Czy jednak jego odejście coś w polskiej reprezentacji może zmienić i czy rzeczywiście Cieślak nie będzie pełnił już żadnej funkcji w kadrze? Oddajmy cesarzowi co cesarskie. Od czasu, gdy Marek Cieślak objął posadę selekcjonera polskiej kadry, trudno doszukać się jakichkolwiek błędów jeśli chodzi o dobór zawodników i taktykę rozgrywania zawodów. Liczby nie kłamią. W ostatnich ośmiu latach dowodzona przez trenera "polska husaria" aż pięć razy stawała na najwyższym stopniu podium, dwukrotnie zdobywając tytuł wicemistrzowski. W pamięci zostanie mi przekładany deszczowy finał DPŚ w Lesznie z 2009 roku, podczas którego Cieślak ograł Australię ciągnących się przez opady deszczu zawodów. W 22 wyścigu Krzysztof Kasprzak nie walczył z Jasonem Crumpem o zwycięstwo, bo biało-czerwonym to się nie opłacało. Pomysł był prosty - Australijczycy zdobyli sześciopunktową przewagę i umożliwili Polakom zastosowanie "jokera" w postaci Jarosława Hampela. Zamiar się udał. "Mały" przyjechał drugi, a w ostatnim biegu Tomasz Gollob wygrał z Leigh Adamsem. Przegrany już finał okazał się zwycięski - przypominacie sobie?
[ad=rectangle]
Pamiętam finał z Gorzowa z 2011 roku. Polacy zaczęli fatalnie. Kadra jednak nie pękła. Cieślak w odpowiednim czasie wstawił "jokera" - Tomasza Golloba, a ten dał sygnał do ataku. A później? Marsz po kolejne złoto. Piękny sukces odnieśliśmy także przed rokiem, gdy na czeskiej ziemi w ostatnim wyścigu wspomniany Hampel zapewnił nam złoty medal - pierwszy już bez Tomasza Golloba w składzie.
Zasługi trenera są więc niepodważalne, bo stoją za nim medale, choć - nie ukrywam - "od zawsze" zastanawiałem się, jak wielką rolę w tych sukcesach odgrywał Marek Cieślak. Czy miałyby one miejsce, gdyby selekcjonerem kadry był ktoś inny? Tego nie dowiemy się już nigdy. Pewne jest jedno - kolekcji złotych medali w drużynówce nie odbierze mu już nikt, a skopiować ten wyczyn będzie szalenie trudno. Cieślak bierze odpowiedzialność za wybór takich a nie innych zawodników i na przestrzeni ostatnich lat łatwo dostrzec, ze wybierał najlepiej. Jego kunszt trenerski byłby jednak dla mnie tym bardziej wymowny, gdyby dziś - jako multimedalista - zajął się szkoleniem tych najmłodszych. Młodzi, stawiający dopiero pierwsze kroki na żużlowym torze, potrzebowaliby takiej "cieślakowej" ręki i dlatego nie chciałbym, aby polski żużel - ot tak - miałby funkcjonować już bez niego. Fachowość ocenić można jednak po wymiernych efektach pracy nawet, gdy owoce nie są tak medialne nagłaśniane. Zgadzam się z powszechną opinią, że dziś coraz trudniej o następców odchodzącego powoli starego mistrza Tomasza Golloba. Trzeba ich szukać wśród nastolatków. A kto ma to robić? Kluby, które są coraz mniej zainteresowane szkoleniem? Może większą odpowiedzialność na swoje barki powinna przejąć Główna Komisja Sportu Żużlowego? A jeśli tak, to prowadzenie tych najmłodszych powierzyłbym właśnie Cieślakowi. Pierwsza reprezentacja to taki medialny twór, który istnieje tylko przez kilkanaście dni - przy okazji rozpoczęcia rywalizacji o Drużynowy Puchar Świata.
Martwi mnie jednak pewna niekonsekwencja, którą łatwo zauważyć w wypowiedziach Marka Cieślaka. Tuż po zakończeniu zawodów w Bydgoszczy stwierdził, że nie jest zainteresowany przedłużeniem umowy. - Jedynie podtrzymuję swoje stanowisko, że nie będę ubiegał się o posadę trenera polskiej kadry. Dlaczego? Ja wiem więcej. Wiem, że trwają prace nad odmłodzeniem kadry szkoleniowej - mówił na łamach SportoweFakty.pl.
Gdy opadł już bydgoski kurz, Cieślak stwierdził, że pracy z kadrą nie wyklucza, choć poczuł się zlekceważony. - Pewne osoby muszą zacząć traktować mnie poważnie. Wiem, że są ludzie, którzy mocno zabiegają o to, abym trenerem już nie był i mają wpływ na to. Prezes Witkowski zna telefon do mnie. Jeżeli będzie miał jakąś propozycję, to chętnie się spotkam i podejmę rozmowy - mówił Cieślak.
Przyznam, że taka postawa nie jest dla mnie do końca zrozumiała. Cieślak jest szczwanym lisem więc tym bardziej nie pasuje mi do niego olbrzymie hamletyzowanie. Jeśli powiedział przysłowiowe A, to dlaczego nie chce być konsekwentny? Odnoszę wrażenie, że chciałby, aby go ktoś prosił, by został a to chyba nie w stylu wielkiego mistrza, który niczego nie musi udowadniać. Tupanie nogą i zmienianie zdania - Panie Marku, tak nie przystoi.
Cenię Cieślaka za wiedzę, warsztat i wyczucie żużlowych niuansów, do których dostępu nie mają ani dziennikarze ani kibice. Ceniłbym jeszcze bardziej, gdybym dziś mógł Cieślaka zobaczyć nie jako selekcjonera, ale jako trenera młodzieży. Polski żużel takiego fachowca potrzebuje. Jak na ironię, gdyby został, musiałby jednak po raz kolejny zmienić zdanie...
Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód / Program Pierwszy Polskiego Radia
I nie byłoby żadnego kombinowania z przegrywaniem biegu.
Pa Czytaj całość