wcześniej. Czasami będę musiał zostawić na trochę miniżużlowców, ale sobie poradzą, gdyż rodzice są bardzo zaangażowani i żużel jest ich pasją. Wspólnie z całymi rodzinami się relaksują i pracują.
Nie ma planów ściągnięcia kogoś do pomocy przy miniżużlu?
- Na tę chwilę nie ma. Wydatki w klubie zostały ograniczone do minimum. Na rozbudowę sztabu nie jest czas i miejsce. Obecnie jest dużo rozgrywek młodzieżowych, takich jak MIM Pomorza. Na pewno jednak znajdę dwa, czy trzy dni w tygodniu, by popracować z miniżużlowcami. Będę się angażował w pracę z najmłodszymi tak, jak dotychczas.
Jak wygląda kwestia szkółki na dużym torze?
- W tym momencie nie ma żadnego zawodnika, który jeździ w szkółce na dużym torze. W ostatnim czasie skierowałem dwóch miniżużlowców do trenera Chomskiego, a jak się okazało skierowałem ich sam do siebie. Po meczu we Wrocławiu powinni odbyć pierwsze jazdy na dużych motocyklach. Jeszcze długi czas przed tym, by zdali licencję. Motory miniżużlowe były już dla nich za małe i się na nich męczyli.
Wcześniej był pan trenerem w Pile. Klub ten również nie był najlepiej zorganizowany...
- To prawda. Rzeczywiście Piła była dla mnie dużą szkołą życia. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, aby żużel w Pile przetrwał. Pomagali mi, chociaż często była to walka w kilka osób. Stworzenie Victorii, która trzeci sezon jeździ w najniższej klasie rozgrywkowej trwało tydzień i dobrze się stało. Zrobiliśmy to dla kibiców, chociaż do dzisiaj opinie są różne i nie wszyscy są świadomi jaki ogrom pracy tam włożyłem. Może kiedyś to opowiem bardziej szczegółowo. Nie mogłem się do końca pogodzić, gdy rozstawałem się z tym klubem. Życzę mu jak najlepiej. Całej ekipie nie brakuje zapału do pracy.