Kontrowersje w DMŚJ w Motali. "Gospodarze zalewali nam pola startowe po kostki"

Reprezentacja Polski pewnie wywalczyła awans do finału DMŚJ. W półfinale w Motali wygrała, ale jak przyznał Marek Cieślak, nie obyło się tam bez kontrowersji i nie zawsze sportowych zagrywek.

W sobotę na torze w Motali reprezentacja Polski wygrała półfinał DMŚJ przed Szwecją, Rosją i Finlandią. - Awans nie przyszedł łatwo, ale cały czas mieliśmy sytuację pod kontrolą, prowadząc różnicą 6-8 punktów. Wiadomo, że przegrywający mogą używać jokerów, stąd też musieliśmy się mieć na baczności. Poza tym - co tu dużo gadać - gospodarze robili, co mogli, żeby awansować. Dziwnym trafem zawsze nasze pola były zalane po kostki wodą. Przyjmowaliśmy to jako rzecz naturalną. Każdy orze jak może - wyjaśnia Marek Cieślak.
[ad=rectangle]
Awans biało-czerwonych nie podlegał dyskusji i nawet przez moment nie był zagrożony, a wszyscy wybrańcy Marka Cieślaka spisali się na miarę oczekiwań. - Nasi zawodnicy pojechali bardzo dobrze. Gdyby nie upadek Piotrka Pawlickiego, mielibyśmy jeszcze więcej punktów. W takich zawodach wygrywanie różnicą 6-8 "oczek" to naprawdę duża przewaga. Trzy drużyny miały w składach zawodników, którzy punktowali. W ekipie rosyjskiej dobrze jechało dwóch żużlowców, podobnie u Szwedów. Przy wygranym starcie jechali optymalnym torem jazdy i ciężko było ich wyprzedzić - tłumaczy trener Polaków.

Reprezentanci Polski w zeszłym roku przegrali finał DMŚJ z Duńczykami. Teraz na duńskiej ziemi będą walczyć o odzyskanie tytułu mistrzowskiego
Reprezentanci Polski w zeszłym roku przegrali finał DMŚJ z Duńczykami. Teraz na duńskiej ziemi będą walczyć o odzyskanie tytułu mistrzowskiego

Marek Cieślak nie kryje, że podczas półfinałowych zawodów trzeba było czasami kalkulować, żeby zrealizować cel, jakim był awans. - Ponieważ prowadziliśmy od początku, zasada była prosta - po wygranym starcie jechało się do mety po trzy punkty, a absolutnie nie można było przywozić zer. Jeśli nie wyszedł start i nasz zawodnik jechał drugi, a nie było dużych szans na wyprzedzenie rywala, to lepiej było przywieźć to do mety niż szarżować i stracić dwa "oczka". Naszym celem był awans, a nie wygrana nie wiadomo, jaką różnicą. Jazda cały czas była pod kontrolą. Zrealizowaliśmy założenie, by odskoczyć w pierwszych biegach, a później to się rywale mieli martwić - dodaje Cieślak.

Nadmierne roszenie pól startowych Polakom nie było jedyną kontrowersją zawodów w Motali. W ostatniej serii startów doszło do groźnego wypadku reprezentanta Polski Piotra Pawlickiego, który - zdaniem Marka Cieślaka - został niesłusznie wykluczony przez sędziego. - Piotrek Pawlicki zaliczył bardzo nieprzyjemny upadek i dostał najniższy wymiar, bo mogło się to gorzej skończyć. Na wejściu w łuk Łoktajew pojechał trochę nie fair. Przymknął gaz, a Piotrek poszedł na czołówkę z bandą. Na szczęście nic groźniejszego mu się nie stało, choć wyglądało to nieciekawie. W tej sytuacji ewidentnie powinien być wykluczony Aleksandr Łoktajew - uważa Cieślak.

Piotr Pawlicki, Bartosz Zmarzlik, Kacper Gomólski i Szymon Woźniak potwierdzili w Motali słuszność selekcji Marka Cieślaka. - Cała czwórka nie zawiodła. Pojechała dobrze i awansowała do finału. Teraz można tylko gdybać, że ten by zrobił więcej czy mniej punktów. Na innym torze może być zupełnie odwrotna sytuacja. Nie będę teraz deklarował, że w finale pojadą ci sami zawodnicy. Na dzień dzisiejszy pojechała ta czwórka i zdała egzamin. Do finału mamy jeszcze sporo czasu. Będę przyglądał się bacznie formie juniorów - kończy nasz rozmówca.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: