Awaria była głębsza i nie dotyczyła tylko stadionu - rozmowa z Mirosławem Wodniczakiem, prezesem ŻKS Ostrovia

- Awaria nie dotyczyła tylko stadionu, ale również okolicy wokół obiektu – mówi Mirosław Wodniczak, który liczy na powtórkę finału i sportowe rozstrzygnięcie awansu do Nice PLŻ.

Maciej Kmiecik: Przedstawiciele krakowskiego klubu mówią o tym, że słyszeli, że zgasną światła. Jak pan skomentuje te słowa?

Mirosław Wodniczak: My nie jesteśmy jakąś instytucją elektryczną, tylko klubem żużlowym. Światła zgasły od strony kibiców przyjezdnych. Nie mam pojęcia, gdzie doszukiwać się przyczyn tej awarii. Jak widać, nie jest to jakaś usterka, tylko poważna awaria. Nie jest to tylko związane ze stadionem. Awaria miała miejsce także dalej. Wystarczy spojrzeć na boczne ulice wokół stadionu. Awaria nie dotyczy tylko stadionu.
[ad=rectangle]
Gdyby nie splot pechowych okoliczności, czyli defektów i kontuzji Alesa Drymla krakowianie nie mieliby pewnie takich podejrzeń...

- Pewnie tak. Trzeba jednak spojrzeć na to wszystko z każdej strony. Pecha mieliśmy od samego początku. Motocykle się kończyły, łańcuchy zrywały. Ales Dryml w bandzie i na końcu awaria światła. Wystarczy tego pecha na dzisiaj.

Obecność księdza przed meczem i błogosławieństwo toru nie pomogło. Niebiosa miały pomóc, a stało się odwrotnie...

- Jak na ironię, miało nam to pomóc, by pech nas opuścił, a stało się odwrotnie. Ksiądz na pewno nie przyszedł w złej wierze na stadion, tylko nas wesprzec, żebyśmy wygrali i awansowali. Stało się, tak jak się stało. To są rzeczy martwe. My na to nie mamy żadnego wpływu.

Teraz czekamy na decyzję GKSŻ odnośnie dalszego ciągu finału PLŻ2?

- Czekamy na nową datę przełożenia meczu.

Czy aby na pewno? Z ust strony krakowskiej padają słowa o walkowerze...

- Z tego, co wiem, walkower nam nie grozi. Musimy przedstawić dokumentację z elektrowni potwierdzającą, że awaria prądu była głębsza.

Pojawiają się teorie spisowe, a proszę powiedzieć, ile kosztowało was zorganizowane tego meczu, przyjazd żużlowców, przylot Alesa Drymla? To pewnie kwoty sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych?

- Na pewno tak. Szkoda, że ten mecz nie mógł zostać dokończony. Przecież mieliśmy dopiero szósty bieg i prowadziliśmy różnicą sześciu punktów. Tutaj nie było jeszcze nic przesądzone. Miałem nadzieję, że w następnych wyścigach odrobimy stratę, bo nasi zawodnicy naprawdę fajnie jechali. Myślę, że Maksym Drabik z powodzeniem zastąpiłby Alesa Drymla. Rezerwami zwykłymi mogliśmy łatać dziurę po Czechu. Stało się tak, jak się stało. Proszę mi wierzyć, że ta awaria i całe zamieszanie strasznie mnie umęczyła.

Co z Alesem Drymlem?

- Wypisał się ze szpitala na własne żądanie. Chciał nawet jechać dalej w zawodach, ale nie miał już okazji, bo mecz został przerwany.

Źródło artykułu: