Zupełnie bez alkoholu i bez wielkiego objadania się (choć żona świetnie gotuje), a mimo tego w sobotę wieczorem znowu złapał mnie straszny, bolesny atak wątroby i trzustki. Wymęczyło mnie przez całą noc. Nie pomagał tramal. Przez kilka godzin straciłem dwa i pół kilograma wagi. Nadal kiepsko się czuję. Ten rok spina się więc niejako klamrą. Taka sama choroba na wiosnę, choroba teraz, a w tzw. "międzyczasie" bolesna kraksa na żużlu (po niej szybko wróciłem na tor - he, he, Travis Pastrana powiada, że ma 199 żyć, a ja ma chyba... 69). Ale nie narzekam. Pomimo tych wszystkich przypadłości, rok 2014 to generalnie był cudowny czas w moim życiu, przyjaciele nie zawiedli, mieszkam w pięknych okolicznościach przyrody, do tego z żoną, w której zakochany jestem od 27 lat, piszę dla prestiżowych mediów. I'm happy, czego Wszystkim Państwu życzę w roku 2015! I od razu jeszcze raz dziękuję za te wszystkie piękne życzenia świąteczne, jakie od Was otrzymałem na fejsie, na mejla i esemesami. Zdrowia mi jeno trzeba, bo resztę mam, acz i kasy też by się pewnie przydało więcej, jak każdemu. Zbliża się przełom roku, więc przeżujmy to jeszcze raz i przeanalizujmy pewne rzeczy.
[ad=rectangle]
Ryzykowny Gollob!
Śmieję się, że pan Władysław Komarnicki i pewien redaktor gazety sportowej tak bardzo się starali, że w końcu upchali Tomka Golloba do GKM Grudziądz. I teraz niektórzy od razu widzą tę beniaminkową ekipę w play-offach. W koszykówce? - że się tak spytam. Nsze SF.pl - i słusznie - piszą o "Gallopiku", że to jeden z najbardziej ryzykownych transferów dla nowego pracodawcy. No to doczekaliśmy się czasów! A niech to!
G jak Gollob, G jak Grudziądz, czyli GiGa transfer GKM-u. W sumie to będą więc już trzy "G", coś jak pseudonim zawodowego boksera Gennadija Gołowkina, słynącego z nokautującego ciosu. Czy jednak Grudziądz - jak dotąd rozsądny w wydawaniu pieniędzy - w obliczu czekających go występów w Ekstralidze nie przeszarżował łakomiąc się na baaardzo drogich żużlowców jak Tomasz Gollob i Artiom Łaguta? Czas pokaże. Gollob, Łaguta, Rafał Okoniewski, Krzysztof Buczkowski, Jurica Pavlic, Daniel Jeleniewski plus średni junior Hubert Łęgowik to raczej jest mocno kosztowny skład, zwłaszcza pierwsza czwórka-piątka, ale on wcale nie gwarantuje jakichś spektakularnych sukcesów sportowych. A już na pewno nie gwarantuje play-offów. Za to może doprowadzić GKM do poważnych kłopotów finansowych, czego oczywiście nie życzę temu klubowi, ani żadnemu innemu.
Do mediów poszły przecieki, że Tomek Gollob za podpis pod umową weźmie tylko regulaminowe 175 tysięcy złotych i w sumie ze wszystkim zarobi za sezon niecały milion złotych. Wierzycie, że on pojedzie za takie małe, jak na niego, pieniądze? Zwłaszcza, że musiałby zrobić 100 punktów. A o to może być mu coraz trudniej. Więc jak to jest z tym szmalem dla niego? Tak tylko pytam z ciekawości.
Wszyscy liczymy na to, że jak znowu nastaną przelotowe tłumiki, to przywrócą nam dawnego, świetnego, skutecznego Tomka Golloba. A jeśli nie? A jeżeli problem naszej ikony speedwaya nie leży w trefnych tłumikach, tylko w jego głowie, w wypaleniu, w zmęczeniu materiału i w niedawnych kontuzjach? Jeszcze u siebie na betonie jakoś pojedzie, lecz co z meczami na obcych, często wrednawych, przyczepnych torach? Grudziądz na własnym stadionie zasuwa od pewnego czasu na twardej nawierzchni. To dlatego, że w niezłym jak na I ligę składzie miał ZBOWiD, czyli głównie emerytów? Kto zasuwa tylko po twardym, ten nie jest wszechstronny. Może właśnie dlatego GKM nie awansował do Ekstraligi w sportowej walce, tylko musiał się do niej dostać kuchennymi drzwiami przy zielonym stoliku?
Co do Artioma "Łagutnika" to jest znacznie słabszy na wyjazdach niż na własnym torze, do tego na przyczepnym średnio mu idzie. Bez znakomitego coacha Cieślaka przy boku, a właściwie nad głową, może być przeciętniakiem, jak reszta składu GKM-u (jak na wymagania Ekstraligi). Startowiec "Okoń" i nasza niespełniona nadzieja "Buczek", owszem, mogą czasem błysnąć, zwłaszcza u siebie, ale na wyjazdach generalnie raczej nie bardzo ich widzę. Pavlic? Idzie mu coraz gorzej.
I żeby nie było, iż jestem jakoś źle nastawiony do Grudziądza. Nie, tam mi się jedynie nie podobało, gdy część publiki wyzywała kiedyś Lindbaecka od czarnych małp i ganiała go po stadionie. To było paskudne. Rasizm nie przejdzie! Dziś już ze śmiechem wspominam czasy, gdy byłem menago WTS-u i na meczu ligowym w parku maszyn w Grudziądzu tamtejsi funkcyjni podstawiali mi nogę i blokowali drogę, bym z telefonicznej budki nie zdążył zgłosić sędziemu zmiany w biegu. Ale zdążyłem i wgraliśmy tam w krajowym składzie, a oni mieli Hamilla!
Generalnie jednak lubiłem przyjeżdżać na żużel do Grudziądza. Pamiętam fajny hotelik i restauracyjkę. Byli tam sympatyczni ludzie. Piłem piwko i z góry patrzyłem na wyścigi. Kiedyś w GKM-ie jeździł nasz Henio Piekarski. Ale także Piotr Baron itd. Jest więc trochę tych wątków grudziądzko-wrocławskich.
Pamiętam, że za bandą na środku łuku rosło sobie tam (może nadal rośnie, dawno nie byłem) drzewo-magnes. Miało siłę przyciągania. Co drugi ścigant padał w tym miejscu.
Pamiętam również, że gdy w 1996 roku jechaliśmy tam z WTS-em na mecz busami, to żeby na skróty dostać się do parku maszyn, musieliśmy w bliskiej odległości minąć cmentarz. Taki przejazd przez groby robił wrażenie przed żużlowym meczem, podczas którego przecież na zawodników czyha wielkie niebezpieczeństwo. Mój przyjaciel, były rajder Sparty, jowialny Krzysiek Zabawa zawsze tak opowiadał: - Siedzę na motorze, zakładam kask i maskę, patrzę na pobliski cmentarz i już mam dreszcze, a tu spiker zapowiada, że pojadą ze mną... Kościecha i Grabarz. Można zwątpić jeszcze przed startem.
Co ciekawe, dziś Zabawa i Wiesiek Grabarz mieszkają w dalekim, kanadyjskim Toronto i bardzo się kumplują, a nawet przyjaźnią. Pływają łódką po jeziorze, a jak wypiją kilka coca-coli to dzwonią do mnie (zwłaszcza Krzychu) w okolicach "godziny 15 w nocy" i wtedy długo gadamy m.in. o speedwayu. Jak się pętlą te ludzkie losy, co? W Toronto mieszka też Krzysiek Słaboń, a przez kilka lat przebywał tam także jego ojciec Robert, ale ten już wrócił na stałe do rodzimego Wrocka. Z uwagi na stare wspomnienia, na Zabawę i Grabarza, a także z czystego pragmatyzmu będę ściskał kciuki za GKM Grudziądz, żeby mu się udało, żeby przewietrzył zastałą i już zapyziałą Ekstraligę. A przede wszystkim, żeby nie popadł w bankructwo. Jednak sorry Winnetou, nadal nie bardzo wierzę w ekstraligową siłę Grudziądza i w jego finanse, mimo że opowiadają mi znajomi o jakimś tamtejszym mitycznym bogatym sponsorze i wielkiej pomocy miasta. No cóż, taka moja troska. Wolno mi, prawda?
Leon się zawinął
Z powodu bankructw niektórych klubów, całego tego licencyjnego bałaganu (dopiero w styczniu dowiemy się ile drużyn będą liczyły I i II liga!), sezon transferowy rozpoczął się dopiero 19 grudnia, czyli bardzo późno. Ale tak naprawdę, to jest to już jedynie sezon na leszcza względnie na płotki, gdyż kluby nie czekały na regulaminową datę, tylko wcześniej wyłowiły w zasadzie wszystkie żużlowe grube ryby. Na rynku został więc już tylko plankton niewiele wnoszący do polskiego ligowego speedwaya, ale i tacy zawodnicy muszą być, i szacun także dla nich. Nie rozumiem jednak np. tego wielotygodniowego zainteresowania mediów transferową operą mydlaną Mirka Jabłońskiego, jakby był jakąś pierwszoplanową gwiazdą. No cóż, czeka nas teraz chyba ciekawszy sezon na... wypożyczenia.
Jedyną niespodzianką była nagła wolta Duńczyka Leona Madsena, który - jak twierdzi GKM Grudziądz - wcześniej podpisał z nim list intencyjny (to taki nic niewarty świstek papieru, bo "nie oznacza powstania stosunku zobowiązaniowego, bądź przyrzeczenia zawarcia w przyszłości umowy"), po czym uciekł do Tarnowa. GKM został niejako z ręką w nocniku! Tak się nie robi Panie Madsen. To niemoralne. W Polsce słowo droższe pieniędzy! Tak przynajmniej mawiał Pawlak z "Samych Swoich". Tyle, że tu, jak widać, nie ma samych swoich. Przecież Leon (ale nie zawodowiec), wbrew temu co teraz ściemnia, poszedł do Jaskółek, gdyż te dały mu lepszą ofertę. Na gorsze by nie poszedł. Znam go, bo jeździł we Wrocku i pamiętam jak kopał w drzwi warsztatu na stadionie, gdy był z czegoś niezadowolony. A przecież to Sparta na swoim klubowym sprzęcie, przygotowanym przez majstra Alka Krzywdzińskiego, zrobiła z niego dobrego zawodnika i wylansowała go.
Grudziądz jednak niech też nie udaje skrzywdzonego niewiniątka, bo w taki sam brzydki sposób wcześniej wyjął Tarnowowi Artioma Łagutę, który ponoć był już na "zicher" dogadany z Jaskółkami. Kto mieciem wojuje, ten od miecia ginie, jak mawia Ferdek Kiepski.
Zachodzi pytanie: czy w polskim żużlu nie może być normalnie, czyli przyjaźnie, szczerze, lojalnie i szlachetnie?[nextpage]Kobieta zmienną jest
Rzeszów miał upaść, tytularny sponsor Marta Półtorak miała się wycofać, a tu proszę, poszli na rozmowy do miasta i zaraz podnieśli głowy, i zakontraktowali Grega Hancocka (a to drogi pacjent), Petera Kildemanda oraz pożyczyli juniora Czaję. Za jaką kasę? Czyżby Marta kolejny raz, jak to piękna i kapryśna kobieta, zmieniła zdanie? Tu mamy mniej więcej podobną sytuację jak w Grudziądzu. Dużo kasy, a skład, choć liczny (po co im tylu?) i w sumie nawet całkiem ciekawy, to mimo wszystko raczej też nie na play offy. Na co w Ekstralidze stać bowiem Larsena, Andersena, Ljunga, Lamparta, czy Jabłońskiego? Prochu chyba tam nie wymyślą. No, a jeśli pani Marta znów zrobi woltę i zostanie jedynie przy szkółce, jak zresztą zapowiada? To co, kolejna Czewa i kolejny Gdańsk? Tak tylko się martwię.
U sąsiadów, czyli w Tarnowie: Kołodziej, Vacul, Bjerre, Madsen i hm, Mroczka. Też mieli tam paść na twarz, a tu proszę, nie aż tak tragicznie na papierze, ale na jaki wynik to wystarczy? I co z kasą w "Jaskółczym Gnieździe"? Azoty aż tak strasznie nie przykręciły kurka, czy po prostu pan prezes Sady poszedł "na całość"... że jakoś to będzie, nawet przy odejściu Tauronu? Też tylko tak pytam z troską.
Z dworu Królowej
Po ostatnich wyborach samorządowych prezydentem Leszna został człowiek bardzo prożużlowy, zaś jego wickiem w magistracie, wiceprezes Unii Leszno! W związku z czym, jak - he, he - ćwierkają złośliwe wróbelki, na radzie miejskiej może wnet paść propozycja, by nazwę wielkopolskiego grodu Leszno zamienić (poszerzyć) na "Unia Leszno". - Hm, poproszę normalny bilet PKP do miasta Unia Leszno, najlepiej bez przesiadek?
Tobiasz Musielak w Lesznie bez gwarancji startów. No to by się "Toffik" po takim znakomitym sezonie '2014 ugotował, gdyby nie łapał się do składu Byków. A Zengota? Jeszcze raz: czeka nas jeszcze ciekawy sezon... wypożyczeń?
Czytam na SF.pl: "Daniel Kaczmarek nie zdecydował się zostać w Fogo Unii i udał się na kolejne wypożyczenie do Speedway Wandy Kraków. - Doszedłem do wniosku, że lepiej odjechać wszystkie mecze w I lidze - powiedział".
Nie wiem, czy to dobry pomysł. Daniel miałby szansę na jazdę w Ekstralidze, gdyż Bartosz Smektała jest jeszcze młodziutki i niepewny. Niższa liga nie daje aż takich możliwości szybkiego rozwoju, acz daje więcej jazdy. No cóż, Wanda nie chciała Niemca, ale chciała Kaczmarka. Zatem powodzenia! A fabryka żużlowych talentów Królowej Unii Leszno wciąż działa pełną parą. Brawo!
Byki zarzekają się, że nie budowały Dream Teamu. Tere fere kuku, jedzie mi tu czołg? Peter Pawlicki, Emil, Dziki Nicki (to chyba sadysta, który lubi zadawać ból innym), Jonasson, uff, kości (rywali) będą trzeszczeć…
Winni cykliści i dziennikarze. Jak zwykle
Przeczytałem na SF.pl: "Jarosław Hampel, lider żużlowego Falubazu Zielona Góra i jeden z najlepszych zawodników na świecie, odkrył, że... w ogóle nie rozważał rozstania z zielonogórskim klubem. Skąd zatem pogłoski? Otóż wszystko wyolbrzymili dziennikarze!".
A może cykliści? Hampelek zapomniał już co mówił mediom? Smutne, ale Drogi Jarku pamiętaj: facet bez charakteru i jaj nigdy nie zostanie IMŚ na żużlu! W tej Zielonce to chyba nieźle ryją beret, co? Teraz niezawodny i niezastąpiony tamtejszy kiero Jacek Frątczak prosi, żeby na miesiące przed startem sezonu nie podniecać się składami. Faktycznie, ma rację. Na razie bowiem to wszystko wróżenie z fusów. Wystarczy (odpukać) kontuzja np. drugiego zawodnika (pod względem średniej) w drużynie czy mocnego juniora, jakiś dołek sprzętowy i wszystko się wali. Niemniej Leszno, Gorzów, Toruń i Falubaz to raczej pewniaki do play-offów. Szykuje nam się Ekstraliga dwóch prędkości (hm, będą dwie tabele?).
A co do Falubazu, to Pieszczek bardzo się przyda, a i Walasek to wciąż kawał zawodnika, lecz jest coraz bardziej nierówny i nieprzewidywalny. W sumie trochę dziwnie była tworzona ta drużyna "MotoMyszy" na sezon '2015. Trochę jakby bez klucza.
Ich pogromcy i znienawidzeni sąsiedzi z Gorzowa muszą udowodnić, że zasłużenie zdobyli DMP'2014, a nie tylko przez kontuzje Unii Tarnów i i jej zadyszkę na koniec sezonu. Iversen ostatnio jedzie w dół, Kasprzak jest wielki, ale i kontuzyjny, wystarczy niedyspozycja Zmarzlika i jest totalna klapa. Nic więc pewnego. To ciekawiej dla kibiców i dla ligi. Powtarzam, że cieszę się, iż po tylu latach przerwy tak zasłużona Staleczka Gorzów znowu sięgnęła po prymat w kraju (aczkolwiek jej prezes niemile zadziwia mnie swoimi wypowiedziami, zapewne zależnymi od wymogów chwili). Teraz przyjdzie mi chyba kibicować leszczynianiom, acz ja przecież kibicuję wszystkim! Przypominam, że Byki po słabszym początku nie awansowałyby w minionym sezonie do play-offów, gdyby nie te "minus osiem w ryja" Unibaksu. Na szczęście, oblicze Unistów odmienili potem na znacznie lepsze Skórnicki i Musielak. No i także Peter Pawlicki.
Bezdomni
WTS Betard Sparta tylko przez pół sezonu '2015 i '2016 będzie dysponowała swoim stadionem, który idzie do remontu. I całe pierepałki z tym, ale niebawem chcę Wam o tym szeroko napisać w osobnym materiale. Martwię się, jak wrocławianie wytrzymają to sportowo i finansowo. Może być krucho. Chcieli Hancocka, Vaculika, Kildemanda, Artioma Łagutę, lecz ostatecznie kupili Jepsena Jensena, Milika i trzech rokujących juniorów. Budują młody skład na 2017 rok, gdy już będą się ścigać przez cały czas na swoim odnowionym obiekcie. Tylko do tego czasu trzeba się w Ekstralidze utrzymać. Determinacja jest. Coach Sparty Piotr Baron:
- Mimo remontu pojedziemy normalnie, czyli w lewo. A na poważnie, to całą pierwszą rundę przejedziemy u siebie do lipca. Potem myślę, iż dogadamy się z budowniczymi, żebyśmy mogli odbyć jeszcze kilka treningów na naszym obiekcie, a jeśli nie da rady, to mamy zaprzyjaźnione kluby, które zapraszają nas do siebie na treningi. Nas jak zwykle niemal wszyscy skazują na pożarcie, że będziemy jeździć w jakiejś siódmej lidze, lecz my naprawdę mamy interesującą, dobrą i młodą drużynę. Ale zobaczymy, jak przebiegną przygotowania, czy - odpukać! - nie będzie kontuzji. W żużlu niczego nie można być pewnym i nie można o nic być spokojnym. Jestem tylko przekonany, że będziemy walczyć. Więcej nic nie powiem.[nextpage]Toruń nie skacze
Nadspodziewanie spokojnie, bez fajerwerków, budował swoja ekipę Toruń. Stracił "Tawariszcza Rubla", czyli Sajfutdinowa, co to teraz kocha Leszno (żużlowcy to ludzie o wielu sercach - takie rzeczy nawet fizjologom się nie śniły) czy Tomka Golloba. Zyskał Griszę Łagutę, Jasona Doyle'a. Kota w worku, czyli Warda też tam nie skreślają. Niby ciekawy skład, waleczny aż do bólu (rywali), ale czy na złoto? Nie sądzę, acz nikomu nie odbieram szans. Jednak trudno nadal nazywać Toruń Dream Teamem. Łagutnik, Miedziak, Kacper Gomólski..., czy ktoś zechce ubezpieczyć taki mecz?! Grisza już nie skacze, bo z Torunia. Wyszedł na głupca i niech to będzie przestrogą dla innych zawodników, żeby się w takie kibicowsko-działaczowskie gierki nie bawili, nie lekceważyli i nie wyśmiewali przeciwników, bo kiedyś... mogą zasilić ich szeregi. Ot, co!
Nie na krzywdzie zawodników!
Razem z Krzyśkiem Cegielskim mieliśmy rację twierdząc, że chyba wszystkie kluby po uzupełnieniu papierków, spłaceniu długów i po odwołaniach dostaną licencje. Niektóre jednak są na warunkowym, jak np. Gdańsk. Licencja dla Wybrzeża? Mam tu ambiwalentne uczucia, jak facet, którego teściowa spada jego nowym mercedesem w przepaść. Owszem, jak wszyscy jestem za speedwayem w Gdańsku, lecz nie na tych zasadach, nie z krzywdą dla zawodników, którzy nie mogą stamtąd wydobyć swoich ciężko zarobionych na torze pieniędzy. Tak to więc po swojemu skomentowałem na gorąco:
"No to już jest przegięcie ze strony PZM i GKSŻ w czystej postaci, bo czyżby szykował się rabunek zawodników w biały dzień?! Nihil novi w polskim żużlu. Zero wyciągania wniosków z poprzednich błędów, jakim były np. tzw. licencje nadzorowane (choć w rzeczywistości bez żadnego nadzoru). Jakim prawem zadłużone wobec swoich jeźdźców Wybrzeże dostaje licencję, choćby tylko warunkową? W nagrodę za wystawianie na wyjazdach rezerwowego składu? Niby do 15 lutego Wybrzeże ma się dogadać z zawodnikami, którym wisi kasę. A wiemy, że chce im oddać tylko 30% pieniędzy i to przez trzy lata! Jeśli się nie zgodzą, to - jak przynajmniej podają trójmiejskie media - PZM może (???) im ugodę narzucić odgórnie. Jakim prawem? No chyba, że PZM sam spłaci długi gdańskiego klubu wobec pokrzywdzonych żużlowców. Wtedy co innego. Ale tak się przecież nie stanie! Gdzie więc te chłopaki mają szukać sprawiedliwości i swoich pieniędzy?! Sytuacja Częstochowy jest zupełnie inna, bo tam - w przeciwieństwie do Gdańska - stowarzyszenie nie współdziałało ze spółką i jest osobnym tworem".
Orkiestra żużlowa
Od kilku lat kluby żużlowe - i zawodnicy indywidualnie - uczestniczą w wielu różnych akcjach charytatywnych. A to (zwłaszcza w okresie między sezonami) odwiedzą szpital dla dzieci, a to dom dziecka it., itd. Najbardziej w tym ścigają się chyba Falubaz, Stal Gorzów i Unia Leszno. I ja jestem za, gdyż liczy się efekt. A ten zawsze jest pozytywny. Uśmiech szczęśliwego milusińskiego jest bezcenny. Czasem tylko nachodzą mnie wątpliwości co do pobudek. Ile w tym szczerej potrzeby serca, a ile cynicznego marketingu? Tak się bowiem najczęściej zdarza, że wizytom drużyn żużlowych, czy poszczególnych jeźdźców towarzyszą dziennikarze, aparaty fotoreporterów, bądź kamery. A ciszej nie można? Znam całą masę ludzi, którzy w hospicjach pomagają umierającym i nie wołają do tego mediów. Bo nie o rozgłos im chodzi. Mnie także.
To jest tak jak z pożyteczną Orkiestrą Owsiaka. Ludzie wrzucają do puszki (ja też wrzucam), przyklejają sobie serduszka i myślą, że są... lepsi niż są. W pozostałe dni w roku jednak mają gdzieś głos potrzebujących, proszący o pomoc. Nie chcę, żeby tacy byli nasi żużlowcy. I ufam, że tacy nie są. Że to jednak potrzeba ich czystych serc i że nie są to jednorazowe akcje w celach marketingowych.
A Wy co sądzicie?
Jak więc będzie wyglądał ekstraligowy sezon '2015?
Może tak:
1. Leszno,
2. Gorzów,
3. Toruń,
4. Zielona Góra,
5. Rzeszów lub Wrocław,
7. Grudziądz (beniaminek ma zawsze ciężko),
8. Tarnów?
Rzeszów (jeśli Marta jednak nie pomoże), Grudziądz i Tarnów pod koniec sezonu, jak podejrzewam, mogą popaść w tarapaty finansowe, których oczywiście nikomu nie życzę. Boję się tylko, że te kluby - być może - poszły na pałę w wirtualne kontrakty, licząc na jakiś finansowy cud. Oby nie! Pożyjom, uwidim.
A Wy jaką kolejność tabeli '2015 przewidujecie?
Bartłomiej Czekański
Spaść w tym sezonie może praktycznie każda drużyna włączając w to Toruń, Gorzów czy Zieloną Górę. Wystarczy dłuższa kontuzja. Jedynie Leszno ma długa i mocną ławkę rezerwową - nDo ludzi narzekających na felietony Czekańskiego:
Jeśli Wam się nie podobają, to nie czytajcie. To bardzo proste;) Jeśli mi się nie podobają kazania księdza w kościele, to tam nie uczęszczam. A nie - jak Wy - idę i pluje na niego, że głupoty gada... Jeśli pod artykułami będzie mało wyświetleń i komentarzy to go zwolnią. A jak będziecie narzekać to dadzą mu podwyżkę za ożywianie portalu... Czytaj całość
2. ZG
3. Gorzów
4. Toruń
5. Wrocław
6. Tarnów
7. Grudziądz
8. Rzeszów Chociaż wszystko wydaje mi się bardzo wyrównane.