Padają różne propozycje jakichś dokooptowań w zależności od sytuacji (rozumiem, że jest taki regulamin uzupełniania lig, taka jest potrzeba, ale moja dusza się buntuje), to po cholerę jechać ligę, skoro wszystko potem można ustalić gdzieś na boku przy biurku? Oczywiście piszę to już po czasie. Przed sezonem tego, co się teraz dzieje, nie mogliśmy przewidzieć. A więc zielony stoliczku ("zielony stolik" wcale nie oznacza omijania prawa, tylko podejmowanie decyzji poza torem, boiskiem itd.) nakryj się! Takiej sytuacji dotąd jeszcze w polskim speedwayu nie przerabialiśmy, a przecież przerobiliśmy już bardzo wiele. Podobno stanie się jasność 14 grudnia i wszystko ma być już wiadome. W I lidze rzekomo na 100 proc. ma pojechać osiem ekip (z Wandą, Lublinem i prawdopodobnie Rzeszowem?).
[ad=rectangle]
Ja jednak nie byłbym taki pewny składu np. II ligi w tym terminie, skoro wciąż niepewna jest sytuacja stowarzyszenia Wybrzeże Gdańsk, a tylko trochę optymistyczniej jest ze stowarzyszeniem spod Jasnej Góry, które z tamtejszą ekstraligową spółką nie miało prawie nic wspólnego, a nawet było w pewnej opozycji do niej. I trudno by było teraz od niej wymagać, by spłacała długi szalonej spółki. Tylko co z forsą zawodników ekstraligowego Włókniarza? Przepadła? Pan prezes Zdunek z Wybrzeża ma sprytnego plana: chce w ciągu trzech lat spłacić swoim zawodnikom... 30 proc. procent klubowego długu wobec nich. Panie Zdunek, czy sprzeda mi Pan jakiegoś fajnego Renaulta ze swojego salonu, a ja w ciągu trzech lat postaram się spłacić Panu 30 proc. jego ceny? Poczeka Pan? Uff! Marma, tj. Stal Rz., po odejściu z pozycji sponsora tytularnego pani prezes Półtorak, jak ona sama prawi, raczej nie będzie się starała o ekstraligową licencję. To było ostatnio do przewidzenia. Jedna Marta, a tyle zamieszania. Jeszcze za nią Rzeszów zapłacze, mimo wszystkich jej wad. Ale to ona dawała kasę. A więc 7 drużyn w Ekstralidze, która wyraźnie się zwija. Gdyby nie dokooptowano Grudziądza, to w obecnej sytuacji (wymiksowanie się Marmy) byłoby przecież ledwie sześć ekip! A jeśli odejdą jeszcze państwo Krystyna Kloc i Andrzej Rusko ze Sparty, to zostanie właśnie jedynie sześć klubów, czy może wtedy do Ekstraligi na siłę zostaną wcielone Rybnik i Ostrów? Z "najmocniejszej żużlowej ligi świata i okolic" zostało nam jeno pobojowisko.
Dziewczyna z jajami!
Sorry za ten prowokujący śródtytuł, no ale skoro piosenkarski festiwal Eurowizji wygrywa pani (?) z brodą i nikt się nie oburza...
Marta Półtorak to piękna, prawdziwa kobieta, ale teraz pokazała właśnie, że ma żelazne jaja (cojones). Szkoda tylko, że ten jej nagły pokaz niespodziewanie kładzie na łopatki rzeszowski żużel. Ekstraliga będzie się więc musiała obejść bez tamtejszej Stali i - jak już wspomniałem - zapewne stanie się zaledwie siedmiozespołowa. Dramat. Do pani Marty miałem kiedyś wiele krytycznych uwag za absolutnie autokratyczny styl prowadzenia klubu, nietrafione transfery, słabą znajomość speedwaya, za psucie rynku, bo :kto bogatemu zabroni wydawać jego pieniądze", za wycofanie swojej drużyny z meczu w Lesznie, gdyż tor na "Smoku" jak zwykle był ciężki, a jej Nickusia Pedersena wówczas akurat bolała rączka. Za zimne potraktowanie Lee Richardsona na kilka dni przed jego wypadkiem. Za jej późniejsze zgrzyty z wdową po Lee. Myślę, że wtedy w Lesznie i w konflikcie o kontrakt z Rafałem Okoniewskim pani Półtorak nie miała racji, choć ona pewnie uważa inaczej i jest rozczarowana rozstrzygnięciami w tych sprawach... Ale to pani Marta (i jej mąż) dawała kasę na rzeszowski żużel i od dawna odważnie mówiła głośno, że zarząd spółki Ekstraliga SA jest zbyt kosztowny, a w ogóle ta spóła-muła to jeszcze jeden twór, który trzeba wyżywić.
Do tego: "interpretacja przepisów nie może podlegać pewnej dowolności. Powinny być jasne reguły gry. Kwestie sportowe powinny być uregulowane w sposób jasny i czytelny. To nie jest tylko moja opinia, ale odnoszę wrażenie, że tylko ja mam odwagę osobistą o tym powiedzieć" - swego czasu głosiła w mediach Marta Półtorak. Wreszcie niedawno na konferencji prasowej oznajmiła: "Odchodzę. Nie mogę się pogodzić się z ciągłymi karami ze strony Enea Ekstraligi" . Jednej z gazet zaś wyjaśniła dobitnie: "Moja firma na pewno nie da już pieniędzy na żużel. Jesteśmy w żużlu od jedenastu lat, ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że nasza centrala nie potrzebuje ludzi ani firm, które mogą w istotny sposób wpłynąć na rozwój speedwaya". Pani Półtorak pokazała tu charakter (zuch dziewczyna), acz szkoda, że tak nagle, niemal w jakiejś babskiej histerii, zabrała swoje zabawki pozostawiając rzeszowski speedway na plecach. Przez to w przyszłym sezonie przy Hetmańskiej mogą nawet nie zawarczeć żużlowe motory (wiem, że była taka groźna ewentualność)! Albo będzie tylko I lub II liga, mimo awansu do Ekstraligi. Obecni rzeszowscy działacze kwilą w mediach, że brakuje im, bagatela… pięć milionów złotych na najwyższą klasę rozgrywkową. Rozkoszni są. Mnie też brakuje. Tak to jest, gdy klub opiera się na jednym dużym sponsorze, a reszta to płotki. I gdy ów sponsor odchodzi, to jest płacz, totalna bida i rozwałka, łaź oraz zgrzytanie zębami. No chyba, że jest to kolejna (bo podobne już były) pokazówka, taki emocjonalny szantażyk pięknej Marty i chce ona w ten sposób coś ugrać. Tylko co i z kim? Z miastem? Z innymi sponsorami? Bo przecież chyba nie z władzami polskiego żużla? A może? Pożyjom, uwidim.
A może u niej po prostu też już krucho z kasą? Ciekawe, czy jednak ostatecznie jeszcze coś tam rzuci na ten rzeszowski żużel? Złamie się? Kobieta przecie zmienną jest, zwłaszcza, że tak wyklinani przez nią szefowie Ekstraligi SA wywalczyli teraz od telewizji trzy razy takie pieniądze jak dotąd. A to sukces i ta forsa spłynie również przecież na kluby, w tym na Marmę, gdy zostanie w Ekstralidze. Tak więc poczekajmy na ostateczną decyzję pani Marty. Jednak mimo tego trzeba przypomnieć, że do żużla zostało zniechęconych już kilku innych biznesmenów - Józef Dworakowski z Leszna czy Roman Karkosik z Torunia. Teraz przyszła kolej na Martę Półtorak z Rzeszowa. Za chwilę zniechęceni mogą odejść państwo Krystyna Kloc i Andrzej Rusko z Wrocławia.
Za błędy na górze się wylatuje, a nie chla!
Redaktor Damian Gapiński onegdaj oznajmił na SportoweFakty.pl, że przewidział to, co się stanie z polskim ligowym żużlem. I co się właśnie stało. A więc nie tylko ten wraży czarnowidz Czekański. Mój przyjaciel, popularny i znakomity zresztą redaktor "Gapcio" dobrotliwie, acz z pewną nutą gorzkiej ironii zaproponował, żeby w tej sytuacji wypić za błędy na górze. Jak w tej znanej piosence Rynkowskiego. Ja tam za pomyłki i butę szefów żużla i prezesów klubowych chlał nie będę. Niech sami wypiją to piwo, które nawarzyli. Rozumiem, że ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Jednak chyba z 90 proc. prawdziwych dziennikarzy oraz działaczy klubowych uważała, że wprowadzenie licencji nadzorowanych (mimo dobrych intencji pomysłodawców, by dać szansę tym klubom, ale to od początku był nierealny zamiar, a dobrymi intencjami, jak wiemy, wybrukowane jest piekło) to głupota i strzał we własną stopę! Wybrzeże Gdańsk i Włókniarz Częstochowa nie mogły spłacić swoich długów, tylko dalej zabrną w nie po uszy, gdyż kontrakty zawodnicze i bieżące wydatki w najdroższej speedwayowej lidze świata są horrendalne. I tak się stało. Np. Stachyra i Miśkowiak do dziś nie otrzymali całej zapłaty, a kiedy oni ostatni raz przywdziali plastron Wybrzeża? Włókniarz w swym transferowym szaleństwie ponoć dobił do czteromilionowego zadłużenia. Co więcej, oba kluby zaczęły wystawiać, zwłaszcza na wyjazdach, oszczędnościowe, rezerwowe składy (m.in. w ten sposób zniszczono sezon utalentowanemu juniorowi Pieszczkowi) rujnując budżety rywali oraz wizerunek Ekstraligi.
Tylko Start Gniezno rzekomo jakoś broni się obecnie dzięki upadłości układowej i licencji nadzorowanej, lecz on przecież występował w tańszej pierwszej (Nice PLŻ) lidze, jednak i u niego pod koniec rozgrywek już było cienko i mocno oszczędnościowo.
Ostrzegaliśmy, że to się wszystko tak dramatycznie potoczy (ja np. robiłem to na łamach SportoweFakty.pl i "TŻ"), ale kto by nas dziennikarzy słuchał? A to, że rynek transferowy nam się teraz jakby urealnia, normalizuje i reguluje na skutek bankructw i finansowej cienizny klubów (jest większa podaż zawodników niż popyt, a więc ich ceny maleją) akurat nie ma nic wspólnego z działaniami w polskim żużlu. Żadnej wizji jak nie było, tak nie ma.
Ja dodatkowo, widząc jak to wszystko fajnie żre w sezonie '2013, jaką wówczas mieliśmy fantastyczną ligę (oczywiście poza głupią rejteradą Unibaksu z finału w Zielonej), prosiłem, żeby to jeszcze sprawdzić i jeszcze na rok zostawić KSM-y (wyrównujące rywalizację) oraz nie zmniejszać Ekstraligi, gdyż kluby przerażone wizją ewentualnej degradacji zazbroją się na śmierć. Przy pomocy kredytów i wirtualnych kontraktów, rzecz jasna. No i (moje) słowo stało się ciałem. Oglądaliśmy nudne mecze do jednej bramki z wynikami po 62:28 oraz te niesławne, wspomniane rezerwowe składy (dolny KSM nie pozwoliłby na to). I bankructwa. Wytłumaczę: w normalnych czasach byłbym przeciwny wszelkim ograniczeniom, w tym KSM-om. Ale mamy głęboki kryzys finansowy polskiego ligowego speedwaya, więc KSM (choć powtarzam: ma swoje wady i nie jest lekiem na całe zło) może być takim narzędziem antykryzysowym, wyrównującym rywalizację w ligach (bo oszczędności to raczej nie przynosi).
Uważam, że złe prawo trzeba zmieniać, ale władza upiera się, że poczęstuje nas tym gniotem jeszcze chyba do końca 2015 roku. Tylko czy wtedy będzie co zbierać z naszego (ekstra)ligowego żużla? Wiem, że kilka klubów chce powrotu KSM, żeby wyrównać rywalizację. A to przecież kluby łożą na żużel! I to one powinny mieć prawo decydującego głosu.
Działacze central (trzech!), klubów i zawodnicy - wszyscy mają swoje za uszami i wszyscy są współwinowajcami. Jednak powtarzam: zniesienie KSM-ów, wolny rynek bez ograniczeń i nagłe zmniejszenie Ekstraligi okazały się w dobie kryzysu ekonomicznego gwoździem do jej trumny! Do tego te nieszczęsne, naciągane licencje nadzorowane bez żadnego nadzoru. Czy ktoś za owe beznadziejne, błędne decyzje odpowie?
Przez lata w swoich felietonach (można sprawdzić w archiwum) o tym pisałem i przestrzegałem, że tak się stanie, że będą bankructwa, lecz nikt nie brał moich słów na poważnie, bo Don Bartolo Czekański to taki kabareciarz, żartuje i żartuje. Taaa, Wy mnie chyba docenicie dopiero wtedy, kiedy umrę, a raczej będzie to niedługo.
Ósmy do żużlowej elity? Ofiary rozbiegły się po lesie Taki zgrabny felietonik w gorzowskiej Gazecie Wyborczej nie tak dawno popełnił tamtejszy znany mecenas Jerzy Synowiec, dawniej prezes tamtejszej Staleczki. Czyli człowiek zorientowany. Podsumujmy "sytuancję". Wbrew medialnemu szczebiotowi nikt się nie pchał na ósmego (teraz po wycofaniu się Rzeszowa - na siódmego) do owej najdroższej klasy rozgrywkowej, choć pewnie obecnie może być tam już taniej. Ustalono jednak warunki castingu: "Klub zagwarantuje minimalny budżet po stronie wydatków w wysokości 4.000.000 zł netto". Jak dotąd, 4 miliony zł budżetu to chyba było trochę mało jak na utrzymanie się w Ekstralidze. Do tego te podpunkty o zakazie umów kredytowych. Czyli mistrzowska Stal Gorzów - która , jak mówią różni znawcy tematu i ja się na nich tu opieram, leci na kredycie podżyrowanym przez miasto - nie powinna otrzymać licencji na rok 2015? Ja tylko pytam, gdyż dalej cytuję z owych warunków: "Klub nie jest stroną umowy kredytowej lub nie finansuje bieżącej działalności z kredytu bankowego".
Ostrów od razu powiedział ustami prezesa Wodniczaka, że na razie nie myśli o Ekstralidze, zaś Rybnik oświadczył, iż nie ma ku temu bazy. W tej sytuacji dał się skusić Grudziądz, który mimo zacnego, acz emeryckiego pierwszoligowego składu, nie potrafił sobie na torze, w sportowej walce, wywalczyć awansu do Ekstraligi. Teraz został dokooptowany i to zaledwie z trzeciego miejsca w I lidze! Jeno niech wspomniany, a sympatyczny mi Grudziądz mierzy siły na zamiary. Iluż bowiem on będzie musiał dokupić znanych i skutecznych rajderów, żeby zaraz nie spaść z hukiem! I za jakie pieniądze to zrobi? Czy w ogóle to zrobi? To co, za rok witamy - zdegradowany już wówczas - Grudziądz w klubie bankrutów lub prawie bankrutów: Gniezna, Bydzi, Czewy i Gdańska? Ale powodzonka oczywiście życzę, choć ostrzegam: zanim Drogi Grudziądzu wskoczysz do głębokiego basenu, to zadbaj o to, żeby wcześniej napuszczono ci tam wody i nauczono pływać. A to mętne wody, pełne wirów. No chyba, że nikt nie spadnie, o czym jeszcze w tym bałaganie ligowym nie wiemy, gdyż proces licencyjny jeszcze się przecież nie rozpoczął. U nas, jak widać, wszystko możliwe. I tak właśnie sama z siebie zamknęłaby nam się ta Ekstraliga (z ewentualnym otworem np. dla Ostrowa w sezonie ‘2016?), ale o tym już jutro... CDN.
Bartłomiej Czekański