Widziane z Rusi Czerwonej - seria nowa (14)

No: feralno-fatalny odcinek szczęśliwie dotarł do PT Odbiorców, mogę więc medytacje swoje snuć publicznie nadal. Nie tak jednak dziarsko i ochoczo, jak pisząc trzynastą część serii nowej, nie tak...

W tym artykule dowiesz się o:

Nie, gdyż między napisaniem tamtych kpin a przystąpieniem do klecenia tekstu następnego odbyło się coś, co od czasów niepamiętnych uważam za święto polskiego żużla, finał mistrzostw indywidualnych mianowicie. Przebieg finału rozsierdził mnie znów - niezmiernie. Okazało się otóż (wiem, że to nie odkrycie, ale odkąd odpuszczona mi została rola sprawozdawcy zawodów pozwalam sobie na wygodną abnegację w postaci rezygnacji ze śledzenia regulaminowych zapisów oraz następujących w regulaminach zmian; czyniąc tak nie wiedziałem więc, że zasiadający w Naszych Władzach Miłościwych nie stuknęli się w czaszki i utrzymali chory system rozgrywek o medale), iż głupota trwa, czyli że o tym, kto będzie mógł ozdobić łepetynę dwiema czapkami, nadal decydować ma szczęście, sprzyjające temu komuś w odpowiednim momencie turnieju.
[ad=rectangle]
Tak: wściekam się na to i będę się wściekał! Nie mam nic przeciwko tytułowi dla Kasprzaka młodszego (rówieśnikiem Jego Ojca będąc, sympatyzującym z jednym i drugim, chętnie wpadnę w zachwyt, że oto następca dopędził seniora), mam jednak wiele przeciwko głupim i niesprawiedliwym zasadom. Szarpiemy się oto po pięć razy każdy, odbywamy 20 wyścigów, ale to wszystko nic, bo jeszcze zostaje nam przesądzająca o wszystkim końcówka. Gorsi dostają szansę poprawienia lokat, najlepsi karę - prawdopodobieństwo popsucia tego, co osiągnęli w pięciu jazdach. Skoro panowie z miejsc V-VI nie tracą nic, a zyskać mogą wszystko, panowie z miejsc III-IV mogą wiele zyskać, ale i wiele stracić (to wg zasad prawdopodobieństwa się znosi, czyli wychodzi na zero), pan z miejsca II zyskać może niewiele, stracić mnóstwo, zaś pan z miejsca I nic zdobyć więcej nie może, za to w realnej perspektywie ma utratę - no to co to za sprawiedliwość i jaki w tym sens?

Ja wiem: niektórym profanom wydaje się, że jeśli nie zobaczą wyścigu o wszystko, będą czuli niedosyt. Rozumiem ich (choć uważam za nieszczęśliwych) - i odsyłam do kasyna. Ruletka to pasjonująca zabawa, jednoręki bandyta też. Może niech tam szukają podniety, a sport i sportowców zostawią w spokoju? Żużel przez tyle lat posługiwał się sprawiedliwym systemem i nikt nie narzekał - trzeba było ich, chorych na punkcie "stwarzania emocji"! Mało im było, że w zeszłym roku tym dureństwem skrzywdzili młodego Dudka, który zamiast zostać mistrzem Polski zapisał sobie w życiorysie jedynie czwarte miejsce? Muszą to ciągnąć?

Że Panowie z Władzy Najwyższej stukną się w czcigodne czoła - już nie wierzę. Panowie z Władzy Najwyższej stali się dla mnie osobistościami zdatnymi jedynie do natychmiastowego odsunięcia od stanowisk (tożsamych, zdaje się, z posadami), a ich imiona - przepadnięcia w niepamięci. Takiego niezgulstwa, takiego szkodnictwa doprawdy nie przypominam sobie nawet zwracając się do czasów niespecjalnie zasługujących na wspomnienie! Toć nawet towarzysze działacze, skierowani do sportu, aby sprawdzili się przed desygnowaniem do polityki (względnie zesłani do sportu, albowiem nie sprawdzili się w polityce) nie pozwalali sobie na takie deprecjonowanie idei i istoty sportu! Prawda smutna, ale prawda…

Co ekipa, firmowana przez Pana Przewodniczącego Piotra zdołała zrobić w IMP? Schrzanić regulamin jedynie... Utrzymać rangę zawodów, skłonić (albo brutalnie zmusić tych, którzy poza ligową forsą świata nie widzą) do poważnego traktowania mistrzostw - okazało się za trudne. A czy to naprawdę takie trudne? Czy może trzeba było tylko chcieć? Względnie mieć autorytet?

Jeśli to zbyt skomplikowane, podpowiem: koledzy Szanownych Panów, konstruujący mistrzostwa ligi z przedrostkiem, potrafili ustalić zasady powoływania do tej niepotrzebnej nikomu antrepryzy - dlaczego Wy nie umiecie? Tak trudno sformułować jasne zasady kwalifikowania do eliminacji, wysłać zaproszenia z informacją, że jedynie ciężka kontuzja (względnie decyzja lekarza, ordynującego w miejscu rozgrywania turnieju) zwalnia od startu? Trudno ogłosić, że w razie dezercji nałożona zostanie miesięczna bezwzględna dyskwalifikacja, obowiązująca na wszystkich torach świata? Jeśli ktoś nie ma szacunku dla nikogo, jeśli ktoś nie rozumie, o co w sporcie chodzi - no to tylko srogim rygorem można mu przemówić do rozumu. Naprawdę się nie da?

A mistrzostwa Polski par... Taka fajna impreza, taka ciekawa, z taką tradycją! Od kilku lat Znakomita Władza patrzyła tępo, jak panowie, którzy nie dorośli do miana sportowców i sportowych działaczy, lekce sobie ją ważą, i co wydumała? Monument myśli ludzkiej, doprawdy: że teraz nie będzie eliminacji, a jedynie finał - obsadzony według klucza, wymyślonego przez nich. To ja może pokornie poproszę: Panowie, wy już więcej nie myślcie, to robota stanowczo ponad Wasze siły!

Bo cóż to za hucpa? Zakwalifikowano pary czterech najlepszych drużyn zeszłorocznej ligi z przedrostkiem, dwóch z czołówki ligi niższej oraz jedną z najniższej. Rewelacja!!! Prawdziwy finał AD 2014! I tłumaczyć tu profanom, że sport właśnie dlatego jest piękny, że za nic ma to, co było wczoraj, bo ważne w nim jest to jedynie, co dziś, co tu i teraz... Czy pławiący się w niewygasłym blasku chwały mistrza świata młociarz Fajdek miał podczas mistrzostw Europy coś z tego, że do najbliższego championatu globu nie ma lepszego odeń na świecie? Nikogo to nie obchodziło; musiał przejść eliminacje i walczyć w finale. No i walczył, na ile było go stać - po czym okazało się, że najlepszy na świecie jest tylko drugim zawodnikiem kontynentu. Gdyby o wynikach ME decydował Pan Przewodniczący Piotr ze Swoimi Akolitami, Fajdek zapewne z urzędu dostałby złoty medal ME, bo przecie wciąż jest mistrzem świata…

Klucz przyjęto więc genialny - czy na pewno nie było innego wyjścia? Taka filozofia ustalić zasady startu w eliminacjach? Skoro w klubach rządzi myślenie bezrefleksyjne i wyzbyte ambicji, to powinno być rolą GKSŻ - że w celu utrzymania prestiżu mistrzostw jedyną drogą są powołania. Ale nie byle kogo, jeno np. najskuteczniejszej pary klubowej w toczących się od wiosny rozgrywkach - względnie najlepszego zawodnika z prawem dokooptowania dowolnego partnera (wiadomo przecież, że są asy, które nie wyjadą na tor z drugim asem, a jeśli to zrobią, tragedia wisi w powietrzu...). I dalej - to samo, co powinno zostać zastosowane w IMP: nie stawicie się, macie szlaban na występy. Czasem (o czym wiedzą nie tylko treserzy, ale i rodzice), gdy perswazja nie wystarcza, trzeba się uciekać do brutalnej siły.
Ale i tego zrobić się nie dało: lepiej było wymyślić bzdurę (aż mi wstyd, że inteligentni, zdaje się, ludzie, idą na takie łatwizny), ogłosić, że to sukces, i odfajkować problem. Tak, to wygodne.

Dla mnie jednak taka Szanowna Władza nie powinna ani chwili dłużej zajmować się tym, czym - jak twierdzi - się zajmuje! Bo powiedzmy sobie wreszcie szczerze: na co nam taki areopag mędrców? Pierwszą ligę oddali w pacht, druga oraz trzecia i bez nich da sobie radę, wystarczy, że będą sędziowie. Imprezami indywidualnymi i w parach zarządzać nie potrafią, sponsorów nagród, mogących sprawić, że sportowcy za piątkę zaczną cenić medale mistrzostw Polski, nie są w stanie znaleźć, stworzyć żużlową szkołę sportową - ditto, dogadać się z jakąś uczelnią, aby wszczęła wsparte na naukowych podstawach kształcenie trenerów, specjalistów od żużla - też, opracować system pracy z narybkiem, wymyślić zasady zintensyfikowania naboru - no skąd?! A jest jeszcze parę spraw, którymi właśnie PT Władza powinna się zająć: nie ma np. żadnych szkoleń dla kończących kariery, którzy w pogoni za wynikiem i forsą zaniedbali osobisty rozwój (np. przygotowania do zdobycia uprawnień instruktora, stworzenia możliwości pogłębienia wiedzy mechanicznej), nikt nie patronuje badaniom nad żużlowym aspektem medycyny sportowej, brak ogólnie dostępnej wiedzy o kwestiach dietetycznych (może i stąd wzięła się poruta Dudka juniora?), wciąż nie wiadomo, do czego per saldo z naszym sportem zmierzamy - czy w stronę ugruntowywania niewydolnej mocarstwowości finansowej czy może jednak zachowania resztek sportu w tej całej machinie...

Skoro tak - po co nam ona? Można fajnie żyć, udając, że się coś robi; można żyć świetnie wmawiając, że jest się niezbędnym. Zawsze jednak trzeba pamiętać, iż - tak, jak w pokerze - najpiękniejszy bluff kończy się wraz z wezwaniem "sprawdzam". Co powiecie, Czcigodni Panowie, gdy ktoś zacznie Wam zadawać konkretne, w dodatku merytoryczne, pytania?

Spokojnie: ja Wam ich nie zadałem. Zadawałem je sobie - i Muzom.

Waldemar Bałda

Źródło artykułu: