Spór Timo Lahtiego z krakowskim klubem ciągnie się od poprzedniego sezonu. Żużlowiec miał wystąpić w meczu rundy finałowej z KSM Krosno, ale ostatecznie nie zjawił się na stadionie. Początkowo zakładano, że zaspał na swój samolot. Fin stwierdził jednak w rozmowie ze SportoweFakty.pl, że przyczyną rezygnacji z przylotu do polski były zaległości finansowe ze strony klubu.
[ad=rectangle]
Cała sprawa znalazła swój finał w Trybunale PZM. Przedstawiciele Speedway Wandy Instal Kraków nie zgadzali się bowiem z oskarżeniami ze strony Lahtiego i uważali, że wina leży tylko po stronie samego zawodnika. Klub ukarał Fina za niestawienie się na spotkaniu, a decyzja ta - zgodnie z wyrokiem Trybunału PZM - została podtrzymana.
- Wszystko rozstrzygnęło się na naszą korzyść. Wyrok jest prawomocny i stwierdza on winę Timo Lahtiego - powiedział Michał Finfa, menedżer krakowskiego zespołu w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Nasze dowody były wystarczające i cieszy nas ostateczne zwycięstwo. Nie ukrywam, że czujemy ulgę z takiego rozstrzygnięcia, gdyż sprawa ta kosztowała nas sporo nerwów. Ostatecznie to my byliśmy stroną, która miała rację - dodał.
Trybunał PZM dostrzegł winę fińskiego zawodnika, a ostateczną decyzję w jego sprawie podejmie GKSŻ. - Wyrok jest prawomocny, a organem decydującym będzie teraz Główna Komisja Sportu Żużlowego. Timo Lahti zostanie zawieszony lub też wezwany do egzekucji zapłaty - wyjaśnił Finfa. Nieoficjalnie mówi się o tym, że Fin będzie zmuszony zapłacić 30 tysięcy złotych kary.
Krakowianie mają nadzieję, że rozdział związany ze współpracą z Timo Lahtim został ostatecznie zamknięty. - Fin nie pojedzie już w naszych barwach i nikt z tego powodu rozpaczać nie będzie - podsumował Finfa.