Tak jest jeśli chodzi o formę, skład i podział kompetencji w drużynie, a i w klubie się nie przelewa. Jak nie w Falubazie, który od lat przyzwyczaił środowisko żużlowe do tego, że im bliżej decydujących spotkań, tym forma - na każdej płaszczyźnie - rośnie. W tym sezonie - na razie - jest odwrotnie.
[ad=rectangle]
Po pierwsze - ruchy transferowe
Wszem i wobec słychać, że Martin Smolinski ma być lekiem na słabą bądź wręcz kryzysową formę niektórych zawodników Spar Falubazu. Niemiec na łamach sportowefakty.pl potwierdził zainteresowanie swoją osobą, oceniając możliwość jazdy w Zielonej Górze na 60 procent. Dużo! Dla mnie za dużo. Z klubu nie wyszedł żaden oficjalny komunikat w tej sprawie, ale także nikt z władz klubu nie zaprzeczył temu, że Niemiec miałby znaleźć pracę w Falubazie na czas play-offów. Smolinski ma uratować sezon? Śmieszne, ale może być prawdziwe. Niemiec jest średniakiem, któremu zdarzyło się świetnie zadebiutować w tegorocznym cyklu Grand Prix, po czym powrócił do swojej średniej, trochę bezbarwnej żużlowej rzeczywistości. Na tle innych równie bezbarwnych jeźdźców w obecnym cyklu GP jest jedenasty. Komu zatem jest potrzebny? Sam Smolinski nie pali się do jazdy w polskiej lidze, co zresztą sam przyznaje. Zamieszanie związane z jego występami w Krośnie to kolejny dowód na to, że to zakup kota w worku, który już na starcie wydaje się być bezsensowny. W Falubazie próbują się łapać nawet takiej opcji, ale w moim odczuciu już samo rozpoczęcie rozmów z żużlowcem wątpliwej klasy jest dla mnie nieporozumieniem i medialną klapą.
Po drugie - kryzys liderów
W Falubazie tęsknią za pewniakiem czyli Jarosławem Hampelem. "Mały", im bliżej decydujących rozstrzygnięć, tym bardziej pogrąża się w kryzysie, czego świadkami są już kibice w całym kraju. Hampel szuka, zmienia, wywraca warsztat do góry nogami, ale skutek jest jak na razie opłakany. Bez optymalnej formy swojego lidera Falubaz może zapomnieć o medalu. Do tego dochodzi wciąż bezbarwna jazda Andreasa Jonssona, który chyba najlepsze sezony ma już za sobą, choć to wciąż znakomity technik i walczak. Sprawa Patryka Dudka wciąż jest niewyjaśniona, a tak szczerze powiedziawszy trudno przypuszczać, by "Duzers" mógł w tym sezonie jeszcze się pościgać. Mało? Dodajmy zatem Mikkela Becha - Duńczyka, który obraził się na klub, stroił fochy i nie przyjeżdżał na mecze swojej polskiej drużyny, mimo że zobowiązuje go do tego kontakt. Duńczyk ma już być gotów na mecz w Tarnowie - tak przynajmniej mówią w klubie. Czy jednak dotrze na południe kraju? A co, jeśli po raz kolejny zdarzy mu się nieszczęśliwy wypadek? Czy wobec Mikkela można wyciągnąć jakiekolwiek konsekwencje?
Po trzecie - dwuwładza w klubie?
Robert Dowhan - obecny senator RP rozstał się kilka miesięcy temu z zielonogórskim klubem licząc na start w wyborach prezydenckich w Zielonej Górze. Z politycznego planu wyszły nici. Jego Platforma Obywatelska nie wystawi go w wyborach samorządowych. Senator znalazł się w medialnej próżni. Dowhanowi - mimo że deklarował rozbrat z żużlem - zaczęło brakować speedwaya i wszystkiego, co z nim związane: mediów i całej lukrowej otoczki żużlowej, którą tak w ostatnich latach uwielbiał. Mało go było w mediach więc czasami się uaktywnia. A to wypowie się na temat używki, którą rzekomo miał stosować Patryk Dudek, a to zabierze głos w sprawie negocjacji z Martinem Smolinskim, a to sugeruje zgrupowanie drużyny przed play-offami. Były prezes jest trochę jak Wielki Brat: patrzy z oddali i jest jak kameleon. Gdy mu jest wygodnie, nie bierze odpowiedzialności za wynik. Innym razem wypowiada się niczym mentor, który chętnie by wrócił do klubu. Obecny prezes Marek Jankowski, będący w żużlu od kilku lat, buduje jednak swój wizerunek, który wcale nie musi być tożsamy z osobą Dowhana. Panowie grali w jednej drużynie, dziś nie jest to w moim odczuciu takie pewne. Polityka klubu nie może być choćby w minimalnym stopniu podważana czy komentowana przez byłego szefa. Powoduje to tzw. szum komunikacyjny, na którym Falubazowi dziś na pewno nie zależy. Jak widać, dwóch kapitanów okrętu to już tłok...
SPAR Falubaz ma w perspektywie mecze półfinałowe ze Stalą Gorzów. Z dzisiejszej perspektywy trudno myśleć, by walka z lokalnym rywalem zakończyła się innym wynikiem niż pewną wygraną Stali. Gorzowianie nawet bez kontuzjowanego Iversena są silniejsi. Falubaz na ten moment nie ma żadnych sportowych argumentów. Na przekór temu w Zielonej Górze lubią wychodzić z takiego dołka. Czy więc tym razem, po sezonie pełnym perturbacji, uda się wywinąć podobny numer? Byłby to hit i potwierdzenie tezy, że w sporcie - dosłownie - wszystko jest możliwe. W Falubazie wciąż wierzą w szczęśliwy finał. Inna sprawa, że to wiara chyba pozbawiona realnych podstaw.
Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód / Program Pierwszy Polskiego Radia