Grzegorz Knapp był wychowankiem GKM-u Grudziądz. Zbigniew Fiałkowski, który z grudziądzkim żużlem związany jest od 20 lat doskonale pamięta początki startów tego zawodnika w Grudziądzu. - Grzegorz Knapp zdał licencję w 1997 roku. Wówczas jeszcze nie byłem prezesem, ale działałem już w klubie. Grzegorza znałem bardzo dobrze. W czasie, gdy on zdał licencję zdobyliśmy Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwo Polski. Grzegorz był jakąś ikoną grudziądzkiego żużla. Był niesamowitym walczakiem. Dla niego nie było straconych sytuacji. Od najmłodszych lat zawsze walczył do końca. Pamiętam zarówno czasy, kiedy jeździł w Grudziądzu, ale także moment, gdy odszedł do Lublina, a później do Rawicza. Mimo wszystko, cały czas trenował w Grudziądzu. Często rozmawialiśmy ze sobą. Kiedy zaczął jeździć w ice racingu także mieliśmy kontakt - powiedział Zbigniew Fiałkowski.
[ad=rectangle]
Nasz rozmówca zdradza, że krótko przed tragicznym wypadkiem Grzegorza Knappa, gościł on w domu Zbigniewa Fiałkowskiego. - Dwa czy trzy tygodnie przed śmiercią Grzegorz odwiedził mnie. Śmialiśmy się nawet, czy w obecnej sytuacji nie będzie potrzebny naszemu klubowi. Oczywiście było to w żartach. Natomiast, cztery lub pięć dni przed tragicznym wypadkiem Grzegorza był u mnie jego brat. Zapytałem go, dlaczego nie przyjechał z Grześkiem. Usłyszałem, że pojechał on do Holandii i będzie startował w tamtejszej lidze. Nie ukrywam, że mieliśmy co do Grzegorza jakieś tam plany i niestety nie zdążyliśmy ich zrealizować - przyznaje Fiałkowski.
Wielu zastanawia się, dlaczego zawodnik kojarzony w ostatnim czasie z Ice racingiem, wrócił do klasycznego żużla. - Grzegorz wykonywał pewne czynności dla swojego przyjaciela i dawnego sponsora w Holandii, Piotra Hyjka, który załatwił mu starty w lidze holenderskiej. Zresztą był on na tym nieszczęsnym meczu w Belgii w niedzielę. Widział wypadek, reanimację i wszystko to, co działo się w trakcie tego feralnego meczu. Oczywiście będzie także w sobotę na pogrzebie Grzegorza - wyjaśnia Fiałkowski.
W niedzielę trwały już pierwsze mecze ligowe w Polsce, kiedy to naszego kraju zaczęły napływać tragiczne wieści z Belgii. - Nie pamiętam dokładnie, która była godzina w niedzielę, kiedy otrzymaliśmy tę tragiczną wiadomość. Dopiero później jak wszystko odtwarzaliśmy na spokojnie, pierwsza wiadomość telefoniczna dotarła do nas o godzinie 15:11. Około 15:15-15:20 pojawiły się pierwsze niepotwierdzone jeszcze informacje. Miało to miejsce podczas naszego przerwanego meczu w Lublinie. Zaczęliśmy sprawdzać dochodzące do nas informacje. Około godziny 15:20 mieliśmy już niestety potwierdzenie tych tragicznych wieści, że około 14:30 nastąpił ten feralny wypadek. Po pół godzinnej reanimacji lekarz niestety stwierdził zgon. W poniedziałek potwierdziło się to we wszystkich dokumentach, które otrzymaliśmy z Belgii, aby załatwił przewóz ciała Grzegorza Knappa do Polski. W tym miejscu duże słowa podziękowania kieruję do Witolda Skrzydlewskiego, który już w niedzielę wieczorem włączył się w tą akcję i to jego firma właśnie zajęła się transportem. W środę w późnych godzinach wieczornych ciało Grzegorza ma dotrzeć do Grudziądza - kończy Zbigniew Fiałkowski.
Grzegorz Knapp zasłużył na więcej szacunku Kiedy dwa lata temu na torze we Wrocławiu zginął Lee Richardson, w polskim środowisku żużlowym zapanowała histeria.
Zawodnicy odmawiali wyjazdu na tor, kibice domagali się przerywania zawodów, a Marma Rzeszów (klub, w którym ścigał się Anglik) przełożyła kolejne spotkanie. Podczas niedzielnych zawodów w Belgii zmarł Grzegorz Knapp. Przed meczami w Polsce mieliśmy tylko obligatoryjną minutę ciszy. Później z głośników emitowano głośną muzykę (w Gnieźnie odbył się nawet koncert wschodzącej gwiazdki pop!), podprowadzające prezentowały swoje wdzięki, a ludzie bawili się w najlepsze. Wstyd. Długoletni żużlowiec i reprezentant Polski w lodowej odmianie speedwaya zasłużył na więcej szacunku. Czytaj całość
Szkoda, że plany co do Grzesia nie zostaną już zreal Czytaj całość