Marek Cieślak po zdobyciu brązowego medalu z tarnowskim klubem, zdecydował się
na przeprowadzkę do Ostrowa Wielkopolskiego. Z tego powodu Jaskółki budowały
tej zimy swój skład na innych zasadach, a o czym już wcześniej wspominał prezes
Łukasz Sady. Mimo to, przed drużyną zostały postawione ambitne cele - awans do
fazy play-off. Z ich realizacji będzie rozliczany duet Mirosław Cierniak - Paweł Baran.
[ad=rectangle]
- Nie traktujmy tego wszystkiego w kategoriach, że ktoś ma zastąpić Marka
Cieślaka - podkreśla w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Sady. - Nikt
inny być może nie ma takiego trenerskiego nosa jak Marek Cieślak. O tym w Tarnowie mogliśmy przekonać się wiele razy. Do tego dochodzą też umiejętności
psychologiczno - dyplomatyczne. Ten szkoleniowiec potrafi rozmawiać z zawodnikami i do nich dotrzeć. To duża sztuka. Trzeba znać się na stronie sportowej, ale być przy tym świetnym psychologiem, natomiast nikt nie jest niezastąpiony. Chcemy dać szansę Mirkowi i Pawłowi. Obaj są związani z Tarnowem. Osiągnięcia mają większe lub mniejsze, ale zebrali już sporo doświadczeń. Mirek jeździł, a poza tym pracuje od lat z dziećmi i młodzieżą. Paweł to również były zawodnik, który wiele nauczył się od Marka Cieślaka. Razem z Mirkiem mogą stanowić ciekawy duet - wyjaśnia Sady.
Tej zimy relacje Łukasza Sadego i Marka Cieślaka nie były najlepsze. Kilka razy
pomiędzy prezesem a trenerem dochodziło do ostrej wymiany zdań w mediach. Obaj
panowie kontaktu ze sobą nie utrzymują. Na razie temat powrotu doświadczonego
szkoleniowca do Tarnowa jest zamknięty. - Nie mam żadnego kontaktu z Markiem
Cieślakiem. Mam mnóstwo swoich obowiązków w Tarnowie, a trener, jak podejrzewam, ma co robić w Ostrowie Wielkopolskim. Nie mam zdania na temat jego powrotu do Tarnowa. Mamy sztab szkoleniowy Cierniak - Baran i im chcemy dać szansę. Co będzie za rok czy za dwa lata? Tego się nie da przewidzieć. To szmat czasu. Wierzę, że nasz duet się sprawdzi. Oby odnieśli sukces sportowy. Wtedy z pełnym przekonaniem będziemy mogli kontynuować współpracę - kończy Sady.