Pół Ekstraligi chce Jasona Doyle'a. Australijczyk ma wątpliwości

Kluby ENEA Ekstraligi są mocno zainteresowane Jasonem Doylem. Australijczyk ma jednak wątpliwości i nie jest pewny, czy powinien zdecydować się na starty w najlepszej lidze świata.

Jason Doyle był niekwestionowaną gwiazdą na torach Nice PLŻ. Australijczyk jeździł doskonale w barwach łódzkiego Orła i awansował także do cyklu Grand Prix. To wszystko sprawia, że nie będzie mieć najmniejszego problemu ze znalezieniem pracodawcy na przyszły rok. Już teraz pyta o niego połowa klubów ekstraligowych. Doyle ma, z czego wybierać, ale wcale nie jest przesądzone, że wybierze występy w najlepszej lidze świata.

Z naszych informacji wynika, że Australijczyk ma wątpliwości, czy pogodzi jazdę w Ekstralidze ze startami w cyklu Grand Prix. To z kolei powoduje, że nie bez szans jest Orzeł Łódź. Doyle ma za sobą udany sezon w ekipie Lecha Kędziory. Dużą rolę odgrywają także finanse. Klub, na czele którego stoi prezes Witold Skrzydlewski, uchodzi za wypłacalny i wiarygodny. Poza tym, zawodnik nie musi stracić na występach w Nice PLŻ. W Łodzi na pewno dostanie podwyżkę i przy dużej liczbie punktów może zarobić naprawdę niezłe pieniądze.
[ad=rectangle]

- Wszystko zależy od tego, co chce osiągnąć Jason Doyle. Jeśli zamierza zrobić dużą karierę w Grand Prix, to nie wiem, czy do tego potrzebna jest mu Ekstraliga. Tam jest naprawdę ogromne napięcie. W pierwszej lidze mamy jednak nieco większy luz i to mogłoby mu pomóc. Jeśli by z nami został, to tutaj nikt nie będzie wywierać na nim presji, że musimy awansować - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Witold Skrzydlewski.

W Łodzi do tematu Doyle'a podchodzą cały czas z umiarkowanym optymizmem. Działacze wiedzą, że pokonanie ekstraligowej konkurencji to duże wyzwanie. Z drugiej jednak strony nikt nie zamierza poddać się bez walki. - Pan Kildemand zrobił karierę w Ekstralidze. Bez dwóch zdań się tam sprawdził. Jestem jednak bardzo ciekawy, czy ktoś z nim się rzeczywiście rozliczy. Jego pieniądze mogą okazać się tylko wirtualnymi zarobkami. Jeździł, tracił zdrowie, a może się okazać, że za chwilę zostanie bez zasobów pieniężnych na to, żeby przygotować sprzęt na kolejny rok - podkreślił Skrzydlewski.

Prezes Orła uważa, że zawodnicy nadal ulegają obietnicom działaczy, które nie są później realizowane. Z drugiej jednak strony widzi nadzieję, że ta sytuacja wkrótce ulegnie zmianie. - Zawodnicy jeszcze wierzą prezesom, którzy ładnie opowiadają o pieniądzach. Wielu się nadal daje kupić. Później liczą na licencje nadzorowane i inne wymysły - zauważył Skrzydlewski. - Mówi się jednak o tym, że zawodnicy, którzy jeździli w Gdańsku i Częstochowie nie otrzymają pieniędzy. Jeśli do tego dojdzie, to żużlowcy dostaną pierwszy poważny sygnał i być może się zastanowią. Kluby, które popadają w tarapaty, nie posiadają przecież żadnego majątku, obiekty są dzierżawione. Wystarczy tylko, że prezes spółki zgłosi w odpowiednim czasie upadłość. Klub trafi do rejestru dłużników niewypłacalnych i jest po sprawie. Zawodnik jest do tyłu - zakończył Skrzydlewski.

Łodzianie chcą zbudować silny skład na nadchodzący sezon. Orzeł był rewelacją tegorocznych rozgrywek i w przyszłym roku nie zamierza błąkać się w dolnych rejonach tabeli. Jason Doyle z jednej strony gwarantuje odpowiednią liczbę punktów, ale poza tym powinien przyciągnąć na trybuny kibiców. - To zawodnik z Grand Prix, więc to na pewno podziała na kibiców i ich wyobraźnię. Zgrzeszyłbym, gdybym powiedział, że go nie chcemy. Może być jednak tak, że pojawi się oferta, której nie będziemy w stanie przeskoczyć. Czasami jest tak, że serce chce, ale rozum odmawia - zakończył Skrzydlewski.

Źródło artykułu: