Bez presji w Orle Łódź. Witold Skrzydlewski: Mnie to "rybka", ale zespół pojedzie na maksa

Prezes Orła Łódź podtrzymuje swoje słowa wypowiedziane po odwołaniu niedzielnego meczu w Grudziądzu. Twierdzi też, że nie musi dodatkowo motywować żużlowców. - W końcu to zawodowcy - podkreśla.

Witold Skrzydlewski nie zgadzał się z werdyktem o odwołaniu pierwszego półfinału Nice PLŻ. Uważał, że mecz, dla dobra kibiców i telewizji, można było rozegrać w niedzielę lub w ostateczności przełożyć na poniedziałek. - Nadal tak sądzę - podtrzymuje sternik i główny sponsor łódzkiego klubu. - Jednak nie do nas należy decyzja. My nie mamy sojusznika we władzach. Może wynika to z tego powodu, że jestem osobą kontrowersyjną i mówię zawsze, co myślę. Nie wszystkim się to podoba, ale ja mam swój honor.
[ad=rectangle]
Łodzianie od początku nie godzili się na przesunięcie spotkania na czwartek i grozili walkowerem. W tym dniu nie mogliby bowiem skorzystać ze swojego lidera Jasona Doyle'a. - Dziwnym trafem ukazał się komunikat, że terminem rezerwowym jest jednak piątek - komentuje Witold Skrzydlewski. - Na jednej stronie widniał ten dzień, a na drugiej czwartek. Takiego bajzlu dawno nie widziałem. Jeszcze w niedzielę napisaliśmy pismo do GKSŻ-u, informując, że jesteśmy do dyspozycji w poniedziałek, wtorek, środę i piątek. W czwartek byśmy do Grudziądza nie przyjechali. Wcale nie uważam się za pana Karkosika, do stóp mu nie dorastam. Ale skoro w regulaminie piątek jest wymieniony jako data rezerwowa, a spotkanie mimo to wyznaczono by na czwartek, to na to byśmy przystać nie mogli.

- Mówią, że zrobili nam łaskę, przekładając niedzielny mecz na 18.00 - kontynuuje Skrzydlewski. - Żadnej łaski nam nie zrobili. Dlatego że pisałem w tej sprawie do telewizji, głównego sponsora oraz GKSŻ-u i dwa pierwsze podmioty naszą prośbę zaakceptowały. Tak naprawdę to one, zwłaszcza telewizja, o wszystkim decydują. A my z wszystkich klubów mamy największą oglądalność, bo nasze spotkania są dla kibica ciekawe. Inna kwestia, że raz nam się udaje wygrać, a innym razem nie.

Zdaniem prezesa Orła, zamieszanie wokół półfinału nie wpłynie na postawę żużlowców jego drużyny w środowym starciu. - Daj Boże, żeby pojawiła się u nich tak duża sportowa złość jak u mnie - śmieje się Skrzydlewski. - Oni w każdym meczu mają motywację. W końcu to zawodowcy i gra toczy się o ich pieniądze. Jeśli przegrają, to będą mogli już czyścić motory.

Witold Skrzydlewski nie wywiera presji na zespole, twierdząc, że ten wykonał już przedsezonowe założenia. - Za cel stawialiśmy sobie utrzymanie - zaznacza. - I to, czy teraz wygramy, czy przegramy, to mnie "rybka". Natomiast nasi zawodnicy po porażce u siebie z Rybnikiem zmobilizowali się, wygrali w Lublinie, poszczęściło im się i są w półfinale. Nie mogę desygnować słabszego składu, bo wyrządziłbym im krzywdę. Pojadą na maksa i oby zwyciężyli. 

Źródło artykułu: