Pasmo sukcesów trwa - podsumowanie sezonu Unii Leszno

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Drugi rok z rzędu leszczyńskie "Byki" stanęły na podium Drużynowych Mistrzów Polski. Obrońcy mistrzowskiego tytułu zdobytego w 2007 roku tym razem musieli zadowolić się medalem ze srebrnego kruszcu. Choć apetyty były nieco większe, to przyznać trzeba, iż Unia Leszno pod sterami prezesa Józefa Dworakowskiego po wcześniejszych latach posuchy zdołała nawiązać do najlepszych tradycji.

W tym artykule dowiesz się o:

"Nie zmienia się zwycięskiego składu"

W myśl starego sportowego porzekadła włodarze klubu przy ul. Strzeleckiej przed minionym sezonem żużlowym nie poczynili większych roszad. O sile "Byków" stanowić miała czwórka muszkieterów: Leigh Adams, Damian Baliński, Krzysztof Kasprzak i Jarosław Hampel. Żużlowcy, którzy w 2007 roku zapewnili biało – niebieskim koronę stanowić mieli klucz do obrony tytułu. Wspierać miał ich młody Chorwat Jurica Pavlic oraz w zależności od dyspozycji Troy Batchelor i Adam Shields. Z plastronem klubu pożegnał się Robert Miśkowiak, co wywołać musiało nieuchronnie doznanie ulgi dla fanów ze stadionu im. Alfreda Smoczyka. Popularny "Misiek" udowodnił bowiem w mistrzowskim dla klubu roku, że Ekstraliga to niestety już o wiele za wysokie progi. Jak pokazał sezon decyzje podjęte zimą przez działaczy były trafne.

Cel od początku jasny

- Naszym celem jest obrona tytułu Drużynowych Mistrzów Polski – zgodnie mówili leszczynianie. Innego założenia stawiać sobie zresztą mistrzowie nie mogli. Jednocześnie biało – niebiescy z dużym szacunkiem wypowiadali się o rywalach, wskazując zwłaszcza zespoły z Częstochowy i Torunia. Unibax i Włókniarz zgodnie z zapowiedziami stanowiły najgroźniejszą konkurencję w drodze po złoto. Dla "Byków" już inauguracyjna kolejka stanowić miała sprawdzian, na stadion im. Alfreda Smoczyka przyjechali wszakże głodni sukcesu częstochowianie. Zawodnicy trenera Czesława Czernickiego bez większych problemów poradzili sobie jednak z pretendentami do tytułu. W kolejnych rundach gromili Marmę Rzeszów i Unię Tarnów. Po tak świetnym wyjściu w sezon prawdziwy horror zgotowali leszczynianie we Wrocławiu. W meczu wyjazdowym na torze jednego z odwiecznych rywali zaledwie 1 punktem okazali się lepsi od przeżywającego kryzys Atlasu.

Gorzowskie poskromienie "Byka"

Seria czterech zwycięstw mistrzów Polski zakończyła się niespodziewanie na obiekcie ekstra ligowego beniaminka. Caelum Stal Gorzów znalazła receptę na Unię i po zaciętej potyczce za swoi koncie zapisała komplet "oczek". Jak się miało później okazać Tomasz Gollob i spółka w 2008 roku doskonale spisywali się w walce z leszczynianami. Wszakże z popularnego "Smoka" wywieźli remis na wagę…2 punktów ( z których 1 był bonusowym).

Biało – niebiescy po gorzowskim zimnym prysznicu otrzymali jeszcze gorszą lekcję przed własną publicznością. Padający deszcz totalnie zmienił nawierzchnię, jaką Czesław Czernicki przygotował do spotkania z Unibaxem i to właśnie "Anioły" świętowały sukces wracając do Grodu Kopernika.

- Historia lubi się powtarzać. W 2007 roku też u siebie przegraliśmy z torunianami, ale potem to my sięgnęliśmy po tytuł. Oby i teraz stało się podobnie – mówił po porażce Damian Baliński.

Taktyka zaskoczenia

Na półmetku rundy zasadniczej Unia Leszno dwukrotnie mierzyła się z ZKŻ Zielona Góra. Po niespodziewanie łatwym triumfie wyjazdowym, na swoim obiekcie dopiero w fenomenalnej końcówce "Byki" zapewniły sobie sukces. Zielonogórzanie bliscy byli sprawienia niespodzianki, ale ostatecznie to podopieczni Czesława Czernickiego wykazali dużą klasę.

Jednym z najważniejszych wydarzeń w fazie zasadniczej tegorocznych rozgrywek ligowych był bez wątpienia rewanż w Grodzie Kopernika. Leszczynianie skazani byli z góry na porażkę. Niewielu wierzyło, iż uda się powtórzyć zeszłoroczny sukces i zostawić "Anioły" w pokonanym polu. W tym właśnie tkwiła tajemnica sukcesu Unii, która Toruń zdobyła przez zaskoczenie. Wygrana 46 – 44 po fenomenalnym meczu zwłaszcza w wykonaniu Leigh Adamsa oraz Jarosława Hampela i Damiana Balińskiego sprawiła, iż w Lesznie ponownie uwierzono w możliwość sięgnięcia po złoto.

W następnych rundach Unia dała się co prawda zaskoczyć gorzowianom, ale z innymi przeciwnikami radziła sobie bez problemów. Dopiero ostatni wyjazd do Częstochowy sprawił, że w sercach leszczynian znów zagościł niepokój. "Lwy" zdeklasowały bowiem potencjalnych rywali w fazie play – off, gdyż poza Krzysztofem Kasprzakiem żaden z "Byków" pod Jasną Górą nie potrafił sobie radzić.

Złoto stracone u siebie

Pierwszym rywalem Unii w play – off okazał się zespół ZKŻ Zielona Góra. Tym razem faworytami byli obrońcy mistrzostwa. Leszczynianie cieszyli się zwłaszcza z tego, że naprzeciw nim nie staje ekipa gorzowska – wyłączny posiadacz patentu na poskramianie "Byków" w 2008 roku.

Niespodziewanie pierwsza potyczka w Zielonej Górze dała gospodarzom sporą zaliczkę. 9 punktów w kontekście złotej rezerwy taktycznej stawało się różnicą niełatwą do odrobienia. Na stadionie im. Alfreda Smoczyka "Myszka Micki" szybko została jednak pozbawiona złudzeń. Joker wyjechać musiał na tor już w połowie potyczki i nie był w stanie uchronić czarnego konia rozgrywek przed klęską równoznaczną z końcem sezonu.

Biało – niebiescy natomiast w półfinale stanęli naprzeciw częstochowskim "Lwom". 11 punktów zaliczki zdobytych w Lesznie wydawało się sporym zapasem. Faktem jednak jest, iż kapitał mógł być dużo większy. Trener Piotr Żyto jadący do miasta "Byków" z głośnymi zapowiedziami triumfu w czasie spotkania nie miał już tak pewnej miny. Werwę odzyskał za to na konferencji prasowej. Siedzący wówczas obok niego Czesław Czernicki powiedział krótkie, lecz za to prorocze zdanie: - Obiecuję wszystkim, iż tym razem w Częstochowie nie zobaczycie Unii z rundy zasadniczej. O takiej porażce mowy być nie może. Będziemy zupełnie inną drużyną, a nasz cel jest jasny.

Swoją zapowiedź Czernicki spełnił w stu procentach. Faktem jest, iż zdecydowanie pomogli w tym zderzający się ze sobą zawodnicy Włókniarza. Wyeliminowanie Lee Richardsona przez Sebastiana Ułamka już na początku potyczki nie mogło pozostać bez wpływu na jej przebieg. Unia w pełni wykorzystała szansę pokazując częstochowianom co najmniej dwie prawdy: sukcesu nie odnosi się budując ekipę na pojedynczych gwiazdach (nawet tak jasnych jak Nicki Pedersen) oraz mecze należy rozgrywać w zaplanowanych terminach, a nie odwoływać zawodników nim sędzia podejmie decyzję, po czym pozorować próby przygotowania nawierzchni – w przeciwnym razie zamiast złota nie ma się nawet brązu.

Historia lubi się powtarzać.

Finał Ekstraligi 2008 był odzwierciedleniem sytuacji sprzed roku. Do boju stanęły bowiem toruńskie "Anioły" i leszczyńskie "Byki". Pierwsza potyczka też, jak rok wcześniej rozegrana została w Lesznie i jak się okazało to ona przesądziła o ostatecznym triumfie Unibaxu.

Biało – niebiescy przed własną publicznością zyskali w połowie spotkania nawet 6-punktową przewagę, ale fenomenalni Wiesław Jaguś i Chris Holder nie dość, że odrobili straty, to jeszcze zapewnili swojej ekipie wygraną.

Mecz w Toruniu czystą formalnością jednak nie był, bowiem zdeterminowani leszczynianie stanęli na wysokości zadania…niestety nie wszyscy. Po wpadce w Lesznie odrodził się Damian Baliński. Znakomicie spisał się młodziutki Jurica Pavlic. Cenne punkty przywiózł Leigh Adams, choć bez wątpienia jego jazda pozostawiała sporo do życzenia. Klasą dla siebie był Jarosław Hampel, który zaliczył właściwie tylko jedną wpadkę. W obliczu takiego rozwoju wydarzeń „Byki” stały przed szansą zniwelowania strat, lecz słaba forma Krzysztofa Kasprzaka na to nie pozwoliła. Wychowanek klubu pomimo starań nie mógł zdobyć się na więcej niż 5 "oczek".

Biało – niebieskim przypadł w udziale srebrny medal DMP 2008. Wraz zeszłorocznym złotem wspaniale wzbogacił on kolekcję klubową. Porażka w finale z zespołem, który w pełni zasłużył na mistrzostwo wstydu klubowi nie przyniosła, natomiast sposób jego prowadzenia daje duże nadzieje na przyszłość.

Gwiazda Przemka Pawlickiego

Objawieniem sezonu dla leszczynian stała się postać Przemysława Pawlickiego. Młody zawodnik – syn Piotra Pawlickiego – udowodnił, iż stać go na to, by w speedway`u zrobić wspaniałą karierę. Tak udanego debiutu, jaki zaliczył w najtrudniejszej lidze na świecie, wielu może mu tylko pozazdrościć. Gdyby nie kontuzja w końcówce rozgrywek, wsparłby zespół w najważniejszych meczach. Jego absencja odczuwalna była dla drużyny, ale zarazem jego rozbłyskująca gwiazda pozwala wierzyć, iż wiele dobrego czeka fanów leszczyńskiego żużla.

Statystyki Unii Leszno:

5. Jarosław Hampel 2,283 9,13 2,286 2,280

6. Leigh Adams 2,273 9,09 2,375 2,176

12. Krzysztof Kasprzak 2,010 8,04 2,125 1,902

22. Damian Baliński 1,826 7,30 1,826 1,826

28. Jurica Pavlić 1,618 6,47 1,676 1,564

- Adam Shields 1,846 7,38 2,235 1,545

- Przemysław Pawlicki 1,700 6,80 2,357 0,167

- Robert Kasprzak 1,192 4,77 1,563 0,600

- Troy Batchelor 1,108 4,43 1,095 1,125

- Adam Kajoch 0,933 3,73 1,500 0,556

Kolejno po sobie: pozycja, imię i nazwisko, średnia biegowa, KSM, średnia biegowa u siebie i średnia biegowa na wyjeździe.

Źródło artykułu: