Zbudować żużlową społeczność - główne cele PGE Stali Rzeszów na sezon 2015

Beniaminek przystępuje do Ekstraligi zupełnie odmieniony. W Rzeszowie nie ma już finansowego eldorado. Klub chce natomiast odbudować potencjał żużla z przeszłości.

W tym artykule dowiesz się o:

Cel sportowy: Dostać się do fazy play-off

Eksperci są zgodni. PGE Stal Rzeszów nie jest faworytem tegorocznej Ekstraligi. Skład beniaminka, przynajmniej na papierze przedstawia się dość słabo. Nad Wisłokiem nie mają jednak zamiaru walczyć tylko i wyłącznie o utrzymanie ekstraligowego bytu. - Podtrzymuję to, co powiedziałem na konferencji. Chcemy się dostać do fazy play-off - mówi w rozmowie z naszym portalem Andrzej Łabudzki, prezes PGE Stali.
[ad=rectangle]
Ambicje wydają się być zatem spore. Oczekiwania kibiców dużo mniejsze. - Nie ma dream-teamu, to prawda. Ale nie było też na to budżetu. Zresztą podobnie jak moja poprzedniczka - pani Marta Półtorak jestem przeciwnikiem budowania składu z samych gwiazd. Ubiegłe sezony doskonale pokazały, że zespoły które na papierze przewyższały konkurencję o kilka klas, najczęściej kończyły bez medalu. Udało nam się stworzyć bardzo ciekawą drużynę, ze sporym potencjałem - zaznacza wciąż nowy prezes.

Największą gwiazdą zespołu będzie Greg Hancock. Amerykanin jest trzykrotnym mistrzem świata i najskuteczniejszym zawodnikiem Ekstraligi z sezonu 2014. Pomimo olbrzymiego dorobku sportowego, "Herbie" został ściągnięty do Rzeszowa "za pół ceny". Przypomnijmy, że jeszcze w latach 2011-2012, klub ze stolicy Podkarpacia był twórcą najwyższego kontraktu w historii polskiego żużla. Jason Crump za podpisanie dwuletniego kontraktu miał zarabiać ok. 2,8 miliona złotych rocznie. Wszystko wskazuje na to, że Hancock przy dobrej jeździe otrzyma co najwyżej 2/5 tej gaży. - Liczymy, że Greg zostanie naszym liderem nie tylko na torze, ale i w parku maszyn. To może być niezastąpiona i kluczowa postać w zespole - uważa Łabudzki.

Do PGE Stali dołączył najlepszy zawodnik świata z minionego roku
Do PGE Stali dołączył najlepszy zawodnik świata z minionego roku

Cel finansowy: Wciąż poszukiwani sponsorzy

Brak Marty Półtorak powoli zaczyna być odczuwalny. Wieloletnia sponsor rzeszowskiego żużla odeszła od "czarnego sportu" już na dobre. Nic nie wskazuje, by jej powrót nastąpił prędko. Ważną umowę do końca roku 2015 ma Polska Grupa Energetyczna. Sporo na konto klubu wpłynęło również ze strony miasta, które jednak nie zdecydowało się na wykupienie akcji. Pozostali sponsorzy, to głównie małe, lokalne przedsiębiorstwa. Na chwilę obecną przypuszczalny budżet PGE Stali, to niewiele ponad 4 miliony złotych.

Problem może pojawić się dopiero po sezonie. Jeśli PGE wycofa się ze sponsoringu, to nad rzeszowskim żużlem znowu mogą pojawić się "czarne chmury". Dlatego włodarze poszukują kogoś, kto zwiąże się z klubem na dłużej. - Fundusze, które uzbieraliśmy wystarczą na odjechanie sezonu. Myślimy jednak o zapewnieniu budżetu nie na jeden sezon, ale na lata. Takich sponsorów też poszukujemy. Żużel, to sport z którym warto związać się na wiele lat. Chcę, by inni to zauważyli - przyznaje Łabudzki, który dodaje również, że jak na razie wszyscy pozyskani sponsorzy zadeklarowali pomoc tylko na jeden sezon.

Przez ostatnią dekadę w Rzeszowie nie było żadnych zaległości finansowych. Był to spory atut w prowadzeniu negocjacji z zawodnikami. Nawet Grzegorz Walasek przyznał swego czasu, że to właśnie ówczesna PGE Marma jest najlepiej poukładanym klubem w Polsce, jeśli chodzi o finanse. W tym roku nie zdecydował się jednak powrócić nad Wisłok. Czyżby przeczuwał, że dobrobyt w stolicy Podkarpacia dobiegł końca? - Bardzo zależy nam na tym, by podtrzymać rzetelność finansową. To wpływa na zaufanie zawodników i nowych sponsorów. Dobre imię klubu jest dla nas bardzo ważne. Do tej byliśmy chyba najstabilniejszym finansowo w Polsce i niech tak pozostanie - dodaje Łabudzki.
[nextpage]Cel frekwencyjny: Zapełnić stadion

Ceny biletów na mecze rzeszowskiej drużyny nie ulegną zmianie, choć ta awansowała do wyższej klasy rozgrywkowej. Tak przystępnej oferty dla kibiców nie ma w żadnym innym ekstraligowym mieście. Co więcej, dzieci do 16 roku życia wejdą na stadion za darmo. - Jest to jeszcze lepsze rozwiązanie niż bilety rodzinne. Mama z tatą, ciocia z wujkiem i babcia z dziadkiem mogą wziąć na mecz całą gromadkę dzieciaków i razem dopingować drużynę. Tak było za dawnych czasów. Dzieci nie będą nic kosztowały. Chyba, że będą chciały, aby kupić im lizaka lub kiełbaskę. Chcę, żeby młode osoby przychodziły na żużel i uczyły się atmosfery na rzeszowskim stadionie. Niech oni będą ziarenkiem, które za 20 lat wykiełkuje i to oni będą swoje pociechy przyprowadzać na stadion. Mam nadzieję, że też za darmo - mówi z uśmiechem Łabudzki.

Prezes PGE Stali nie ukrywa, że wpływ na podjęcie tak socjalnej decyzji odnośnie cen biletów miała frekwencja z lat minionych. Mieszkańcy Rzeszowa w coraz to mniejszej liczbie meldowali się na Stadionie Miejskim podczas spotkań ligowych. Nie wspominając już o turniejach młodzieżowych, na których trybuny świeciły całkowitymi pustkami. - Przez ostatnie lata frekwencja nieustannie spadała. Chciałbym, by kibice na nowo zaszczepili się żużlem. Wierzę, że ci z Rzeszowa powrócą na stadion. Byłoby pięknie, gdyby na Hetmańskiej pojawili się również kibice spoza miasta. Zapraszamy wszystkie okoliczne wioski, gminy, powiaty - apeluje Łabudzki.

- Marzy mi się, by na stadion przyszło tylu kibiców, że zabraknie miejsc. To byłby sygnał dla miasta, że trzeba przebudować obiekt. To kibice muszą pokazać, że chcą kolejną trybunę. Wówczas osoby, które są decyzyjne, jeśli chodzi o przebudowę obiektu, ulegną. Stwierdzą, że warto jest jeszcze raz zainwestować w stadion  twierdzi Łabudzki. Przypomnijmy, że ratusz nie jest zainteresowany rozbudową stadionu w trwającej kadencji. Oznacza to, że przynajmniej do roku 2018 pojemność obiektu nie ulegnie zmianie. - Wcale nie dziwię się panu Ferencowi. Na jego miejscu też nie wydawałbym pieniędzy w błoto. Póki nie ma kibiców, nie ma potrzeby dodatkowych miejsc - zauważa Łabudzki.

Czy rzeszowscy kibice znowu wypełnią miejską arenę po brzegi?
Czy rzeszowscy kibice znowu wypełnią miejską arenę po brzegi?

Pozostałe cele: Popracować nad szkółką

Celem sportowym jest walka o fazę play-off, choć zapewne większość kibiców Żurawi będzie zadowolona z utrzymania. Istotna będzie również wypłacalność, ale tą poznamy dopiero wraz z końcem listopada. Jeśli trybuny znowu zapełnią się tłumami kibiców, to będzie to pozytywny sygnał dla całego żużla w mieście. A jakie są pozostałe cele PGE Stali Rzeszów na nowy rok? - Wiem, jakie rzeczy muszą zostać zmienione - odpowiada tajemniczo Łabudzki.

Zdecydowanie największym mankamentem klubu ze stolicy Podkarpacia jest w ostatnich latach miejscowa szkółka. Ta od kilku sezonów nie wyszkoliła żadnego liczącego się żużlowca. Ostatnim w miarę udanym owocem szkółki jest 24-letni dziś Dawid Lampart. Wielu kibiców za brak nowych wychowanków obarcza Martę Półtorak, która miała traktować miejscową szkółkę po "macoszemu". - Absolutnie się z tym nie zgodzę. Jeżeli chodzi o wyszkolenie młodzieży, to od tego jest szkółka. Klub ekstraligowy jest osobnym podmiotem. Natomiast z pewnością pomiędzy jednym, a drugim brakowało jakiegoś łącznika - przyznaje Łabudzki.

W ostatnich latach przez sekcję żużlową Stali Rzeszów przewinęli się m.in. Mateusz Szostek, Łukasz Kret, Kamil Rak czy Karol Machowski. Kariera tych zawodników albo dobiegła już końca, bądź też nieustannie się do niego zbliża. Jedynymi zawodnikami, ze szkółki, którzy zostali dokooptowani do ekstraligowego składu są Grzegorz Bassara i Artur Cyło. Oboje są już blisko 20 roku życia, a sukcesów na koncie wciąż brak. - Warto popracować nad szkółką. Zarówno dla chłopaków, którzy już w niej są jak i dla tych, którzy być może niedługo do niej dołączą. W przyszłości mogą być z tego korzyści. Przyłożymy się do tego - zapewnia Łabudzki.

Źródło artykułu: