Żużel - czy aby taki Nice (10): Technika zabija żużel

- Moim skromnym zdaniem żużel zabija technika. Ten sport został całkowicie zmonopolizowany - pisze w swoim najnowszym felietonie Adam Krużyński.

W tym artykule dowiesz się o:

Ostatnio miałem przyjemność, będąc poniekąd bezpośrednio zainteresowany, oglądać i pracować przy organizacji ostatniej rundy cyklu Speedway Best Pairs Cup w nieprawdopodobnie jak na szwedzkie standardy gorącej i słonecznej Eskilstunie. Przygotowanie zawodów jak również współpraca ze szwedzkimi kolegami, pomimo kilku zgrzytów tak przed zawodami jak i podczas ich samych, była bardzo dobra i pouczająca.

Kilka elementów z nazwijmy to warsztatu dotyczącego samej organizacji zawodów, a w szczególności technicznego ich przygotowania i zabezpieczenia, w tym pracy nad prawidłowym tzw. bezpiecznym i pozwalającym na walkę torem, mogłoby przydać się naszym działaczom. Z podziwem patrzyłem jak trzech pracowników za pomocą zmyślnie i użytecznie skonstruowanych narzędzi torowych i wysłużonych traktorów oraz polewaczki zmagało się ze schnącym w niewiarygodnie szybkim tempie torem.
[ad=rectangle]
Ostatecznie turniej okazał się interesujący i kilka akcji z pewnością zostało w pamięci kibiców i obserwatorów. Dwie szarże "Griszy" Łaguty, a także emocjonujące pojedynki pomiędzy reprezentantami Danii i Australii mogłyby w kategorii wyścig sezonu plasować się naprawdę wysoko. Rywalizacja Nickiego Pedersena z Darcym Wardem i Chrisem Holderem to jak pojedynki torreadorów z najlepszych hiszpańskich Corrid, szczęśliwie zakończonych bez krwawych ofiar. Co więcej, zaraz po zawodach, choć ciągle z pewnym grymasem na twarzy, wszyscy trzej zawodnicy żartowali na płycie stadionu, pokazując sobie szczegóły przeprowadzonych akcji na torze, rysując w powietrzu kółka i sinusoidy oznaczające trajektorie jazdy czy przecięcia linii jazdy swoich przeciwników.

To jest właśnie żużel na światowym poziomie, który mnie osobiście przyprawia o dreszcz przechodzący po plecach, a także wywołuje u mnie i u jednego z moich kolegów lepiej obdarzonego przez naturę we włosy, że wszystkie one stoją dęba. Pewnie ten, którego przywołuję w historii o stających dęba włosach nawet w to nie będzie chciał uwierzyć, ale sam widziałem jak po akcji Griszy jadącego jak w beczce śmierci, opierającego tylne koło o bandę lub wręcz jadącego po bandzie, ów fakt wystąpił. Kwintesencja prawdziwych przeżyć i emocji, które znają tylko i wyłącznie fani żużla, czyli dyscypliny, która działa na trzy zmysły: wzroku, słuchu i zapachu. Drugiej takiej nie ma i z pewnością nie łatwo było ją wymyślić.

Po co jednak ten przydługi wstęp i beletrystyczny wywód? No cóż… wszystko przez frekwencję i moje poważne rozterki jej dotyczącej. Nie jest to tylko i wyłącznie zaduma dotycząca imprez organizowanych przez firmę One Sport, ponieważ dwie pierwsze rundy pod względem liczby kibiców były przyzwoite. Warto jednak przywołać Grand Prix w Bydgoszczy i kilka innych przykładów.

Zawody ligowe w Tarnowie (z Włókniarzem) czy te w Gdańsku (z Unią Leszno), podobno w najlepszej żużlowej lidze świata, mogą być złym prognostykiem lub dowodem na postępujący proces. Oczywiście, najprostsza konstatacja, której dokonałem, to miejsce, w którym odbywają się imprezy. To z pewnością ma kolosalne znaczenie dla ich sukcesu frekwencyjnego. Pewnie w przypadku SBPC w Eskilstunie to, że ta runda tam się odbyła, nie było bez znaczenia. Zawody miały miejsce kilka dni przed ligowym meczem miejscowej drużyny - Smederny i w dniu kiedy całe miasto żyło paradą pod tęczowymi flagami.

Podobnie można analizować problemy BSI i zawodów w Bydgoszczy. Tam już od wielu lat żużel gości w wydaniu GP i SWC, a kibice z tego miasta czy z Torunia lub Grudziądza naprawdę mają możliwość delektowania się czarnym sportem w najlepszym wydaniu dużo częściej niż tylko podczas zawodów GP (celowo pomijam w tym wypadku wątek Tomasza Golloba, który może być w przyszłości tematem kolejnego mojego felietonu).

Jednak po głębszym przemyśleniu i rozważeniu wszystkich za i przeciw, doszedłem do wniosku, iż prawdziwymi problemem światowego żużla jest tak naprawdę liczba zawodników uprawiających ten sport na najwyższym poziomie. W zasadzie mamy zogniskowanie dyscypliny tylko i wyłącznie na dwóch krajach - Polsce i Szwecji.

Przecież dla wszystkich nas jasne jest jak elitarny stał się żużel. Obecnie 40 może 50 zawodników rozgrywa wszystkie karty - również te decydujące o finansowym obliczu speedwaya. Jasne jest również, iż finansowego wyścigu za poziomem sportowym, uczestnictwem i startami w lidze najlepszych zawodników, nie wytrzymała żużlowa kolebka - Anglia, jak i kuźnia wielu talentów i gwiazd - Dania. Kompletnej marginalizacji i przejściu w stadium hibernacji lub wersji kadłubowej doświadczyły ligowe zawody w Niemczech, Czechach czy Rosji. Dawno już zawodów w wersji ligowej nie widziano na Węgrzech czy Słowacji i wielu innych krajach gdzie w latach 60 czy 70 sport ten rozwijał się i przyciągał tysiące fanów.

To właśnie dowód na postępowanie hermetyzacji i elitaryzacji tego sportu. Dziś najwięcej zawodów z udziałem topowych zawodników światowego żużla odbywa się w Polsce i Szwecji. To właśnie u nas organizowane są trzy rundy Grand Prix i praktycznie zawsze półfinał lub finał Drużynowego Pucharu Świata. Dodatkowo jedna runda SEC i SBPC oraz wiele zawodów z kalendarza PZM. I na deser, każdej niedzieli kibice mają możliwość oglądać najlepszych, praktycznie bez wyjątku zawodników żużlowej elity w polskich rozgrywkach ligowych, minimum na dwóch frontach. W Szwecji pojawiają się również co tydzień ci sami zawodnicy przywdziewający tylko inne plastrony. Jak w tym natłoku interesujących wydarzeń sportowych utrzymać zainteresowanie i emocje kibiców? Jak budować wartość poszczególnych wydarzeń i próbować stworzyć z nich sportowe święto i produkt?

To prawda, że żużla w żużlu właśnie w tych dwóch krajach jest zbyt wiele, a główni aktorzy tych wydarzeń powtarzają się bezustannie. Pomyślicie Państwo, że to gotowa diagnoza… Nic bardziej mylnego. Mam zgoła odrębne przemyślenie i moim skromnym zdaniem żużel zabija technika. Jak to - powiecie. A no właśnie tak. Z powodu braku konkurencji, szczególnie wśród producentów jednostek napędowych, sport został całkowicie zmonopolizowany - poniekąd przez wcale nie najwyższych lotów włoskiego producenta. To właśnie fabryka Giuseppe Marzotto, w której to w 1979 roku powstała pierwsza jednostka napędowa zwana do dzisiejszych czasów GM, nadaje ton światowej rywalizacji. To również przez ten fakt w środowisku żużlowym pojawili się magowie i czarodzieje sztuki zwanej tuningiem. To również oni powodują, że tylko nieliczni dopuszczani są do złotego runa, jakim jest możliwość korzystania z ich sprzętu. Właśnie ta dysproporcja i podział na tych co mają i mogą i na tych co nigdy nie będą mieć i móc, powoduje elitaryzację i powolne umieranie naszej dyscypliny.

Najwyższa więc pora, aby decydenci i działacze z Genewy przebudzili się z letargu i otrzeźwieli, rozpoczynając walkę o przetrwanie naszej dyscypliny. Zamiast bezsensownych ograniczeń, których zakładnikiem stał się tłumik Leszka Demskiego, oraz wielu irracjonalnych przepisów elitaryzujących żużel, koniecznością jest otwarcie tego sportu na nowych producentów silników, osprzętu i akcesoriów.

Konieczne są zmiany i otwarcie dyscypliny na nowe technologie i myśl techniczną. Niezbędne są rozmowy i działania prowadzące do pojawienia się nowych rozgrywek żużlowych opartych o inne jednostki napędowe, przygotowane przez nie tylko jednego producenta. Z ich pojawieniem się, przyjdzie łatwiejsza dostępność i ograniczenie kosztów dla zawodników, w tym młodych adeptów. Za nimi również pojawią się wielkie marki i pieniądze, które na bazie silników przygotowanych dla żużla, będą mogły promować swoje produkty, w tym wypadku motocykle i akcesoria, a także brandy - marki dla zwyczajnych pasjonatów jazdy na dwóch kółkach.

Jakoś na żużlu nie widziałem jakiejkolwiek reklamy zakładów Giuseppe Marzotto, a za reklamami Hondy, Yamahy, Suzuki, Jawy, Triumpha tęsknie i śledzę wzrokiem, oglądając relacje sportowe z innych motocyklowych wydarzeń.

Bo tam gdzie jest rywalizacja w biznesie, ale też przecież i sporcie, tam są działania marketingowe, rozwój technologii, rywalizacja pomiędzy producentami i teamami oraz emocje - w tym te sportowe.

Adam Krużyński

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (31)
M.Rose
4.06.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ciekawy artykuł sądzę oraz uważam ,że chyba powinno się go uzupełnić o stanowisko klubów jakie obecnie panuje w klubach a o czym mowa ? a mianowicie kluby coraz mniej szkolą adeptów żużlowych a Czytaj całość
avatar
Saddam
3.06.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Jakoś na żużlu nie widziałem jakiejkolwiek reklamy zakładów Giuseppe Marzotto, a za reklamami Hondy, Yamahy, Suzuki, Jawy, Triumpha tęsknie i śledzę wzrokiem, oglądając relacje sportowe z inny Czytaj całość
avatar
fifijabol
3.06.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Tak jest, jeden zawodnik obskakuje 3 ligi i do tego GP. Z tego sportu zrobił się bardziej biznes niż żużel do tego zatkane rury, tunerzy nie dla wszystkich i taki wyścig szczurów... 
avatar
Franek Dolas
3.06.2014
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Hmmm myślę że trudno tak zwalić na jedną przyczynę stanu jaki jest. Technika ma w tym na pewno swój udział.Przykład:ktoś proponuje żeby nie tuningować sprzętu.I to ma spowodować że zawodnicy bę Czytaj całość
avatar
kataryniarz
2.06.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Ja myślę, że Pan Autor się myśli. W żużlu przede wszystkiem brak jasnych przepisów odnośnie techniki, a to ze ktoś ma monopol to fiksum dyrdum. Najwazniejsze są odpowiednie do owalów żużlowych Czytaj całość