Spojrzenie z Zachodu (23): Nie róbcie Boga z Cieślaka

Demiurg speedwaya, wybitny strateg i taktyk? A może szczwany lis i współczesny cwaniak żużlowych torów? Po sobotnim meczu Unii Tarnów z Falubazem Zielona Góra odezwali się obrońcy żużlowej moralności.

W tym artykule dowiesz się o:

Zrobili to także piewcy zmysłu taktycznego Marka Cieślaka, który zagrał tak, jak chciał w końcówce meczu. Wsłuchując się i wczytując we wszelkie komentarze zastanawiam się, czy czasami nie przesadzamy z mitologizowaniem popularnego "Narodowego"? Chyba trochę tak.
[ad=rectangle]
W polskim żużlu jest tak, że obok Cieślaka nie można przejść obojętnie. Już każda jego decyzja w kontekście powołań do kadry narodowej odbija się przecież szerokim echem. Podobnie jest z pracą w klubie. Gdy nie odnosił sukcesów, znaczna część społeczeństwa żużlowego chwaliła go za to, że ze słabą drużyną ocierał się o medale. Tak było w przypadku 10-letniej pracy we Wrocławiu. Gdy jednak trafiał do mocniejszych klubów i zdobywał mistrzostwo (Zielona Góra, Tarnów) ludzie niejednokrotnie wytykali mu, że z mocnym składem nie miał prawa przegrać niesłusznie dezawuując jego zasługi. Tak to już jest z Cieślakiem - nie przez wszystkich lubianym, ale przez większość szanowanym.

Po sobotnim meczu w Tarnowie chyba jednak piewcy i zwolennicy myśli trenerskiej Marka Cieślaka trochę przesadzili. W ogólnopolskiej prasie aż roi się od artykułów o szczwanym lisie - Marku Cieślaku, który ograł wciąż trenerskiego żółtodzioba - Rafała Dobruckiego. Zamysł był prosty jak budowa żużlowego cepa: Jeśli masz dwóch liderów wystarczy, że przed wyścigami nominowanymi będziesz przegrywał sześcioma punktami. Wtedy: "bach bach", podwójna taktyczna w 14 wyścigu i asy z rękawa wyciągnięte na 15 wyścig. Czy taki manewr rzeczywiście wymaga wielkiej filozofii, odkrywania żużlowej Ameryki i taktycznego zmysłu? Wybaczcie, ale przy całym szacunku dla pracy Cieślaka, taktyka w żużlu przy współczesnym regulaminie rozgrywek ligowych daje bardzo małe pole do popisu. Umówmy się: dobry junior, ZZ-tka i rezerwy taktyczne - na tych płaszczyznach można namieszać. Ale większość manewrów można bardzo łatwo przewidzieć. Będąc na stadionie w Tarnowie w sobotni wieczór byłem przekonany, że Ernest Koza celowo wjedzie w taśmę. Biedaczysko wprawdzie na łamach sportowefakty.pl tłumaczy się, że nie chciało, ale ludzie i niżej podpisany wiedzą swoje. Zamysł więc prosty i czytelny dla wszystkich - nad czym taki zachwyt?

Przypuszczam, że dla Rafała Dobruckiego taka cieślakowa strategia również była bardzo czytelna. Czy sądzicie, że w Falubazie naprawdę nie połapali się, o co chodzi? Myślę, że doskonale wiedzieli, co jest szyte, choćby dlatego, że sami doskonale wiedzą, w jaki sposób "kręcić" takie numery. Przypomnijcie sobie ostatnie dwa wyjazdowe mecze Falubazu w Lesznie - historia bardzo podobna, prawda? A ostatni mecz? Falubaz mógł go wygrać, robiąc podobny numer do Kozy w 13 wyścigu. Wystarczyło, by któryś z żużlowców zjechał z toru markując defekt sprzętu. Co by to jednak dało Hampelowi, Protasiewiczowi czy Jonssonowi, którzy szukają jak najlepszych rozwiązań w kontekście play-offów? Czy czteropunktowe zwycięstwo usatysfakcjonowałoby w Zielonej Górze kogokolwiek? Nie sądzę. Dziwi mnie zatem zarówno kubeł zimnej wody wylewany przez wielu czytelników - również sportowefakty.pl - na sztab trenerski Falubazu jak również pomeczowy zachwyt w obozie tarnowskim. Podrzucany w górę Marek Cieślak ze swoim stoickim spokojem i wrodzonym wyrachowaniem musiał się pewnie w głębi duszy zastanawiać: - O co tym ludziom chodzi? Przecież to tylko remis w meczu o żużlową pietruchę z będącym w słabej formie Falubazem. Zespól wciąż jest zdziesiątkowany przez kontuzje, a tu podnieta, jakby w Tarnowie znów zdobyli złoty medal - myślał pewnie Cieślak. Rzeczywiście, groteskowo to wyglądało...

Obecny trener Unii Tarnów nie boi się stosować wspomnianych zabiegów taktycznych. Z punktu widzenia sportowej etyki nie wygląda to dobrze. Czy wyobrażacie sobie rozmowę trenerskiego guru z młodym żużlowcem, który dopiero stawia pierwsze kroki? - Nie ścigaj się, wjedź w taśmę, tak będzie lepiej - być może w ten sposób omawiano strategię na kluczowy wyścig. Jeśli tak, to chyba słabo... Z drugiej strony - istotą sportu jest umiejętne rozgrywanie meczów, przewidywanie ruchów przeciwnika i szeroko rozumiana taktyka. Cieślak wykorzystuje tylko umiejętnie instrumenty, które daje mu regulamin i umożliwia nasza ukochana dyscyplina. Czy ktoś z Was psioczył przed kilkoma laty, gdy podczas finału Drużynowego Pucharu Świata w Lesznie Krzysztof Kasprzak celowo dał się objechać Jasonowi Crumpowi, by w następnym biegu biało-czerwoni mogliby skorzystać z jokera? Wygraliśmy zatem w niesportowej walce tamten finał?

Manewry Cieślaka nie są więc niczym nadzwyczajnym i nie oceniałbym ich w kategorii zagrania niesportowego. W żużlu jest znacznie więcej brudu i fałszu na innych płaszczyznach. Wystarczy wspomnieć tylko o kadłubowej tegorocznej ekstralidze, licencjach nadzorowanych (śmiech na sali, gratulacje dla pomysłodawców) czy - patrząc rok wstecz numerze, który wywinął w finale toruński Unibax. Cieślaka i jego rozumienie etyki sportowej zostawmy więc w spokoju. Jednocześnie nie piejmy z zachwytu. To tylko żużel. I nic więcej.

Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód / Program Pierwszy Polskiego Radia

Źródło artykułu: