Robert Kościecha: PGE Marma Rzeszów atakuje Ekstraligę

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

5 punktów i bonus zdobył Robert Kościecha w wyjazdowym meczu przeciwko PGE Marmie Rzeszów. Zawodnik Polonii Bydgoszcz myślami jest już jednak przy następnym spotkaniu.

Robert Kościecha w niedzielnym spotkaniu XI kolejki Nice Polskiej Ligi Żużlowej aż pięciokrotnie dojeżdżał do mety na trzeciej pozycji. Łącznie dało to wynik 5+1. Zawodnik Polonii Bydgoszcz jest jednak zawiedziony swoim występem. - Nie jestem zadowolony z tego meczu. Po tej dłuższej przerwie nie czuje się tak motocykla. Nie wiem jeszcze, czy to wina sprzętu, czy bardziej mojej jazdy. Do tej pory nieźle spisywałem się na wyjazdach, a teraz nie potrafiłem pokonać rywali. Z drugiej strony, to ten mecz nie wyszedł całej naszej drużynie. Trochę mnie to smuci. No trudno. Przegraliśmy, ale z mocnym rywalem. Rzeszów atakuje Ekstraligę - twierdzi Kościecha.

[ad=rectangle] Sytuacja bydgoskiej Polonii jest trudna, ale nie beznadziejna. Gryfy w dalszym ciągu mają szanse na awans do fazy play-off. Warunkiem są jednak domowe zwycięstwa z zespołami z Grudziądza i Rybnika. Wskazana jest także wyjazdowa wygrana z Lokomotivem Daugavpils. - My chcemy znaleźć się w tej "czwórce". Za tydzień czeka nas ważna potyczka z Grudziądzem. Wtedy będziemy wiedzieć więcej. Musimy się maksymalnie skupić przed tym pojedynkiem - uważa Kościecha.

Wychowanek Apatora Toruń w polskiej lidze ściga się już blisko 20 lat. Pomimo tego, Kościecha w dalszym ciągu pamięta swoje pierwsze "oczko" wywalczone w rozgrywkach ligowych. Miało to miejsce właśnie przy ul. Hetmańskiej 20 sierpnia 1995 roku. - W Rzeszowie zawsze lubiłem się ścigać. To tu zdobyłem swój pierwszy punkt w lidze. Przyjeżdżam do tego miasta z ogromnym sentymentem - zaznacza Kościecha.

Doświadczony zawodnik wypowiedział się również nt. wczesnych pór rozgrywania spotkań w Nice PLŻ. - Jest wcześnie, ale nic z tym nie zrobimy. To decyzja działaczy i telewizji. Musimy się do tego dostosować. Do Rzeszowa przyjechaliśmy dzień przed meczem. Jechaliśmy tu sześć godzin. Zakwaterowaliśmy się w hotelu, rano zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na stadion. Czyli, taki normalny cykl. Park maszyn jest tutaj dobrze usytuowany z fajną wentylacją. Choć muszę przyznać, że jak stawałem pod taśmą, to czuć było ten ukrop. Jeździ się ciężej, to na pewno. 30 stopni w cieniu daje w kość - zakończył 36-latek.

Źródło artykułu: