Tillinger, który przez długie lata odpowiedzialny był za organizację wielkich turniejów w Bydgoszczy, na łamach Gazety Pomorskiej skrytykował włodarzy grodu nad Brdą. - Miasto nie wywiązało się z pewnych rzeczy. Zapowiedzi i deklaracji było dużo, a wyszło z tego niewiele. Każdy może stracić cierpliwość - przekonuje.
[ad=rectangle]
- Po pierwsze - stadion. Już drugi raz Anglicy zostali oszukani w sprawie modernizacji obiektu. Obiecywano im to kiedyś, obiecano teraz. Albo remont, albo zbudowanie stadionu od nowa, w innym miejscu. Ile z tego wyszło, wszyscy wiemy. Poza tym nie doszło do imprezy, która miała być jednym z najmocniejszych punktów Drużynowego Pucharu Świata w Bydgoszczy. Miała się odbyć na Starym Rynku, z wielką pompą. I promować nie tylko zawody, ale i Bydgoszcz. Większość spraw brał na swoje barki sponsor, ale miasto nie przyjęło wszystkich zobowiązań, które zostały ustalone na spotkaniu organizacyjnym z udziałem czterech stron - miasto, BSI, Monster i klub. I nie chodzi tylko o zorganizowanie cateringu dla gości VIP ale i o promocję imprezy - tłumaczy Leszek Tillinger.
Były działacz Polonii uważa, że pożegnanie z firmą BSI było bardzo chłodne. Do miasta żal ma również dlatego, iż kiedyś straciło już organizację Grand Prix, a teraz wszystko to co udało się odzyskać zostało zmarnowane. - Niesłowność nie jest nigdzie dobrze widziana. Zwłaszcza, jeśli ktoś obdarza nas kredytem zaufania po raz drugi - dodaje Tillinger.
Źródło: Gazeta Pomorska