Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: List bez intencji

Święta i po świętach. Dwa razy "O", czyli obżarstwo i opilstwo. U mnie tak nie było, a jednak zbolały jestem. Spędziłem na tej swojej wsi wigilię i święta bogobojnie, na długich spacerach z familią.

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański
Zupełnie bez alkoholu i bez wielkiego objadania się (choć żona świetnie gotuje), a mimo tego w sobotę wieczorem znowu złapał mnie straszny, bolesny atak wątroby i trzustki. Wymęczyło mnie przez całą noc. Nie pomagał tramal. Przez kilka godzin straciłem dwa i pół kilograma wagi. Nadal kiepsko się czuję. Ten rok spina się więc niejako klamrą. Taka sama choroba na wiosnę, choroba teraz, a w tzw. "międzyczasie" bolesna kraksa na żużlu (po niej szybko wróciłem na tor - he, he, Travis Pastrana powiada, że ma 199 żyć, a ja ma chyba... 69). Ale nie narzekam. Pomimo tych wszystkich przypadłości, rok 2014 to generalnie był cudowny czas w moim życiu, przyjaciele nie zawiedli, mieszkam w pięknych okolicznościach przyrody, do tego z żoną, w której zakochany jestem od 27 lat, piszę dla prestiżowych mediów. I'm happy, czego Wszystkim Państwu życzę w roku 2015! I od razu jeszcze raz dziękuję za te wszystkie piękne życzenia świąteczne, jakie od Was otrzymałem na fejsie, na mejla i esemesami. Zdrowia mi jeno trzeba, bo resztę mam, acz i kasy też by się pewnie przydało więcej, jak każdemu. Zbliża się przełom roku, więc przeżujmy to jeszcze raz i przeanalizujmy pewne rzeczy.
Ryzykowny Gollob!

Śmieję się, że pan Władysław Komarnicki i pewien redaktor gazety sportowej tak bardzo się starali, że w końcu upchali Tomka Golloba do GKM Grudziądz. I teraz niektórzy od razu widzą tę beniaminkową ekipę w play-offach. W koszykówce? - że się tak spytam. Nsze SF.pl - i słusznie - piszą o "Gallopiku", że to jeden z najbardziej ryzykownych transferów dla nowego pracodawcy. No to doczekaliśmy się czasów! A niech to!

G jak Gollob, G jak Grudziądz, czyli GiGa transfer GKM-u. W sumie to będą więc już trzy "G", coś jak pseudonim zawodowego boksera Gennadija Gołowkina, słynącego z nokautującego ciosu. Czy jednak Grudziądz - jak dotąd rozsądny w wydawaniu pieniędzy - w obliczu czekających go występów w Ekstralidze nie przeszarżował łakomiąc się na baaardzo drogich żużlowców jak Tomasz Gollob i Artiom Łaguta? Czas pokaże. Gollob, Łaguta, Rafał Okoniewski, Krzysztof Buczkowski, Jurica Pavlic, Daniel Jeleniewski plus średni junior Hubert Łęgowik to raczej jest mocno kosztowny skład, zwłaszcza pierwsza czwórka-piątka, ale on wcale nie gwarantuje jakichś spektakularnych sukcesów sportowych. A już na pewno nie gwarantuje play-offów. Za to może doprowadzić GKM do poważnych kłopotów finansowych, czego oczywiście nie życzę temu klubowi, ani żadnemu innemu.

Do mediów poszły przecieki, że Tomek Gollob za podpis pod umową weźmie tylko regulaminowe 175 tysięcy złotych i w sumie ze wszystkim zarobi za sezon niecały milion złotych. Wierzycie, że on pojedzie za takie małe, jak na niego, pieniądze? Zwłaszcza, że musiałby zrobić 100 punktów. A o to może być mu coraz trudniej. Więc jak to jest z tym szmalem dla niego? Tak tylko pytam z ciekawości.

Wszyscy liczymy na to, że jak znowu nastaną przelotowe tłumiki, to przywrócą nam dawnego, świetnego, skutecznego Tomka Golloba. A jeśli nie? A jeżeli problem naszej ikony speedwaya nie leży w trefnych tłumikach, tylko w jego głowie, w wypaleniu, w zmęczeniu materiału i w niedawnych kontuzjach? Jeszcze u siebie na betonie jakoś pojedzie, lecz co z meczami na obcych, często wrednawych, przyczepnych torach? Grudziądz na własnym stadionie zasuwa od pewnego czasu na twardej nawierzchni. To dlatego, że w niezłym jak na I ligę składzie miał ZBOWiD, czyli głównie emerytów? Kto zasuwa tylko po twardym, ten nie jest wszechstronny. Może właśnie dlatego GKM nie awansował do Ekstraligi w sportowej walce, tylko musiał się do niej dostać kuchennymi drzwiami przy zielonym stoliku?

Co do Artioma "Łagutnika" to jest znacznie słabszy na wyjazdach niż na własnym torze, do tego na przyczepnym średnio mu idzie. Bez znakomitego coacha Cieślaka przy boku, a właściwie nad głową, może być przeciętniakiem, jak reszta składu GKM-u (jak na wymagania Ekstraligi). Startowiec "Okoń" i nasza niespełniona nadzieja "Buczek", owszem, mogą czasem błysnąć, zwłaszcza u siebie, ale na wyjazdach generalnie raczej nie bardzo ich widzę. Pavlic? Idzie mu coraz gorzej.

I żeby nie było, iż jestem jakoś źle nastawiony do Grudziądza. Nie, tam mi się jedynie nie podobało, gdy część publiki wyzywała kiedyś Lindbaecka od czarnych małp i ganiała go po stadionie. To było paskudne. Rasizm nie przejdzie! Dziś już ze śmiechem wspominam czasy, gdy byłem menago WTS-u i na meczu ligowym w parku maszyn w Grudziądzu tamtejsi funkcyjni podstawiali mi nogę i blokowali drogę, bym z telefonicznej budki nie zdążył zgłosić sędziemu zmiany w biegu. Ale zdążyłem i wgraliśmy tam w krajowym składzie, a oni mieli Hamilla!

Generalnie jednak lubiłem przyjeżdżać na żużel do Grudziądza. Pamiętam fajny hotelik i restauracyjkę. Byli tam sympatyczni ludzie. Piłem piwko i z góry patrzyłem na wyścigi. Kiedyś w GKM-ie jeździł nasz Henio Piekarski. Ale także Piotr Baron itd. Jest więc trochę tych wątków grudziądzko-wrocławskich.

Pamiętam, że za bandą na środku łuku rosło sobie tam (może nadal rośnie, dawno nie byłem) drzewo-magnes. Miało siłę przyciągania. Co drugi ścigant padał w tym miejscu.

Pamiętam również, że gdy w 1996 roku jechaliśmy tam z WTS-em na mecz busami, to żeby na skróty dostać się do parku maszyn, musieliśmy w bliskiej odległości minąć cmentarz. Taki przejazd przez groby robił wrażenie przed żużlowym meczem, podczas którego przecież na zawodników czyha wielkie niebezpieczeństwo. Mój przyjaciel, były rajder Sparty, jowialny Krzysiek Zabawa zawsze tak opowiadał: - Siedzę na motorze, zakładam kask i maskę, patrzę na pobliski cmentarz i już mam dreszcze, a tu spiker zapowiada, że pojadą ze mną... Kościecha i Grabarz. Można zwątpić jeszcze przed startem.

Co ciekawe, dziś Zabawa i Wiesiek Grabarz mieszkają w dalekim, kanadyjskim Toronto i bardzo się kumplują, a nawet przyjaźnią. Pływają łódką po jeziorze, a jak wypiją kilka coca-coli to dzwonią do mnie (zwłaszcza Krzychu) w okolicach "godziny 15 w nocy" i wtedy długo gadamy m.in. o speedwayu. Jak się pętlą te ludzkie losy, co? W Toronto mieszka też Krzysiek Słaboń, a przez kilka lat przebywał tam także jego ojciec Robert, ale ten już wrócił na stałe do rodzimego Wrocka. Z uwagi na stare wspomnienia, na Zabawę i Grabarza, a także z czystego pragmatyzmu będę ściskał kciuki za GKM Grudziądz, żeby mu się udało, żeby przewietrzył zastałą i już zapyziałą Ekstraligę. A przede wszystkim, żeby nie popadł w bankructwo. Jednak sorry Winnetou, nadal nie bardzo wierzę w ekstraligową siłę Grudziądza i w jego finanse, mimo że opowiadają mi znajomi o jakimś tamtejszym mitycznym bogatym sponsorze i wielkiej pomocy miasta. No cóż, taka moja troska. Wolno mi, prawda?

Leon się zawinął

Z powodu bankructw niektórych klubów, całego tego licencyjnego bałaganu (dopiero w styczniu dowiemy się ile drużyn będą liczyły I i II liga!), sezon transferowy rozpoczął się dopiero 19 grudnia, czyli bardzo późno. Ale tak naprawdę, to jest to już jedynie sezon na leszcza względnie na płotki, gdyż kluby nie czekały na regulaminową datę, tylko wcześniej wyłowiły w zasadzie wszystkie żużlowe grube ryby. Na rynku został więc już tylko plankton niewiele wnoszący do polskiego ligowego speedwaya, ale i tacy zawodnicy muszą być, i szacun także dla nich. Nie rozumiem jednak np. tego wielotygodniowego zainteresowania mediów transferową operą mydlaną Mirka Jabłońskiego, jakby był jakąś pierwszoplanową gwiazdą. No cóż, czeka nas teraz chyba ciekawszy sezon na... wypożyczenia.

Jedyną niespodzianką była nagła wolta Duńczyka Leona Madsena, który - jak twierdzi GKM Grudziądz - wcześniej podpisał z nim list intencyjny (to taki nic niewarty świstek papieru, bo "nie oznacza powstania stosunku zobowiązaniowego, bądź przyrzeczenia zawarcia w przyszłości umowy"), po czym uciekł do Tarnowa. GKM został niejako z ręką w nocniku! Tak się nie robi Panie Madsen. To niemoralne. W Polsce słowo droższe pieniędzy! Tak przynajmniej mawiał Pawlak z "Samych Swoich". Tyle, że tu, jak widać, nie ma samych swoich. Przecież Leon (ale nie zawodowiec), wbrew temu co teraz ściemnia, poszedł do Jaskółek, gdyż te dały mu lepszą ofertę. Na gorsze by nie poszedł. Znam go, bo jeździł we Wrocku i pamiętam jak kopał w drzwi warsztatu na stadionie, gdy był z czegoś niezadowolony. A przecież to Sparta na swoim klubowym sprzęcie, przygotowanym przez majstra Alka Krzywdzińskiego, zrobiła z niego dobrego zawodnika i wylansowała go.

Grudziądz jednak niech też nie udaje skrzywdzonego niewiniątka, bo w taki sam brzydki sposób wcześniej wyjął Tarnowowi Artioma Łagutę, który ponoć był już na "zicher" dogadany z Jaskółkami. Kto mieciem wojuje, ten od miecia ginie, jak mawia Ferdek Kiepski.

Zachodzi pytanie: czy w polskim żużlu nie może być normalnie, czyli przyjaźnie, szczerze, lojalnie i szlachetnie?

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×