Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (127): Kijem Wisły nie zawrócisz...

Na bazie dyskusji na temat szkolenia żużlowców w naszym kraju po srebrnym medalu naszej drużyny w DPŚ, warto przypomnieć jak to wyglądało w przeszłości.

Robert Noga
Robert Noga
W pierwszych powojennych latach system szkolenia puszczony był na przysłowiowy żywioł. Zawodnicy zgłaszali się do klubów, najlepsi po uzyskaniu stosownych licencji startowali w zawodach. Niekiedy, jak w przypadku Unii Leszno, kluby organizowały specjalne zgrupowania z zajęciami na torze, które określały przydatność danego kandydata na żużlowca do drużyny. Toteż nie brakowało przypadków, kiedy to kariery rozpoczynali zawodnicy z dzisiejszego punktu widzenia wiekowi jak chociażby czołowy polski zawodnik, medalista mistrzostw kraju Tadeusz Fijałkowski.
Klasyczne szkółki żużlowe początkowo praktycznie nie istniały, co było spowodowane głównie brakiem wystarczającej ilości motocykli. Problem zaczął się w latach 60-tych kiedy to kończyli kariery pionierzy polskiej ligi, zawodnicy jeżdżący często od lat 40-tych. Ktoś musiał wypełnić pokoleniową lukę, stąd duży nacisk zaczęto kłaść na szkolenie, zarówno w klubach jak i centralne. Dlatego też właściwie dopiero od lat 60-tych mówić można o systematycznym i powszechnym systemie szkolenia opartym na działaniu przy klubowych szkółek, chociaż w niektórych ośrodkach zaczęło się ono nieco wcześniej. To co odróżniało tamte lata od współczesności to na pewno olbrzymia popularność jaką szkółki cieszyły się wśród młodych chłopców, którzy masowo wręcz garnęli się do tego sportu. Magia rycerzy czarnego toru i pierwsze wielkie sukcesy naszych zawodników na międzynarodowej arenie działały niczym magnes. Toteż pierwsze treningi po ogłoszeniu naboru na stadionie w czasie meczu lub w prasie przypominały prawdziwe oblężenie.

Andrzej Wyglenda wspominał kilka lat temu, że wraz z nim na pierwsze zajęcia w klubie Górnik Rybnik zgłosiło się ponad osiemdziesięciu chętnych! Z tamtego grona tylko czterech zostało później żużlowcami: on, Antoni Woryna, Waldemar Motyka oraz Alojzy Norek, co uznano za i tak doskonały wynik, selekcja była bowiem zawsze bardzo ostra i bezkompromisowa. Kilka lat później po Wyglendzie szkolenie w Tarnowie, w Unii rozpoczął jej późniejszy wieloletni zawodnik i szkoleniowiec Marian Wardzała. - 8 kwietnia 1967 odbyło się pierwsze spotkanie adeptów szkółki z trenerem kadry narodowej Zdzisławem Jałowieckim, który szkolił także kandydatów na żużlowców w Tarnowie. Przyszła tak duża grupa, że zajmowaliśmy cała klubową świetlicę. Było nas sześćdziesięciu, a może i nawet siedemdziesięciu. Wstępna selekcję przechodziliśmy praktycznie całe popołudnie - opowiadał po latach w wywiadzie-rzece. Oczywiście już pierwsza selekcja powodowała, że ilość kandydatów na zawodników raptownie malała, ale i tak pozostawało ich w szkółce sporo.

Dla przykładu Bogumił Grudziński szkoląc adeptów Kolejarza Opole miał w szkółce w sezonie 1970 aż 26 przygotowujących się do licencji chłopców. Z takiej grupy czynnymi zawodnikami zostawały jednak tylko jednostki. Taka była reguła. Główna Komisja Sportu Żużlowego (pozostańmy przy współczesnej nazwie) starała się dbać o szkolenie niejako dwutorowo. Po pierwsze zaczęła organizować, także dla najlepszych młodzieżowców, zimowe obozy kondycyjne, a także zgrupowania na torze. Po drugie mając wpływ na regulamin rozgrywek oraz kalendarz imprez sukcesywnie zwiększała ilość startów młodzieży, która jednak dosyć długo nie miała swoich rozgrywek, ani też specjalnego "parasola ochronnego" w postaci miejsca w składzie drużyny na mecz ligowy. Do czasu. W 1967 roku rozpoczęto rozgrywki o Młodzieżowe Indywidualne Mistrzostwo Polski, z tym, że za juniora uważano wówczas zawodnika do 25 roku życia. Paradoksalnie rok wcześniej w nowej, młodzieżowej formule zadebiutowały rozgrywki o "Srebrny Kask". W 1975 roku wprowadzono do kalendarza Młodzieżowy Puchar PZM, przekształcony, począwszy od roku 1978 w Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwa Polski. Dwa lata później pojawiła się nowa impreza - Młodzieżowe Mistrzostwa Polski Par Klubowych.

Wcześniej, bo w 1976 roku - roku wielu zmian w rozgrywkach ligowych i nie tylko w Polsce do kalendarza wpisano także "Brązowy Kask" jako zawody dla najmłodszych zawodników (początkowo do 21 lat, potem, jak obecnie do 19 lat). Jednocześnie regulaminy wymuszały na klubach szkolenie młodzieży, która obligatoryjnie musiała startować z zawodach ligowych. Zaczęto od biegów rezerw, jeszcze nie wliczanych do punktacji spotkania. W sezonie 1976 wprowadzono zasadę, że zawodnicy z numerami 8 i 16 muszą być młodzieżowcami. Wreszcie pojawiły się także wyścigi z udziałem zawodników młodzieżowych, tym razem jednak już wliczane do wyników meczów. Drużyna mogła liczyć nawet 9 zawodników, ten dziewiąty oznaczony literą R także musiał być juniorem. Te wszystkie zmiany zmuszały klubowych działaczy do troski o szkolenie własnych wychowanków, ówczesny system bardzo bowiem utrudniał, a często wręcz uniemożliwiał pozyskanie dobrego młodzieżowca z innego klubu. Cóż takie były czasy, takie obyczaje. Lepsze czy gorsze rzecz do dyskusji, ale Wisły, jak powiadają, kijem nie zawrócisz.

Robert Noga

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×