Australia, dzięki świetnej końcówce czwartkowego barażu DPŚ w Bydgoszczy, zapewniła sobie ostatecznie awans do finału. Chris Holder i spółka byli faworytami barażu, ale musieli się sporo namęczyć, by wygrać. - Zawody były niesamowicie ciężkie. Szwedzi bardzo dobrze rozpoczęli i długo prowadzili. Zmienialiśmy się z nimi na czele. Przez moment na bardzo bliski dystans zbliżyli się do nas także Amerykanie. Greg Hancock był niewiarygodny, ale to w zasadzie norma dla tego zawodnika. Szwedzi jechali bardzo równo i byli naprawdę groźni. W końcówce to jednak my mieliśmy więcej szczęścia i chyba trochę lepsze pola startowe. Odnieśliśmy kilka zwycięstw z rzędu i odetchnęliśmy z ulgą. Jesteśmy bardzo szczęśliwi z awansu do finału, a teraz zabawa zaczyna się od początku - powiedział Chris Holder.
[ad=rectangle]
Mistrz świata z 2012 roku wrócił na baraż po kontuzji nadgarstka. W jego jeździe widać było, że miał ostatnio przerwę. - Rzeczywiście, to nie jest jeszcze sto procent tego, co potrafię. Czuję się jednak coraz lepiej. Ręka trochę boli, ale daję radę. Drużynowy Puchar Świata to bardzo ważne zawody, dlatego też zdecydowałem się wrócić i pomóc drużynie. To moja praca i trzeba czasami zacisnąć zęby - przyznał Holder.
Australia wygrała dwie pierwsze edycje DPŚ, ale później, choć wiele razy zdobywała medale, to jednak nigdy nie zdołała wywalczyć głównego trofeum - pucharu im. Ove Fundina. - Czekamy na to złoto już tyle lat, że bardzo chcielibyśmy je zdobyć, ale zdajemy sobie sprawę, że będzie to strasznie trudne zadanie. Tor w Bydgoszczy dla każdego jest bardzo trudny. Trzeba tutaj idealnie czytać zmieniające się warunki, bo można w jednym wyścigu wygrać, by za chwilę przyjechać ostatni. Mamy naprawdę dobry zespół, który stać na zwycięstwo. W czwartek podczas barażu udało nam się na pewno zebrać pewne informacje na temat toru, które mogą się okazać przydatne w sobotę. Powalczymy o pełną pulę, a czy wygramy, okaże się w sobotni wieczór - zakończył nasz rozmówca.