Jesteśmy rozczarowani frekwencją. Pewnie pożegnamy Częstochowę - rozmowa z Janem Konikiewiczem z One Sport

Kapitalne zawody na SGP Arenie w Częstochowie, ale frekwencyjna porażka. Jan Konikiewicz z One Sport nie kryje, że liczył na większe zainteresowanie fanów pod Jasną Górą finałową rundą SEC.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Rozmawiamy o czwartej rundzie SEC w Częstochowie, która moim zdaniem była najlepszą w historii pod względem pasjonujących wyścigów i walki na dystansie, a także jednymi z lepszych zawodów w tym sezonie. Zgodzisz się z tą opinią?

Jan Konikiewicz: Nie jestem obiektywny w tym momencie, ale zgodzę się, bo rzeczywiście w Częstochowie było mnóstwo dobrego ścigania. Chociażby ostatnie wyścigi pokazały, że nie tylko można było atakować po szerokiej, ale również szukać innych ścieżek na torze. Zawody w Częstochowie były kwintesencją speedwaya, tym, o co nam chodzi w żużlu. Zresztą fajnej walki byliśmy także świadkami na innych torach, m.in. w Gustrow, czy w innych organizowanych eventach jak chociażby zawodach SBPC w Landshut.
[ad=rectangle]
O to chyba wam chodzi, organizując SEC czy SBPC?

- Chcemy pokazywać tę piękniejszą stronę speedwaya, choć nie zawsze się to udaje. Staramy się z każdych zawodów wyciągnąć tyle, ile się da pod względem widowiskowości. Myślę, że turniej w Częstochowie zapadnie w pamięci kibiców na długo. Frekwencja na stadionie mogłaby być większa, ale jestem przekonany, że mieliśmy świetną oglądalność w Eurosporcie. Ogólnie możemy być zadowoleni z tych zawodów.

Nowym mistrzem Europy został Emil Sajfutdinow, a wicemistrzem Peter Kildemand - chyba dwaj najlepsi żużlowcy świata pod względem aktualnej formy, pomimo tego, że nie ścigają się w Grand Prix... 
-

To jest właśnie taka przewrotność losu. Cały czas była mowa o tym, że jeśli ktoś jest w Grand Prix, to jest w elicie najlepszych żużlowców świata. To, co zobaczyliśmy w SEC pokazuje, że jest miejsce na drugą czy nawet trzecią serię, a ścigają się tutaj naprawdę świetni żużlowcy. To jest kwestia doboru kalendarza, wyboru torów, na których rozgrywane są zawody. Speedway jest tak piękną dyscypliną sportu, że trzeba na nią patrzyć długofalowo. Pewnie w tym sezonie wiele osób będzie odczuwało niedosyt z uwagi na kontuzje, które nie ominęły niestety kilku czołowych zawodników. Mimo wszystko, ściganie było pierwszej klasy. A wracając jeszcze do mistrza i wicemistrza Europy, zarówno Emil Sajfutdinow jak i Peter Kildemand są przyjaciółmi naszego cyklu. Duńczyk w zeszłym sezonie bardzo chciał jeździć w SEC, ale na przeszkodzie stanął konflikt z federacją brytyjską, ponieważ nie można było za niego zastosować zastępstwa zawodnika, kiedy odbywały się eliminacje do SEC. W styczniu tego roku Peter ponownie odezwał się do nas z informacją, że bardzo chce jeździć w SEC. Dla nas jest to szczególnie cenne, bo w tym zawodniku widzimy ogromny potencjał.

Wspomniałeś wcześniej o frekwencji w Częstochowie, która nie była imponująca. Jesteście rozczarowani tak skromną liczbą widzów na SGP Arenie?

- Tak, nie ma co ukrywać - jesteśmy rozczarowani i jest to dla nas duży cios. Nie chcę teraz narzekać i mówić, że trzeba było tutaj przyjść, bo było świetne ściganie. Każdy, kto obejrzał te zawody na żywo widział, jakiej klasy było to widowisko. Był to przecież finał prestiżowych rozgrywek, do tego fajna godzina i data wydarzenia, rozsądne ceny biletów, świetna obsada zawodów, a efekt końcowy pokazał, że warto było tutaj być. Mimo tych wszystkich pozytywnych przesłanek, coś nie zagrało.

Pewnie atmosfera, jaka ma miejsce wokół częstochowskiego speedwaya trochę odebrała chęć miejscowym kibicom?

- Być może. To co dzieje się w częstochowskim klubie w ostatnich miesiącach, pewnie przełożyło się na zainteresowanie finałem SEC. Być może my popełniliśmy jakieś błędy, może wspólnie gdzieś zawiedliśmy. Kiedy przed rokiem zawieraliśmy porozumienie o organizacji finałowych zawodów SEC w Częstochowie, byliśmy przekonani, że poniżej 10 tysięcy frekwencja nie może być. Wówczas przecież przychodziło po 20 tysięcy kibiców na mecze play-off. Okazało się jednak, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie ukrywam, że osobiście jestem rozżalony sytuacją z Grigorijem Łagutą. To pokazuje, że żużel niekoniecznie zmierza w dobrym kierunku. Moim zdaniem nie ma osób, które Griszę uważają za skąpego i złego człowieka. Częstochowscy kibice wylali na niego podczas SEC całą swoją frustrację na sytuację ich klubu. Grisza pokazał, jak wspaniale potrafi on jeździć na tym torze i jak dużo serca zostawił w Częstochowie. Wiem, że to wszystko go też boli.

Słowem, przez to wszystko nie potrafił cieszyć się z tego wielkiego triumfu w Częstochowie...

- Dokładnie. W żużlu może nie jestem aż tak długo, bo to jest raptem kilka sezonów, ale męczy mnie ten cały jad, zawiść i złość, która pojawia się w tym sporcie. Bawmy i cieszmy się żużlem. Mamy naprawdę sukcesy, wspaniałe osiągnięcia medialne i zamiast oceniać to wszystko w samych superlatywach, serce kraje się, gdy podczas odgrywania rosyjskiego hymnu słychać gwizdy. Naprawdę, nie lubię tego typu zachowań. Mieliśmy na tej imprezie dużo gości z zagranicy, wiele osób spoza żużlowych ośrodków w Polsce, które były zachwycone całą oprawą i świetnym ściganiem. Tej kiepskiej frekwencji nie da się niestety ukryć.

Na koniec zapytam o przyszłoroczny SEC. Ile aren jest już pewnych, że wrócicie tam?

- Nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów. Powiem tylko, że kalendarz imprez jest już prawie dograny. Może nie jest jeszcze potwierdzony, ale w dużych ramach ustalony. Myślę, że patrząc na dwa ostatnie sezony, można powiedzieć, gdzie będziemy ponownie, a gdzie w kolejnym roku nie zawitamy. Szczerze żałuję tego, ale myślę, że w Częstochowie nas nie będzie za rok. Naprawdę bardzo fajnie organizowało nam się tą imprezę. Ludzie w Częstochowie zauroczeni są żużlem, jest tutaj świetny tor do ścigania. Być może pewne kwestie trzeba tutaj inaczej poukładać, może wrócimy tu za jakiś czas. Zobaczymy.

Gustrow i Togliatti po frekwencyjnych sukcesach mogą być pewne organizacji kolejnych imprez z następnych latach?

- Myślę, że tak. Z oficjalnym potwierdzeniem kalendarza i miejsc jeszcze trochę poczekajmy.

Źródło artykułu: