Półtora okrążenia (18): Nice PLŻ cierpi przez Ekstraligę. Trwa kolędowanie od domu do domu

- Nice PLŻ ma problem ze startem w pełnym składzie. To efekt zamieszania, które mieliśmy niedawno w Ekstralidze - pisze w swoim felietonie Marta Półtorak.

Nice PLŻ cierpi przez Ekstraligę. Kolędowanie od domu do domu

Nice Polska Liga Żużlowa ma problem, żeby pojechać w pełnym składzie. Nie jestem tym szczególnie zdziwiona, bo kosztem tej klasy rozgrywkowej w komplecie pojedzie Ekstraliga. Wszyscy wiemy, na jakich zasadach się to odbyło. Nie było tak, że każdy uzyskał awans w sposób sportowy.
[ad=rectangle]
W Ekstralidze pojedzie osiem drużyn. Świetnie. Każdy się z tego cieszy, ale nikt nie pyta, co z Nice PLŻ, która w minionym sezonie zrobiła krok w przód. Mamy przecież vacat i to jest poważny problem, nad którym należy się pochylić. Sytuacja na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej to efekt zamieszania, które jeszcze niedawno miało miejsce Ekstralidze. Coś odbyło się kosztem czegoś innego i Nice PLŻ teraz na tym cierpi. Gdyby nie było potrzeby uzupełniania na siłę składu Ekstraligi, to na jej zapleczu nie byłoby kłopotu aż w takim wymiarze, jaki mamy obecnie.

Teraz będzie naprawdę trudno zaproponować komukolwiek występy w Nice PLŻ. To jest ciągnięcie na siłę za uszy. Nawiązując do czasu, który mamy, przypomina to obecnie chodzenie z kolędą od domu do domu i szukanie chętnego. To wszystko rodzi też pytanie, jaką nagrodą jest w tej sytuacji awans wywalczony w sportowej rywalizacji. Nie trzeba czegoś zdobyć na torze, żeby jechać w wyższej lidze. Promocja do lepszej ligi przestaje być wynagrodzeniem, a często jest po prostu przedsięwzięciem obarczonym dużymi kosztami. Trzeba przecież stworzyć zespół ludzi, nadzorować ich pracę i wydać pieniądze.

Teraz chodzimy od domu do domu i próbujemy załatać dziurę. Można to zrobić, ale trzeba z czegoś uciąć. I tak w kółko. To taka zabawa w wycinankę. Na dobrą sprawę ten cały płaszcz jest znoszony i nie wiemy, czy wytrzyma przez cały rok.

Musimy mieć jednak świadomość, że to, co się teraz dzieje, nie jest wynikiem ostatniego sezonu. Nic nie powstaje od razu. To wszystko powodują wydarzenia, które mają miejsce w sporcie żużlowym od kilku ładnych lat. Jeśli nie będziemy przykładać większej wagi do rzeczy w sporcie oczywistych, czyli samego widowiska sportowego i kibiców, to nie pójdziemy w dobrym kierunku. Za wszelką cenę chcemy urządzać igrzyska, na które nie ma za bardzo chętnych.

Posłuchajmy kibiców, którzy od kilku sezonów mówią, że jakość widowisk żużlowych nieco podupada. Cieszymy się czasami z jednego znakomitego i emocjonującego spotkania, tylko nie o to chodzi. Ubiegły sezon w Nice PLŻ wyglądał naprawdę nieźle. Wszystkie mecze były w miarę ciekawe. Tak działo się do czasu, bo w fazie play-off wszystko się nieco rozleciało. Mam między innymi na myślę rywalizację PGE Marmy z Carbon Startem, która pewnie mogła dostarczyć więcej emocji.

Czy stanęłabym w jednym rzędzie z tymi, którzy za sytuację w Nice PLŻ obwiniają teraz Piotra Szymańskiego i innych ludzi z GKSŻ? Nie twierdzę, że to jest wina jednej osoby. Jako przewodniczący powinien szukać pewnych rozwiązań, ale sport żużlowy to jest zbyt małe środowisko, żeby tak swobodnie przekładać sobie w nim klocki. Jeden został wyciągnięty z Nice PLŻ. Nie ma sensu mówić, że ta klasa rozgrywkowa nie jest powiązana z Ekstraligą, bo właśnie teraz dobrze widzimy, że jest. Niestety, widowisko i kibice w pierwszej lidze ucierpią. Tam też są kluby, które się dobrze prezentują, są też takie nieco słabsze, ale nie o to teraz chodzi. Nie ma pełnej ligi to największa bolączka. Będzie pewnie mniej spotkań, których i tak nie było jakoś bardzo dużo.

Teraz pewnie będziemy dalej pytać, kto jest chętny na jazdę w Nice PLŻ i może lepiej, żeby się nikt nie zgodził w takich okolicznościach? To mogłoby wyrządzić więcej szkód niż pożytku. Jest zdecydowanie za późno na takie ruchy. Spóźniliśmy się o kilka miesięcy. O takich działaniach należało myśleć dużo wcześniej, bo każdy klub musi mieć czas na podjęcie takiej decyzji i przygotowanie się do niej. Nie ma nic gorszego niż start z niepewnym budżetem. To może okazać się gwoździem do trumny.

W polskim żużlu wiele rzeczy dzieje się w oparciu o zasadę "a nuż się to jakoś samo rozwiąże". I z tego bierze się wiele problemów. Jeśli były sygnały o trudnej sytuacji w niektórych ośrodkach, to należało o tym alarmować także inne kluby. Zastanawiam się, jak to jest, że władze polskiego żużla nie patrzą na wszystko w sposób bardziej perspektywiczny. Czasami trzeba reagować nieco wcześniej, żeby znaleźć dobre wyjście z sytuacji.

Marta Półtorak 

Źródło artykułu: