Ja już się jednak nie podniecam. Ja się z nich nawet trochę nabijam. Nie dajmy się bowiem zwariować. Przeczekajmy spokojnie ten cały transferowy cyrk i zgiełk. Ja też mógłbym napisać sensacyjnego newsa, że Tomek Jędrzejak wrócił do Ostrowa. Na noc, bo gdzie ma wracać skoro tam mieszka? Natomiast Maciek Janowski jest bliżej Zielonej Góry i Gorzowa. Teraz bowiem żyje blisko wyjazdu z Wrocławia na ten kierunek (zresztą ja też), czyli "jadziem na Szczecin". I byłoby ogólne podniecenie, ale przecież nie będę z siebie na starość robił tabloidowego dziennikarza i epatował Czytelników zmyślonymi na siłę farmazonami.
[ad=rectangle]
Te wszystkie transferowe spekulacje i informacje przyjmuję spokojnie, bo przecież na nic nie mam wpływu. Kiedyś jako menago ASPRO, Sparty czy Iskry miałem, ale teraz już nie. Co więcej, na starość stałem się taką dziennikarską hienią. Już tłumaczę. Kiedyś jako dziennikarz piszący, potem jako kierownik działu sportu w gazecie, czy jej sekretarz (he, he, nie mylić z sekretarzem partii, to zupełnie co innego) byłem odpowiedzialny za newsy, za to, żeby konkurencyjne media nie były od nas szybsze. To był taki wyścig szczurów. Teraz jednak jestem już starym żurnalistą, nie ganiam za informacjami, tylko w swych felietonach komentuję, to co klubom z gardła, czy innym swoim źródłom wyrwali dziennikarze newsowi. Oni wykonali czarną robotę, a ja tylko - mając już gotowca - odnoszę się do tego w swoich felietonach. Hiena, leniwiec i wygodnicki się ze mnie zrobił z wiekiem.
Ale taka jest, a przynajmniej powinna być, kolej rzeczy w naszym zawodzie. Dziś to jest jednak postawione na głowie, gdyż młodzi chcą być od razu funkcyjnymi w redakcji lub tworzyć felietony, do których przecież trzeba mieć obszerną wiedzę nie tylko o dziedzinie, o której się pisze, ale i spore życiowe doświadczenie. Więc jest jak jest. Żeby nie było: to nie jest tak do końca, że ja się wywyższam, czy wyśmiewam, bo po 38 latach pracy w zawodzie, wiem, że my dziennikarze mamy obowiązek przekazywania Czytelnikom ciekawych i aktualnych informacji, których oni oczekują. I rozumiem, że kibice z niecierpliwością łakną info, czy będą mieli drużynę, która powalczy o medale, czy tylko będzie się ona bronić przed spadkiem.
Z powagą i uwagą podchodzę do tego, gdy dzwoni do mnie redaktor naczelny SF.pl Damiana Gapiński, albo szef działu żużlowego w SF.pl Jarek Galewski i proszą: - Panie Bartku, niech Pan u swoich zaufanych i dobrze zorientowanych źródeł sprawdzi dla nas, ile jest prawdy w takim, a takim spodziewanym transferze.
Rozumiem bowiem, że wtedy portalowi SF.pl i obu wspomnianym dziennikarzom zależy na konkretnej, rzetelnej informacji. Gorzej jednak, gdy ktoś zmyśla transfery dla sensacji i po prostu konfabuluje, tudzież spekuluje za wszelką cenę.
Sklonowany Gollob
We Wrocławiu w oddziale tabloidu mieliśmy kumpla, znakomitego zresztą dziennikarza (robi karierę w stolycy), ale trochę sensata. Opowiadaliśmy więc na jego temat takie sympatyczne anegdotki (nieprawdziwe, lecz będące fajnym, adekwatnym obrazkiem):
Ów nasz kolega potrzebował mocnej czołówki na sportową stronę gazety. Myśli, myśli i dzwoni do ówczesnego prezesa mocnego koszykarskiego Śląska Wrocław, Grzegorza Schetyny (tak, tak, "tego" Schetyny).
- Grzesiek, nie chciałbyś mieć w składzie Shaquille "Shaqa" O'Neala?
- O Boże, a jaki szef klubu nie chciałby go mieć w drużynie?!
No i następnego dnia na czołówce tabloidu czytaliśmy:
"Shaq atak Śląska Wrocław. Chcą sprowadzić sławnego O’Neala!".
No cóż, można i tak.
Niedawno pewien redaktor centralnej gazety sportowej przypomniał sobie, że w latach 90. ówczesny prezes WTS (dziś honorowy) Andrzej Rusko mówił w mediach, że jego ambicją jest sprowadzenie do Wrocka Tomka Golloba. Nie udało się. Tyle, że obecnie WTS już nie jest takim zamożnym klubem jak wtedy, a znacznie rozsądniejszym ("rozsądek to nie bieda" - mawia pani Krystyna Kloc), zaś "Gallopik" wciąż jest drogi, tylko raczej nie gwarantuje już żadnego sportowego sukcesu. Ale ów czujny redaktor na kanwie owych wspomnień zaczął nie tak dawno zapodawać, że Gollob jest już blisko Wrocławia, albo, że jest tam już na 100 procent. Szefowa WTS Betardu Sparty, wspomniana pani prezes Krystyna Kloc, dementowała te wieści, zapewniając media, że w jej klubie tematu Golloba nie ma, lecz redaktor szedł w zaparte. Oto co na ten temat powiedział mi wrocławski coach Piotr Baron:
- Dostałem od zarządu WTS zadanie, by zbudować skład na sezon 2015, a w mediach czytam, że… mogę nie być poinformowany o tym, że nasz zarząd rzekomo negocjuje z Tomkiem Gollobem. W porządku, niech tak będzie, ale żeby pani prezes Krystyna Kloc też nic o tym nie wiedziała, to już byłoby trochę dziwne, nie uważasz? Powtarzam: nie ma u nas tematu Golloba. Takie to są te szczegóły. Naprawdę nie wiem, po co te medialne domysły i plotki? Żeby komuś (zawodnikom) nabijać kasę? Podbijać ich cenę? Ja nie zamierzam tego robić, tak samo my, jako klub, nie będziemy przepłacać.
Za chwilę ten sam Gollob na 100 procent był w Rzeszowie, zaś Władysław Komarnicki przekonywał w mediach, że kto kupi Tomka, ten jest wygrany. To czemu ponownie nie wzięła go do siebie Stal Gorzów, która przecież miała dylemat, czy Gapiński ze Świderskim podołają ekstraligowym wyzwaniom w sezonie '2015? Wygląda na to, iż wspomniany tu redaktor centralnej gazety i pan Komarnicki na siłę gdzieś chcieli upchać naszego wielkiego Golloba. Tacy jego samozwańczy menedżerowie? "Gallopik" się rozklonował, bo miał wylądować także w pierwszoligowej Ostrovii, a teraz ponoć już dogrywał kontrakt w Unii Tarnów. To ilu my mamy tych Tomaszów Gollobów??? Ile klubów zdołają oni zasilić?
A co do Tarnowa to: - "Tomasz Gollob nie jest priorytetem dla tarnowskich działaczy. - Przed nim w kolejce stoi ktoś inny - podkreśla prezes klubu Łukasz Sady" - czytam na naszych SF.pl.
To kolejny policzek dla naszego Wielkiego Mistrza Tomka, ale i dla pewnych dziennikarzy sensatów również. Oto co mówi na naszym portalu prezes Sady: - Może warto wyjaśnić, jak wyglądała moja rozmowa z Tomaszem Gollobem. To była przyjacielska pogawędka, która trwała przez telefon około 10 minut. Wspominaliśmy jego występy w tarnowskim klubie. Poza tym, został rzucony w sposób bardzo ogólny temat jego występów w naszych barwach w przyszłym sezonie. Zapewniam wszystkich, że nie padły żadne kwoty. Na koniec rozmowy powiedziałem, że być może się jeszcze z nim skontaktuję i wtedy przedstawię propozycję. Widzę, że media się mocno od tego momentu o całej sprawie rozpisały, ale nie wiem, skąd wzięły dalszy ciąg tej historii. Niektórzy dziennikarze na siłę szukają sensacji tam gdzie jej nie ma. Jednego dnia coś piszą, drugiego piszą już coś zupełnie innego. Byle plotka sprzedawana jest odbiorcom jako stuprocentowy fakt. Niektórzy mają nawet ambicje osobiście budować skład drużyn, czy skład władz klubów.
Smutno mi się także zrobiło, gdy "De Tomasso Pantera" oznajmił w mediach, iż nie robiłoby mu różnicy, gdyby jeździł w pierwszej lidze. Mnie robiłoby. Dla mnie ikona i legenda speedwaya, mistrz świata tułający się w niższej klasie rozgrywkowej to byłby szok i dyskomfort. Oczywiście nie powtórzę swego dziennikarskiego błędu sprzed lat i nie będę Tomkowi znowu radził zakończenia kariery, bo niech robi, to co kocha, ale jest mi przykro, że mój przyjaciel i idol trochę rozmienia swoją wielką mołojecką sławę na drobne. Tak samo wielcy mistrzowie boksu nie wiedzą, kiedy zejść ze sceny i potem przegrywają jak Gołota z Saletą czy Adamek ze Szpilką. Smutne i niepotrzebne. Że powrót przelotowych tłumików przywróci nam dawnego dobrego Golloba? Oby, chciałbym, lecz nie wiem, czy rzecz w tłumikach, czy ewentualnie bardziej w głowie i w wieku. I w wypaleniu.
Tarnów redivivus?
Kiedy sponsorująca bogata firma Azoty oznajmiła, ze nie pasuje jej nieruchawy zarząd żużlowej Unii Tarnów i że przykręci kurek z kasą na tamtejszy żużel, to uciekli stamtąd Cieślak, Gomólski i Buczkowski. Artiom Łaguta też pielgrzymował ze swoją ofertą po innych klubach. Kibice natomiast utworzyli wspólny gniewny front pn. "Ratujmy żużel w Tarnowie". I szykowali taczki dla działaczy. Wydawało się, że w tej sytuacji Jaskółki mogą być w stanie zatrzymać u siebie jedynie sentymentalnych Kołodzieja i Vaculika, bo ci chcą mieć blisko do domu. A tu proszę: tarnowianie nie tylko zatrzymali te dwa swoje żądła, ale dokupili także Kenia Bjerrego, teraz zaś ponoć - jak właśnie donoszą media - doszli do porozumienia z Artiomem Ł. O sytuacji z ewentualnymi startami Tomka Golloba w barwach Jaskółek, pisałem już powyżej. Skąd więc w Tarnowie ostatecznie wzięli tę grubą forsę na owe zakupy? Czy to Azoty jednak się zlitowały, czy może działacze Unii T. idą na wydrę, że jakoś to będzie? Życie pokaże, lecz niepokojący jest ostatni rozpaczliwy list otwarty niektórych akcjonariuszy tego klubu. Mocno plotkowano również o ewentualnym powrocie Madsena do "Jaskółczego Gniazda", ale to kapryśny zawodnik i baaardzo lubi pieniążki. Trudny w kontraktowych rozmowach. Podają teraz, iż rzekomo podpisał list intencyjny z Grudziądzem. Pożyjemy, zobaczymy.
Tak czy siak, trzymam kciuki za Tarnów, który zresztą dla mnie jest moralnym DMP’2014. Wolno mi tak myśleć, demokracja jest, nie?
Rzeszów zmienny jest
Rzeszów wstępnie zapowiedział ustami Marty Półtorak, że raczej nie będzie się starał o licencję ekstraligową, a tylko o licencję do Nice I ligi. To po co awansował? Wielu ludzi twierdzi, że jeżeli Żurawie zrezygnują z Ekstraligi, to powinny zaczynać od najniższego... II frontu. Nie rozumiem tylko jednego: pani Półtorak, którą ostatnio tak tu broniłem, niby najpierw wycofała się z funkcji prezesa klubu, a potem z pozycji sponsora tytularnego i oświadczyła, że jej firma nie da już kasy na żużel. Jednocześnie zaś popularna "Grażyna" - jak ją zwą niektórzy kibice - udziela wywiadów w mediach, że ewentualnie w Nice I lidze do jej zespołu pasowaliby Kenni Larsen i Scott Nicholls. To ja się już pogubiłem w tym wszystkim i pytam: pani Martusia mówi to dziennikarzom jako kto? Tym bardziej pytam, że po niedawnej wizycie u prezydenta miasta działacze rzeszowscy poczęli głośno mówić, a nawet zapewniać, że jednak raczej wystąpią w Ekstralidze. Zaraz zaczęto więc plotkować, że Żurawie kupią sobie baaaardzo drogiego Walaska, a może też nie takiego taniego Hancocka. W razie czego, powodzenia! Tylko czemu tam co dzionek, to zmiana decyzji i cały polski rynek transferowy przez to głupieje? Bo raz kaska (od władz miasta Rzeszów) jest, a raz nie? I Marta też zmienną jest jak każda kobieta? Raz nie chce dać pieniędzy, a raz jednak chce? Teraz np. zarzeka się, że da… ale tylko na szkółkę żużlową. Ekstraligi dla Rzeszowa firmować nie zamierza. Nie wierzy, wie coś więcej?
Casting na marionetkę?
Podobne zamieszanie jest w upokorzonej (przez Stal Gorzów) Zielonej Górze. Senator Robert Dowhan już dawno nie jest tam prezesem, a Andreas Jonsson wyraża w mediach nadzieję, że senator... to wszystko ogarnie i zbuduje fajną drużynę na sezon '2015. Redaktor Maciej Noskowicz z Radia Zachód zaś nadaje na falach: - O tym mówi się w zielonogórskim światku żużlowym od kilku dni. Dotychczasowy menedżer SPAR Falubazu Jacek Frątczak miałby zostać prezesem zielonogórskiego klubu, a Stanisław Chomski trenerem czwartej drużyny minionych rozgrywek. To wieści nieoficjalne. Żaden z zainteresowanych nie chce potwierdzić, czy to prawda, ale - jak się dowiedzieliśmy - "coś" jest na rzeczy”.
Czyżby w Falubazie ogłoszono kolejny casting na "marionetkę"-prezesa? Przepraszam za słowo, ale przecież to kto inny nadal będzie rządził z tylnego fotela, jak podejrzewam. Dobrucki odszedł, prezia Jankowskiego odwołali, bo chciał się wybić na niezależność, Hampel się wahał, lecz - z tego co słyszę - jednak zostaje... Tak, czy siak, coś się tam niedobrego dzieje. A powtarzam: mocna Myszka Miki jest niezbędna Ekstralidze, zwłaszcza w tej dzisiejszej rozwałce owej dywizji.
Z ostatniej chwili: z Zielonki dochodzą głosy, że jednak pan Frątczak prezesem nie będzie. SF.pl na swoim facebooku gdzieś wygrzebały wesoły suchar: Przychodzi kibic Falubazu do swojego klubu: - Czy można obejrzeć puchar za DMP ‘2014? - Nie ma. - A treningi szkółki żużlowej? - Nie ma. - A można by pogadać z trenerem? - Nie ma. - To chcę rozmawiać z prezesem. - Nie ma. - To co w ogóle jest?! - 27 listopada 2014 roku! Hola, hola, to nie ja wymyśliłem, ale jakież to obrazowe i adekwatne, prawda?
[nextpage]Skazany Hancock
Media snuły domysły: "Hancock skazany na Wrocław?". Dziwnie brzmi. To tylko spekulacje, aczkolwiek Janowski, Haj i Spólny pewnie chcieliby Grega bliżej siebie. Amerykanin, z tego co wiem, ma zresztą w mojej (i Haja) wsi swoją sprzętową bazę. Np. Grudziądz twierdzi, że będzie miał jedynie 5 mln zł budżetu (o ile będzie miał), więc go na Hancocka nie stać. To ciekawe, jak więc byłoby niego stać Spartę, która być może też ma taki budżet (choć w sumie to ja nie wiem, jaki ma)? Chyba, że Amerykanin mocno spuścił z tonu. Ciekawostka (ale ile w tym prawdy?): przed sezonem '2013 Greg ponoć już był dogadany ze Spartą za bańkę, ale zadzwoniła zdesperowana Bydzia i rzekomo podwoiła stawkę. I do dziś za to cierpi. Z tego co słyszę, Hancocka we Wrocławiu w sezonie '2015 nie będzie. Drogi "Herbie", wiem, że jesteś mistrzem świata, lecz czasy nagle się zmieniły, a Ty chyba wciąż żyjesz niczym w Matriksie i myślisz, że polskie kluby da się doić jak w poprzednich latach. Nic z tego! Kryzys, panie, kryzys. A może wymuszona normalność? Wreszcie! Gregu potaniej! Zresztą ponoć powoli zaczyna coś i do Ciebie docierać. To samo dotyczy koleżki Grega Walaska. Podbijał swoją cenę w Gorzowie, więc go stamtąd pogonili.
Czyżby chciał wykorzystać naszą mistrzowską Staleczkę niczym jakąś naiwną dziewoję? Wróci więc do Falubazu, z którego odszedł w gniewie i po kłótniach o kasę? A może wyląduje w Rzeszowie lub gdzie indziej? Zrobiło się ciekawie. Po bankructwie kilku klubów i w dobie kryzysu finansowego w polskim ligowym żużlu, na rynku podaż dobrych żużlowców znacznie przewyższa popyt na nich. Z każdym tygodniem będą więc tanieć. I sami będą się prosić o jakikolwiek kontrakt. Mądrze chyba robią Sparta i Grudziądz, że w tej sytuacji biorą na przeczekanie, acz zapewne - jak znam życie - usilnie negocjują z zawodnikami. Ale czyżby one już odpuściły ewentualną walkę o play offy i pogodziły się z Ekstraligą dwóch prędkości? Nie sądzę. Spoko: Leszno tak (podobno Zengota tam zostaje, więc córki prezesa Unii L. pana Rusieckiego nie wyprowadzą się - jak groziły - ani nie wyrzucą ojca z domu, czyli rodzina uratowana), lecz już Zielonka, Toruń, a nawet Gorzów, to nie są 100-procentowe pewniaki mimo pozorów. Ich składy mogą być rewelacją, lecz zarazem są sporą niewiadomą. Bardzo ceniący się Holder, który po kontuzji już nie jeździ jak IMŚ, dostał z Torunia skromniejszą ofertę nie do odrzucenia i... jej nie odrzucił. Facet zrozumiał i spokorniał. Anioły chcą jeszcze zatrzymać u siebie "Diabełka" Warda, ale to na razie kupowanie kota w worku, bo leśne dziadki z FIM wciąż zwlekają z decyzją (co jest skandalem) na jak długo ostatecznie powieszą niesfornego Kangura za jego alkoholowy wybryk.
Piszę ten felieton u siebie na spokojnej wsi i dziwię się, że bez klubów (na ten moment) są jeszcze tacy zawodnicy jak Hancock, Gollob, Kildemand, Walasek i wielu, wielu innych. Na co im przyszło? Na co im przyszło? W pierwszej lidze wszystkich miał rozjechać Ostrów z elektrykiem Cieślakiem, a tu proszę, Rybnik się zbroi. Górnoślunzoki dokonali jednej zabawnej roszady. Bridger zrezygnował, no to wzięli Batchelora. Troy jest lepszym ścigantem, ale po prawdzie to obaj są po jednych pieniądzach, a raczej, hm po naszemu mówiąc obrazowo: "spod jednego kiosku z piwem". Czasem, hm, nie dojeżdżają więc na mecze. Różne sytuacje i przeszkody ich zatrzymują. Tacy pechowcy. 25-letni Lewis Bridger odkochał się w żużlu ("straciłem moją miłość do sportu") i zawiesił swoją karierę. Dotąd był znany z tego, że ostatnie dwa sezony jeździł dla ROW Rybnik. To znaczy jeździł, kiedy zdążył na mecz, ale czasem niestety nie zdążył na samolot lub zgubił paszport. No cóż, przypadki chodzą po ludziach. Taki Hancock może dużo na ten temat powiedzieć, że o Batchelorze czy Wardzie już nie wspomnę. Te typy już tak mają.
Raz, gdy Bridger nie dotarł na mecz do Rybnika, to tamtejszy ROW też się w nim odkochał i wyrzucił go na bruk. 25-letni Brytyjczyk wtedy płakał, że bez jazdy w Polsce nie ma dla niego przyszłości w speedwayu. Szkoda tylko, że nie potrafił tego docenić. Potem jednak śląski klub znów przytulił owego nieszczęsnego i marnotrawnego Lewisa do swej piersi. Miłość jest ślepa. Nie wiem, czy to brak propozycji z klubów, słabizna ze sponsorami, ale coś spowodowało, że Bridger postanowił się teraz w życiu zająć czymś bardziej pożytecznym niż jazdą na żużlu.
Angole, Australijczycy to dziwne przypadki. My też paru potraciliśmy. Myślę, że Hlib (to był talent!), Bajerski, Cieślewicze i kilku innych mogli znacznie dłużej powojować "na szlace". Z różnych względów stało się inaczej. W sumie szkoda Bridgera, bo aż takim kelnerem to on na torze nie był. Może znów więc kiedyś zakocha się w żużlu?
Jego nowy zmiennik w ROW Troy Batchelor oświadczył na niedawnej konferencji prasowej w Rybniku: - Miałem wiele problemów z moim poprzednim klubem w Polsce, ale nie chciałbym o tym mówić.
I ja faceta rozumiem: wszak to Sparta się upiła i nie przyjechała na ważny mecz, do tego w indywidualnej klasyfikacji Ekstraligi pod względem średniej punktowej spadła aż o 24. miejsca w porównaniu do sezonu '2013, no i na treningi nie przyjeżdżała, więc Batchelor ma teraz do niej za to pretensje.
Troy szybko się zmitygował i potem ponoć napisał na twitterze:
"When they twist your words! I wasn't complaining about Wroclaw, I just said it was a hard season and we had some problems. I want to thank everyone at the club for the 2 years we had together. Throughout the good times and the bad times".
Chłopię nie ma charakteru, powiedział, co powiedział, a teraz się wycofuje i zwala na dziennikarzy, że przekręcili jego słowa. Nikt niczego nie przekręcił, SF.pl trzymają standardy!
I ostatnia uwaga, bardziej ogólnego charakteru: ogłoszono, że okres transferowy ma trwać u nas od 19 grudnia do 31 stycznia, a tu kluby się nie certolą tylko już - przed przepisowym czasem - ogłaszają swoje pełne składy na nadchodzący sezon. No to gdzie regulaminy? Ano tam gdzie zwykle u nas: w czarnej d... No, cóż żużel, to w końcu czarny sport.
Wszy spokojna, wszy żużlowa
"Chcę wyjechać na wieś,
gdzie się zatrzymał w polu czas;
chcę w nieruchomym stawie
zobaczyć swoją twarz.
Chcę wyjechać na wieś,
dojrzałe wiśnie z drzewa rwać,
w glinianym piecu upiec chleb
ostatni może raz".
Tak nam kiedyś śpiewała piękna i utalentowana Urszula Sipińska. Kto chce, niech to przeczyta, a kto nie chce, niech nie czyta. Nie tak dawno przeprowadziłem się na podwrocławską wieś do naszego nowego domku. Już tam mieszkam na stałe. Jestem w szoku. Cisza, spokój, a we Wrocku wszyscy gdzieś biegną, karetki, straż pożarna, autobusy i tramwaje, hałas nie do zniesienia. Ostatnio byłem tam na rozmowach w WTS-ie i nawet nie chciało mi się zajrzeć do naszego wrocławskiego mieszkania, mimo że to ledwie 300 metrów dalej. Wolałem jak najszybciej wrócić na tę swoją wieś, bo tam jestem innym człowiekiem, mniej agresywnym, wyciszonym, dobrotliwym. Tak to na mnie działa. Mój dynamiczny styl dziennikarstwa więc gdzieś więc uleciał. Coś za coś. Ale niech będzie.
Niby w mojej ulubionej, urokliwej Bystrzycy Kłodzkiej, gdzie też mamy swoje lokum, szemrze "podgórska" rzeczka, a na zboczach szumią knieje, ale to jednak nie to samo.
Każda wioska ponoć ma swojego głupka i ja teraz takim jestem. Chodzę z rozdziawioną buzią i gapię się na wszystko! Co prawda, do granicy Wrocławia mam tylko ok. dwa kilometry, to jednak jest to osobna wieś. Duża, rozległa. Są w niej nowoczesne osiedla domków, w tym nowobogackie wille z basenami i to w środku lasu, ale są i stare murowane chaty, z obejściem i oborami, na podwórkach stoją traktory i inne rolnicze narzędzia, takie jakich, hm, np. Unia Leszno używa do przygotowania swojego "motocrossowego" toru na Smoczyku. Gdzieś masowo biegają kury, indyki, po wybiegu hasają koniki, ktoś na podwórku ma studnię. Słowem, sielanka. Do lasu mam trzy minuty drogi. W środku wsi stoi kościół i giees, czyli sklepik, gdzie można kupić wszystko od mydła po powidła przez browar, gorzałkę, a nawet wino (Mamrot?). Przed sklepikiem jest nawet ławeczka niczym w słynnych Wilkowyjach z serialu "Ranczo". Wchodzisz, a tam każdy podchodzi do ciebie, podaje rękę i mówi „dzień dobry”. W mieście tego nie ma. Sami nieznajomi.
Ostatnio debiutowałem na tej swojej wsi i... przekonałem się jak popularny w Polsce jest speedway! Poszedłem np. do kierowcy autobusu, by zapytać, ile kosztuje bilet do Wrocka, a on odrzekł:
- Dla pana, panie Bartku nic nie kosztuje. Jestem kibicem żużla i Sparty. A wie pan, że za rogiem mieszka z rodziną "Magic" Janowski, często go tu widzę, zaś kilometr dalej Haj, główny majster Hanocka i były żużlowiec Sparty? I przyjeżdżają do niego zawodnicy z całego kraju, bo on prowadzi firmę z częściami i akcesoriami do speedwaya.
- Wiem - odpowiedziałem i zaśmiałem się: - Już mi mówił ten pan z kolorowego samochodziku z pozytywką, sprzedający lody.
Na stacji paliwowej pan ubrany w firmowe ciuchy i polewający benzynę do baków okazał się byłym współpracownikiem WTS-u. Jego córka była sekretarką klubu wtedy, gdy ja robiłem tam za menago.
Taka żużlowa wieś. Będzie się działo, zwłaszcza, gdy dynamiczny i sympatyczny "Hajki" z Bodziem Spólnym będą (przy ewentualnym moim udziale i rodzinki Janowskich) świętowali sukces nowo kreowanego misia świata Grega Hancocka (taka, tak, to już jego trzeci tytuł!). Skarżypyty Smolińskiego oczywiście nie zaprosimy, gdyż zaraz by na nas nakablował do mediów, a ja już i tak mam zszarganą opinię.
Ach, wszy spokojna, wszy wesoła, wszy żużlowa… - jak głosił wieszcz ludowy.
Często piszę, że jacyś kibice na stadionie zrobili wiochę, ale jednocześnie wyjaśniam, że "wiocha" to nie jest określenie wielkości danej miejscowość, ale stanu umysłu jej mieszkańców. Taaa, jestę wieśniakiem! I dobrze mi z tem.
Z wózka inwalidzkiego na żużlowy motor,
czyli dziękuję za wsparcie!
"Nie budźcie marzeń gdy śpią
Po ciężkiej nocy.
Choć bez nich gorzkie są dni,
Jak cierpki ocet.
Nie budźcie marzeń, gdy śpią.
Potrzebne będą przed snem,
Gdy nic już nie ma" (tak śpiewa Ryszard Rynkowski)
Kto chce, niech to przeczyta, a kto nie chce, niech nie czyta. Z powodu choroby i kontuzji miniony sezon żużlowy (jeśli chodzi o moją, hm, "jazdę") za bardzo mi nie wyszedł. Słabo było. Ale nie odpuszczam.
{"id":"","title":""}
Przecież wróciłem na tor po wypadku, który możecie obejrzeć powyżej, a w którym poobijałem się koszmarnie (ze dwa tygodnie nie wychodziłem z domu, gdyż na starym psie goi się dłużej niż na młodym szczeniaku). Czyli chyba mam jeszcze jakieś jaja. Jako "Don Bartolo Speedway Racing Team" dziękuję za pomoc firmom Nice - a zwłaszcza nieocenionemu panu dyrektorowi Adamowi Krużyńskiemu - i Betard, czyli państwu Beacie i Arturowi Dziechcińskim (cudowni ludzie), pani prezes Krysi Kloc z WTS-u (pozwala mi jeździć, bardzo lecz nie lubi, gdy to robię), wspaniałemu trenerowi Piotrowi Baronowi (ale i Wojtkowi Kończyle od amatorów), mechanikom Darkowi Pałubińskiemu oraz Alkowi Krzywdzińskiemu, braciom Jędrzejakom, Zbyszkowi Sucheckiemu, Patrykowi Malitowskiemu, moim młodym utalentowanym przyjaciołom ze szkółki żużlowej WTS i ich rodzicom, żużlowcom-amatorom, obsłudze i szefom parku maszyn, toromistrzowi Janowi Chorosiowi, medykom, kierownikom drużyny Betardu Sparty i jej pracownikom oraz działaczom, słowem wszystkim tym, który mi pomagali. Także moim patronom medialnym: "Tygodnikowi Żużlowemu" oraz SportoweFakty.pl.
Jestem dumny, że mogę dla nich pisać i reklamować ich logo na swoim kevlarze. Inni dziennikarze, np. red. Wojciech Koerber czy Mateusz Kędzierski (choć on też ze SF.pl) również mnie wspierają za co jestem im wdzięczny. Podobnie jak i moim Czytelnikom oraz Kibicom, którzy stoją za mną murem. Ale i krytykom czy też prześmiewcom (hejterom) także, gdyż uczą mnie pokory i nie dają mi popaść w zarozumialstwo. Dzięki nim twardo stąpam po ziemi.
Dziękuję wielkiemu Tomkowi Gollobowi za motor, jawka spisuje się rewelacyjnie, kask i wsparcie, także Jarkowi Hampelowi, Rafałowi Hajowi i jego firmie "Speedway Parts" (handel częściami i akcesoriami żużlowymi), firmie KW Błażeja Kępki szyjącej wspaniałe kevlary dla niemal całej czołówki światowej, czyli, he, he, dla mnie też.
Nie zawiodę Was i w przyszłym roku zechcę zdać egzamin na licencję "Ż". Hm, wierzę w to. Zainspirowała mnie Klaudusia Szmaj. Żeby tylko zdrowie mi dopisało, a z tym jest u mnie różnie, niestety (chroniczne zapalenie wątroby, a nawet trzustki, kilka miesięcy temu o mało się nie przekręciłem, czasem nawet dwa tramale nie pomagają). Trzymajcie kciuki, proszę!
Dlaczego w wieku 55-lat uparłem się i próbuję jeździć na niebezpiecznej "szlace"? Bo to kocham, bo tylko to i moja Rodzina trzyma przy życiu mą chorą duszę i stare, chore ciało. Człowiek bez pasji jest martwy. Poza tym, ja chcę wiedzieć o czym piszę. Chcę być jak najbliżej speedwaya. W jego centrum. No i mam sobie coś do udowodnienia, a mianowicie to, że nie jestem gorszy od innych (nienawidzę litości!!!), mimo wrodzonych fizycznych ograniczeń: dlatego walczyłem na bokserskim ringu, zdobyłem niebieski pas w filipińskiej sztuce walki kalaki, czy jako licencjonowany pilot jeździłem w rajdach samochodowych o mistrzostwo Polski (i to z sukcesami, gdyż stawałem na podium), a niektóre z nich były nawet rundami europejskiego championatu! Otóż urodziłem się z paraliżem prawej strony ciała, z czterema palcami u prawej nogi, która jest sporo krótsza, z dwoma żebrami mniej po owej prawej stronie, z przykurczem szyi itd. Według lekarzy, pokrzywiony, miałem jeździć na wózku inwalidzkim, a jeżdżę... na motorze żużlowym.
Nie dziwcie się więc, że jestem zafascynowany postacią francuskiego przedstawiciela postimpresjonizmu, malarza i grafika o nazwisku Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Montfa. Poczytajcie o nim, to może mnie zrozumiecie. Też borykał się ze swoimi ograniczeniami. Aczkolwiek ze mnie żaden artysta, rzecz jasna. M.in. o tych moich motywacjach i rozterkach możecie się dowiedzieć z dwóch ciekawych filmów nakręconych przez speedway.tv (SportoweFakty.pl), do których podaję tu linki (PIERWSZY, DRUGI).
Wdzięczny Bartłomiej Czekański
Dalej nie czytałem....