Od nich zależy do kogo powędruje trofeum legendarnego Ove Fundina, który zresztą jest na stadionie jednym z tych, którzy obserwują te pasjonujące, pełne zmieniającej się sytuacji, zawody. Na starcie Polak jest szybszy od Duńczyka, ten od razu rzuca się do szalonych ataków i tak jest przez cztery okrążenie. Atak Iversena i obrona Kołodzieja. Na ostatniej prostej Iversen stawia wszystko na jedną kartę i na metę obydwaj godni siebie rywale wpadają równo. Sędzia długo analizuje sytuacje na monitorze i teraz wszystkie pary oczu na stadionie odwracają się od toru w kierunku sędziowskiej wieżyczki.
[ad=rectangle]
Wreszcie podejmuje decyzje: na mecie szybszy był jednak Kołodziej. W ekipie biało-czerwonych i na trybunach wybucha niekontrolowany szał radości... No dobra, a teraz schodzimy na ziemię. Mogło być tak pięknie, prawda? Jeszcze raz okazałoby się, że Marek Cieślak to jednak człowiek o niepospolitej intuicji, takie żużlowe dziecko szczęścia. I trener nie roztrząsałby na pewno przy dziennikarzach tematu swojego odejścia z kadry. Jeszcze raz moglibyśmy się pochwalić, że przy ogólnej bryndzy naszych zespołowych sportów, tak naprawdę można liczyć tylko na żużlowców, bo oni nigdy nie zawodzą. Nie byłoby "żałobnych" tytułów o tym, że tytuł straciliśmy "na ostatniej prostej" lub "o błysk szprychy". I tak ogólnie czulibyśmy się znacznie lepiej. Ale nie miałbym też szans do kolejnej polemiki z Damianem Gapińskim, a wierzcie mi Czytelnicy Drodzy to frajda niezmierna, pod warunkiem wszakże, że prowadzona na poziomie i w rozsądnych granicach i proporcjach, co, mniemam nieskromnie, udaje nam się zachować.
Bo też, gdyby desperacki i diablo skuteczny atak Duńczyka nie okazał się skuteczny dziennikarz SportoweFakty.pl z pewnością nie podzieliłby się przemyśleniami pod chwytliwym tytułem "Ponad 13 lat zaniedbań". Kto zainteresowany tego odsyłam do rzeczonego felietonu, generalna teza autora jest taka, że skoro statystyczna średnia wieku naszej kadry wyniosła prawie 33 lata, a zawodnicy, którzy mogliby ewentualnie zastąpić kadrowiczów na DPŚ czyli Pawliccy, Zmarzlik, Janowski czy Dudek mają statycznie lat średnio około 20, znaczy to, że przez trzynaście lat mniej więcej nic w kwestii szkolenia żeśmy nie robili. Taką mamy pustkę pokoleniową. Ciekawa teza przyznam, chociaż stara prawda ludowa mówi, że są trzy rodzaje kłamstwa: zwyczajne, wielkie oraz statystyka. Pojechali po prostu w tym momencie najlepsi i tyle. Za rok, kto wie może reprezentacyjne kelvlary założą wymienieni przez redaktora Gapińskiego zawodnicy i wtedy będziemy piali z zachwytu nad młodością naszej kadry? A jak jeszcze wygramy!
Generalnie ma on w sumie rację co do zaniedbań, tyle, że ten proces trwa znacznie dłużej. W latach 70-80-tych przy każdej sekcji działały żużlowe szkółki, a do nich w odpowiedzi na nabór zgłaszało się jednorazowo i po stu chłopaków. Było z czego rokrocznie wybierać. Jak to wygląda dziś? Ilu żądnych sławy młodziaków chce zostać zawodnikami, następcami Tomasza Golloba? Proszę zapytać trenerów w tych klubach, które jakie takie szkolenie próbują prowadzić. Dlaczego żużla młodzi chłopcy nie chcą uprawiać? Pewnie dlatego, że zrobił się z tego sport dla dzieci bogatych raczej rodziców. Ale też może dlatego (i na tym polega nasze - czytaj mediów, zaniedbanie) że nie potrafimy go pozytywnie sprzedać. Może dlatego, że media i te branżowe i ogólnospołeczne bardzo chętnie nadstawiają ucha na wszelkie afery i kontrowersje, suto sprzedając je opinii publicznej, czasem nawet celowo je kreując. Bo to napędza zainteresowanie, a że negatywne, to pal sześć. Ale pozytywnych wydarzeń, inicjatyw pokazujących troskę o szkolenie, solidarność żużlowego środowiska i innych dostrzec często nie chcą.
Jak to powiedziała pewna blondynka w randze ministra "Taki mamy klimat". No właśnie. A że generalnie żużlowcy nam się zestarzeli, to już zupełnie inna para kaloszy. Tylko, że to problem ogólny, a nie tylko speedwaya made in Poland.
Robert Noga