Piotr Pawlicki nie czuje niedosytu. "To aż srebrny medal"

Fogo Unia Leszno po wymagającej i trudnej walce przegrała finałowy dwumecz ze Stalą Gorzów. Srebrny medal to także sukces, co potwierdza Piotr Pawlicki, mający za sobą bardzo dobry weekend.

Krótko trwał smutek związany z przegranym finałem przez Fogo Unię Leszno. Zawodnicy, trenerzy i działacze zgodnie twierdzili, że to i tak jest spory sukces drużyny Byków. Zawiedziony nie był także Piotr Pawlicki. - To aż srebrny medal. Złoto było do zgarnięcia, ale Stal Gorzów okazała się mocniejszą drużyną. Trzeba się pogodzić z tym, że to oni zdobyli mistrzostwo. Zawodnicy, którzy jechali, zasłużyli na to. Wracamy do domu z uśmiechami na twarzy, bo nie ma powodu do płaczu - mówił po zawodach 19-latek.
[ad=rectangle]
Nowo kreowany srebrny medalista Drużynowych Mistrzostw Polski docenił ducha zespołu, który z początku nie miał łatwo w ENEA Ekstralidze. Jednak dzięki znakomitej końcówce leszczynianie sezon zwieńczyli srebrnym medalem. - Nie byliśmy skazywani na play-offy, ale udało się wejść, byliśmy w finale i dzielnie walczyliśmy, jako cała drużyna. Dawaliśmy z siebie wszystko, co było najważniejsze dla naszych kibiców, którym sprawialiśmy radość. Jechaliśmy do końca, żeby fani nie byli smutni, mimo że wiedzieliśmy już, że jesteśmy srebrnymi medalistami. Fajnie, że wszyscy cało i zdrowo odjechali zawody - komentował młodzieżowiec.

Junior z Leszna zdobył 11 punktów i bonus w sześciu startach. Dorobek ten mógłby być bogatszy, ale młodemu zawodnikowi nieco przeszkodził stres. W kolejnych wyścigach było już o wiele lepiej. - W pierwszej serii kompletnie zawaliłem, bo wjechałem w taśmę. Później mi w miarę pasowało, bo nie dałem ciała. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale daję z siebie wszystko, bo dla mnie najważniejszy jest wynik drużyny i walka na torze dla swojego klubu - wyznał popularny "Piotruś Pan".

"Piter" odjechał bardzo dobre zawody, a potem sporo czasu poświęcił na świętowanie wraz z kibicami, zdjęcia i autografy. Zrobił to wszystko, mimo problemów z jelitami. Czy w trakcie meczu ból dawał o sobie znać? - W trakcie zawodów jest całkiem inaczej, gdyż dochodzi presja, stres i różne inne czynniki. Wtedy się tak tego nie odczuwa. Czasem, jak schodzi się z motocykla, to czuje się ból. Piłem dużo wody i udało się odjechać te zawody. To najważniejsze - przyznał.

Miniony weekend dla żużlowca Unii Leszno był niezwykle udany, gdyż do swojej kolekcji dołożył dwa kolejne medale. - Za mną udany weekend, bo zdobyłem złoto i srebro. Super sezon. Oby tylko do końca dojechać cały i zdrowy - cieszył się młodszy z braci Pawlickich.

Srebro to oczywiście nagroda za drugie miejsce w ENEA Ekstralidze. Dzień przed finałem Piotr jechał zaś w Pardubicach, gdzie potwierdził swoją dominację w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów, zdobywając upragnione złoto. Przed ostatnim finałem miał komplet 30 punktów. - Do Pardubic jechałem z takim celem, by odjechać trzy dobre biegi. Chciałem się pokazać z jak najlepszej strony, ale najważniejsze były dla mnie te trzy pierwsze starty. To się udało - podsumował swój występ w Czechach.

Gorsze momenty w trzecim turnieju IMŚJ przytrafiły się najlepszego juniorowi globu w pierwszym i ostatnim jego starcie. Wszystko decydowało się jednak w bratobójczej walce podczas 11. biegu, kiedy to Piotr Pawlicki stanął pod taśmą razem z Kacprem Gomólskim. - Tak się poukładało, że akurat w trzeciej serii trafiliśmy na siebie z Kacprem Gomólskim, który miał do tamtego momentu komplet. Gdy wygrałem tamten bieg, to ciśnienie zeszło, bo wiedziałem, że złoty medal zawiśnie na mojej szyi - opowiadał leszczynianin.

Jak zwykle w takich momentach nie zabrakło podziękowań dla całego otoczenia zawodnika. - Jestem z tych tytułów bardzo dumny i chciałbym podziękować sponsorom, całej mojej rodzinie, teamowi i mechanikom, którzy cały sezon spisywali się na medal. Dziękuję też wszystkim kibicom, którzy trzymali za nas kciuki - zakończył Piotr Pawlicki.

Źródło artykułu: