Wiek Tomka wywołuje postawy asekuracyjne - I część rozmowy z Władysławem Gollobem, ojcem Tomasza Golloba

- Wiek wywołuje postawy asekuracyjne. Tomek w swojej karierze miał już połamane w zasadzie wszystko, co tylko możliwe - mówi o tegorocznej formie swojego syna Tomasza Władysław Gollob.

Damian Gapiński: W Toruniu udało się zbudować prawdopodobnie najsilniejszy zespół w historii tej dyscypliny z pana synem Tomaszem włącznie, który jednak może nie awansować do pierwszej czwórki. Co zawodzi w Unibaksie?

Władysław Gollob: Na silne zespoły trzeba nałożyć tak zwaną poprawkę niepowodzenia. Proszę sobie przypomnieć skład sprzed dziesięciu lat. Wtedy w Apatorze jeździli Jason Crump, Tony Rickardsson i Piotr Protasiewicz, a także czołowi toruńscy zawodnicy. Wówczas wydawało się, że nie będzie drużyny, która zdoła ich pokonać. To pokazuje, że nawet zespoły złożone z doskonałych zawodników nie zawsze się sprawdzają. Choć statystycznie zespół wygląda bardzo groźnie, to wszystko weryfikuje tor. To tego dochodzi ten element niepowodzenia. Przecież w Unibaksie mieliśmy plagę kontuzji. Potencjał tego zespołu na pewno jest bardzo duży, ale został naruszony przez wydarzenia wcześniejsze. Zawodnik po kontuzji nie będzie prezentował takiej dyspozycji, jak wcześniej. Wiem na przykład, że w tym sezonie Tomek przed jednym ze spotkań miał ciężki przypadek anginy. Od środy do niedzieli był w szpitalu. Na torze zdobył 7 punktów, ale to nie był ten wynik, którego oczekiwaliśmy. Podobnie było z innymi zawodnikami. Ja nie tłumaczę, czy usprawiedliwiam tego zespołu, ale doświadczenie mówi mi, że nie zawsze doskonale złożony skład, pokazuje pełnię możliwości na torze. Wynik drużyny składa się z indywidualnych wyników zawodników. Jeżeli oni dobrze punktują, to i drużyna wygrywa. W Toruniu trudno wskazać tego zawodnika, który ma być liderem, bo każdy ma do tego predyspozycje. Jest wiele wątków, które mają na to wpływ.
[ad=rectangle]

Zawodnicy jednak dobrze nie punktują. Zawodzi między innymi Tomasz Gollob. Jakie problemy mają wpływ na jego postawę?

- Podstawowy problem Tomka jest taki, że on od trzydziestu lat siedzi na motocyklu. Trzydzieści lat był zawodnikiem nie tylko decydującym o wynikach w polskim żużlu, ale również nadającym ton tej dyscyplinie. Czy nie sądzi pan, że to wszystko zmierza do końca jego kariery?

Myślę, że momentem przełomowym w jego karierze była zmiana tłumików. Gdyby wróciły stare, to byłby w stanie jeszcze przez kilka sezonów nadal rywalizować z najlepszymi.

- Mówi się, że tak zwane nowe tłumiki kończą w tym roku życie i FIM zamierza powrócić do tego rozwiązania, ale wieku nie da się już oszukać.

Wiek i związana z nim pewna asekuracja to pana zdaniem czynniki, które mają decydujący wpływ na postawę syna?

- Dla mnie to jest pewnik. Wiek wywołuje postawy asekuracyjne. Tomek w swojej karierze miał już połamane w zasadzie wszystko, co tylko możliwe. Część kontuzji nie była przez niego zawiniona, ale niewątpliwie miały wpływ na obniżenie tak zwanej brawury i agresji sportowej. Zawodnik po takich kontuzjach z czasem się wypala. Niewątpliwie te doświadczenia powodują, że tonują się w nim pewne zachowania. Poza tym przypomnijmy sobie innego zawodnika, który by tak długo utrzymywał się w światowej czołówce. Dla mnie to i tak ewenement.

Sugeruje pan zatem, że Tomasz Gollob powinien zakończyć karierę?

- Ja w tym zakresie nigdy nie zająłem i nie zajmę oficjalnego stanowiska. To sprawa jego indywidualnej taktyki jako sportowca. Jeżeli uzna, że jest w stanie rywalizować z najlepszymi zawodnikami, to powinien startować. Jeżeli uzna, że nadszedł czas powiedzieć do widzenia, to też tak zrobi. Czas przywiązuje człowieka do dyscypliny. Można mnożyć przykłady z innych dyscyplin zawodniczek i zawodników, którzy będąc u szczytu kariery decydowali się na różne kroki. Jedni kończyli w myśl zasady, że schodzi się ze sceny niepokonanym, inni je kontynuowali. Ja uważam, że sport to nie jest zawód emerytalny. Wszystko się wypala. Przychodzą jakieś wydarzenia życiowe, które weryfikują wartość i sens uprawiania sportu wyczynowego. Wszystko się kiedyś kończy. Odpowiadając jednak wprost - nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy Tomek powinien kończyć karierę. Tak jak powiedziałem wcześniej, to kwestia odpowiedzi na pytanie, czy interesuje go rywalizacja na najwyższym poziomie, czy po prostu bycie w dyscyplinie, co również ma swoją wartość. Nie wszystkie bowiem działania sportowe nastawione są na osiągnięcie wyniku i zdobywanie mistrzostw. Sport jest wartościowy w samym sensie jego uprawiania.

A może potrzebuje kolejnych wyzwań? Osiągnął wszystkie możliwe tytuły w tej dyscyplinie. W tej chwili pozostała jedynie rywalizacja w SEC. Czy to może być właściwe źródło motywacji?

- Możliwe. Czwarte miejsce, które zajął w pierwszych zawodach nie jest jakimś rewelacyjnym wynikiem, ale finał rządzi się swoimi prawami. Jest to na pewno wstęp do ewentualnego sukcesu w Mistrzostwach Europy. Czego by jednak nie powiedzieć, to widać, że nie jest to już ten sam Tomasz Gollob co w czasie, gdy sięgał po największe sukcesy.

Ale jest to nadal czołowy polski zawodnik. Czy biorąc pod uwagę jego aktualną formę, powinien znaleźć się w składzie na Drużynowy Puchar Świata?

- To już jest sprawa trenera Marka Cieślaka i PZM. Wszystko zależy od tego, jaką przyjmiemy politykę. Trzeba wziąć pod uwagę to, czy chcemy osiągnąć wynik tu i teraz, czy budujemy skład na przyszłość. Myślę, że potrzebna jest zmiana pokoleniowa. Problem polega jednak na tym, że nie widać kandydatów, którzy mogliby zastąpić obecnych reprezentantów. Mimo wielu startujących zawodników, jest może dziesięć nazwisk, wokół których się to wszystko kręci. Jedynym żużlowcem przewidywalnym na przestrzeni lat był zawsze Tomek. Nie zawsze wygrywał, ale wszyscy wiedzieli, że muszą się z nim liczyć. Tegoroczna edycja Grand Prix dowodzi, że polscy zawodnicy mimo dobrego początku, w tej chwili nie liczą się w rywalizacji. To kwestia braku stabilności formy.

Czy w perspektywie kolejnych lat widzi pan zawodników, którzy będą mogli odgrywać czołowe role w reprezentacji i walce o medale mistrzostw świata?

- To pytanie o tyle dla mnie niewygodne, że cokolwiek powiem, to będzie przeciwko mnie (śmiech). Powiem tak - nie znam dobrze zawodników, którzy w tej chwili są w topie polskich żużlowców. Nie znam ich osobowości i nie znam ich motywacji. Nie wiadomo, do czego dążą. Nie wiem, czy stosunkowo duże pieniądze w żużlu nie wyzwalają u nich tendencji do bogacenia się, zamiast inwestycji w rozwój swojej kariery. Tomek angażował wszystkie środki i wszelkie możliwości na wspomaganie chęci zdobycia tytułu. Czy tak samo zawodnicy postępują obecnie? Nie wiem. W długofalowej tendencji to się raczej nie potwierdza. Często jednorazowe wyniki dają satysfakcję, ale nie przekładają się na logiczny ciąg wydarzeń, które sprzyjałyby rozwojowi kariery.

A czy kariera wnuka Oskara Ajtnera Golloba rozwija się w sposób prawidłowy? Jak pan ocenia jego potencjał w porównaniu z synami - Jackiem i Tomaszem?

- Oskar ma warunki i fizyczne i psycho-motoryczne do zrobienia odpowiedniego wyniku. Jego kariera niewątpliwie rozwija się w cieniu ojca i wujka. Rozwija się prawidłowo, choć ma takie utrudnienia w tym rozwoju. W zeszłym roku przeszedł operację kolana w związku z upadkiem w motocrossie. Operowano prawą nogę. W tym roku po upadku szykuje się operacja drugiego kolana. Motocross jest taką dyscypliną, która doskonale "przesiewa" chęci zawodników. Wiele osób trafia bowiem do żużla z chęci naśladowania najlepszych. Te emocje mają bardzo krótki życiorys. Wypalają się wraz z trudami treningów i startów w zawodach. W motocrossie wszyscy startują razem. Często na starcie stoi czterdziestu zawodników. Zawody trwają około 40 minut. Zawodnicy nieprzygotowani nie mają szans na przetrwanie. Oskar w pierwszym roku był sklasyfikowany na 27. miejscu w swojej kategorii wiekowej. Teraz jest w ścisłej czołówce. Widać było jego dynamiczny rozwój. Na jego wartość składa się również wrodzona zdolność wykazywania się refleksem. Oskar bardzo często w czołówce doświadczonych zawodników wygrywał starty. Był to nie tylko efekt sprzętu. Podobnie zresztą zachowuje się na torze żużlowym. Przykłada się do treningów, dynamicznie uczestniczy w rywalizacji.

Ma zatem szansę osiągnąć wyniki porównywalne do taty i wujka?

- Tak, ma szansę. Oczywiście jak pan to napisze, to pojawią się od razu prześmiewcy, którzy wyśmieją to, co powiedziałem. Przypomnę jednak, że w 1989 roku w Toruniu podczas eliminacji do Mistrzostw Polski powiedziałem, żeby nauczono się poprawnie wymawiać nazwisko Gollob, bo to jest kandydat na mistrza świata. Wtedy był ogromny śmiech. Po jednym sezonie okazało się, że o ile nie sprawdziła się ta przepowiednia od razu, o tyle w kolejnych latach Tomek dominował na polskich torach. Wiedziałem, że ma duże możliwości i to udowodnił. Oskar ma wszelkie predyspozycje, aby osiągać wyniki na podobnym poziomie. Na to oczywiście składa się wiele okoliczności, włącznie z tym, jak będzie dalej rozwijał się żużel.

Już w niedzielę na łamach naszego portalu druga część rozmowy z Władysławem Gollobem, która będzie poświęcona rozwojowi sportu żużlowego. W wywiadzie zostało poruszonych wiele interesujących wątków. Dzięki jego lekturze, kibice będą mogli dowiedzieć się między innymi, kogo ojciec Tomasza Golloba nazywa "skończonym chamem" i dlaczego uważa, że żużel stał się nudny.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! 

Źródło artykułu: