Tylko jeden wyścig zaliczył Tomasz Gollob podczas starcia ze Stalą Gorzów i nawet jego nie ukończył. Wszystko zaczęło się od bezpardonowego, ale zgodnego z przepisami, zablokowania przez Bartosza Zmarzlika zaraz po starcie. Mistrz świata z 2010 roku od razu miał ogromną stratę do pozostałych uczestników tej gonitwy. Po trzecim kółku zrezygnował już z jazdy. [ad=rectangle]
Jak się później okazało, był to jedyny raz, kiedy wielokrotny reprezentant Polski pokazał się na torze na Stadionie im. Edwarda Jancarza w ten czwartkowy wieczór. W kolejnych startach był on zastępowany w ramach rezerwy taktycznej przez Emila Sajfutdinowa, Oskara Fajfera czy Darcy'ego Warda. Multimedalista mistrzostw Polski nie ma o to pretensji. - Nie mam żadnego żalu - przyznał.
Jak zdradził nam trener Stanisław Chomski, Gollob narzekał na złe samopoczucie. Postanowił więc, że najważniejsze jest dobro drużyny i oddał sprawy w ręce kolegów. W ten sposób udało się obronić punkt bonusowy. - Taki był plan trenera. Chcieliśmy wywieźć ten bonus i to się udało - stwierdził "Chudy".
Już dawno nie było sytuacji, aby ten zawodnik odjechał w meczu zaledwie jeden bieg, a tym bardziej, że go nawet nie ukończył. Coraz głośniej mówi się o schyłku kariery 43-latka, który w tym sezonie prezentuje się naprawdę fatalnie. Początki na to nie wskazywały, ale potem pojawiły się słabsze występy na wyjazdach, a w końcu ta forma przełożyła się także na starty na Motoarenie.
Tomasz Gollob wie, że nie był to udany powrót na gorzowski tor, ale nie wyglądał na specjalnie zawiedzionego. Plan minimum torunianie wykonali i na tym się skupiał. - W pierwszym biegu nie zabłysnąłem i w tym momencie była zmiana. Potem jechaliśmy rezerwami, by dowieźć ten bonus. Nie ma znaczenia to, czy jechałbym więcej wyścigów. Najważniejszy jest bonus - zakończył.