Mateusz Makuch, Łukasz Witczyk: W półfinale eliminacji do IMŚ zająłeś drugie miejsce i można powiedzieć, że cel został zrealizowany.
Przemysław Pawlicki: Przede wszystkim chodziło o to, aby awansować. Udało się zrealizować cel. W moim piątym wyścigu zmieniliśmy przełożenia, bo wiedziałem, że mam już awans. Chciałem spróbować innych ustawień przed meczem w Tarnowie. Wróciłem do początkowych ustawień na bieg dodatkowy i już byłem szybki. Dwa razy pociągnęło mnie na koleinach i wykorzystał to Kenneth Bjerre. Ja się cieszę z tego, że awansowałem i to jest najważniejsze. Półfinały i ćwierćfinały się przechodzi, a w finałach trzeba wygrywać.
[ad=rectangle]
Częstochowski tor na te zawody był inny niż zwykle. Jednak mimo to na torze nie brakowało emocji.
- Tak, tor był inny niż w meczach ligowych. Wcześniej ten tor zachowywał się trochę inaczej. Częstochowski tor zawsze nadaje się do ścigania. Może nie było tak, jak na lidze, ale nie zabrakło mijanek, a to jest najważniejsze w tym wszystkim. W meczach Ekstraligi w Częstochowie można pojechać po samym płocie, a w sobotnim półfinale nie dało się tam ścigać. Była jazda tylko do połowy toru.
Ty wywalczyłeś awans do Grand Prix Challenge, ale twój brat zaliczył słaby występ.
- Piotrek trochę się pogubił z ustawieniami w motocyklach. Nieraz takie dni są potrzebne. On ma jeszcze czas na Grand Prix. Ważne, że jest cały i zdrowy i na pewno w Tarnowie pokaże na co go stać. Przede wszystkim przed Piotrkiem jeszcze dwa lata w gronie juniorów. Jeśli będzie gotowy na to, żeby jeździć w Grand Prix to na pewno będzie jeździł. Widać, że jego kariera rozwija się w bardzo szybkim tempie. Oby miał jak najmniej wpadek, a będzie wszystko w porządku.
Ostatnie zawody w drodze do Grand Prix odbędą się na torze w Lonigo. Jak radzisz sobie na tym torze? Jakie jest twoje podejście do tych zawodów?
- W Lonigo jeździłem dwa lata temu, ale przed Challengem pojadę tam na finał IMŚJ kibicować Piotrkowi. Tor torowi nie jest jednak równy, nawierzchnia się zmienia, a nieraz pogoda pokrzyżuje plany. W Grand Prix Challenge trzeba mieć dzień konia, to jest loteria. Awansuje tylko trzech zawodników i trzeba trafić z przełożeniami, a także z dyspozycją dnia. Póki co jeszcze o tym nie myślę. Mam przed sobą dużo innych zawodów, które są dla mnie też bardzo ważne i na nich się koncentrujemy. Jeśli Challenge będzie się zbliżał, to wtedy będziemy myśleć o tym, żeby być w Lonigo jak najszybszym. Chcę awansować do Grand Prix, to jest mój cel na ten rok.
W niedzielę Fogo Unię czeka trudny mecz w Tarnowie. W jakim nastawieniu jedziecie na ten mecz?
- A z jakim nastawieniem mamy jechać do Tarnowa? Liczymy na to, że możemy przełamać świetną passę Unii na swoim torze. Będziemy robić wszystko, by tam jeździć jak najszybciej.
Największym atutem Grupy Azoty Unii wydaje się być ich tor, gdzie żadna drużyna nie potrafi nawiązać walki z Jaskółkami.
-Jest to specyficzny tor i ważne jest to, żeby od początku trafić z ustawieniami. Unia jest bardzo mocna w tym roku, ale my nie zamierzamy wywieszać białej flagi i myślę, że jesteśmy w stanie powalczyć nawet o zwycięstwo.
Wybiegniemy daleko w przyszłość. W sierpniu ponownie przyjedziesz do Częstochowy na mecz ligowy. Czy start w półfinale eliminacji do IMŚ pozwoli ci na lepsze przygotowanie do tego spotkania?
- Jest jeszcze bardzo dużo czasu do meczu w Częstochowie. Może przyjedziemy tutaj z pewnym awansem do fazy play-off i nie będziemy mieć żadnej "spinki". Półfinał eliminacji nie ma żadnego znaczenia dla zawodów w Ekstralidze. Pogoda w sierpniu jest inna niż w czerwcu i tor też może być inny.